PIS ogłosił przed chwilą oficjalnie, ze kandydatem tej partii w wyborach prezydenckich będzie Jarosław Kaczyński.
Przez ostatni tydzień padały na salonie w tym zakresie różne dziwne propozycje. Poważne i niepoważne. Zarówno tych, których autentyczną troską, ze względu na konsekwencje tego wyboru, było to, kto będzie głównym rywalem Komorowskiego i tych, którzy próbowali, w ramach swoich możliwości, próbować podsuwać faryzejskie pomysły.
Na szczęście wśród tych, którzy o wystawieniu kandydata decydowali, zwyciężyły polityczna mądrość i zdrowy rozsądek. Napisano to już wielokrotnie, mimo to powtórzę. Jeśli tylko Jarosław Kaczyński czuje się po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce w ostatnich ponad dwóch tygodniach w polskim życiu politycznym, na siłach, to jego kandydatura była JEDYNĄ MOŻLIWĄ. Patrząc z punktu widzenia kogoś, kto (nieważne z jakich powodów) nie chce, żeby przez najbliższe kilka lat w Polsce zapanował monopol władzy na miarę PRL-u. PRL-u lat pięćdziesiątych chciałem napisać, ale się wstrzymam.
Ja nie wiem, czy wobec tego, co zapanowało w umysłach dużej części Polaków przez ostatnie dwa czy trzy lata, lider głównej partii opozycyjnej wygra wybory. Ale jeśli ktoś może tego dokonać to TYLKO I WYŁĄCZNIE ON. Jeśli Kaczyński przegra, to będzie oznaczało tylko tyle, że PO i stojące za nią siły są w tym kraju, bez względu na cokolwiek, w tej chwili NIE DO RUSZENIA. Innych wniosków wypływających z tego rozstrzygnięcia na razie sobie oszczędzę, bo wierzę, że tak się nie stanie. Oczywiście wytłuszczona wyżej i zaznaczona wielkimi literami konstatacja będzie, np. dla mnie, bardzo bolesna, ale przynajmniej rzetelnie ukaże nie tylko rozkład sił na scenie politycznej w Polsce AD 2010, ale i stan i kondycję jej, mających czynne prawo wyborcze, obywateli.
Wystawienie przez PIS kogokolwiek innego niż Jarosław Kaczyński, byłoby dobrowolną rezygnacją z próby zapobieżenia zawłaszczeniu przez PO całym życiem politycznym i publicznym Polski. Rozumiem też podnoszone w PIS i wśród blogerów obawy, że wygrane przez Kaczyńskiego wybory prezydenckie to, chcąc nie chcąc, w konsekwencji duże straty jego partii w Sejmie. Straty, być może, w tej chwili nie do wyobrażenia. Wszystko ma jednak swoją wartość. Dla jakiegokolwiek polskiego polityka, i nie tylko zresztą, najwyższą wartością powinno być dobro Polski. Jeśli ktoś pojmuje je tak, jak na ten przykład ja, to najważniejsze jest nie dopuścić do prezydentury Komorowskiego. I temu należy podporządkować wszystkie działania. PIS i Jarosław Kaczyński wykonali pierwszy ruch w tym kierunku.
Jako zagorzały przeciwnik przynoszącej Polsce na każdym prawie, moim zdaniem, kroku wstyd, upokorzenie i degradację, Platformy Obywatelskiej życzę im, żeby nie był to ruch ostatni.
I szukajcie już, PIS-owcy, nowego lidera na Wiejskiej. Bo Kaczyński faktycznie może te wybory wygrać! Na razie świadczy o tym tylko wielki strach w oczach III RP. Ale na tym etapie to naprawdę bardzo dużo. Z reguły ten strach i niedowierzanie przychodziło salonowi nieco później.
Inne tematy w dziale Polityka