Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
230
BLOG

Konflikt Bernadotte - Napoleon 18 brumaire'a

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Kultura Obserwuj notkę 1
Gdy Bonaparte był odcięty w Egipcie, Bernadotte piął się coraz wyżej po szczeblach kariery. Także i inni politycy nie próżnowali i planowali, jak najlepiej urządzić się w nowej Francji. Jednym z nich był Emmanuel-Joseph Sieyés, aktywny od początku rewolucji, autor słynnej broszury „Co to jest stan trzeci”, opublikowanej w roku 1789. Przetrwał terror jakobiński, a do polityki wrócił po upadku Robespierre'a jako członek Rady Pięciuset, a potem Dyrektoriatu. Po okresie wyznawania jakobinizmu „przejrzał na oczy” i chciał zreformować system po swojemu.

Sieyés niedawno doprowadził do usunięcia niewygodnych dyrektorów, a teraz postanowił pójść dalej w tym kierunku. System był bowiem skorumpowany, lud niezadowolony, a kasy państwowe puste – co stanowiło poważną przeszkodę w bogaceniu się rewolucyjnej elity. Sam był tylko politycznym demagogiem, do tego byłym księdzem. Potrzebował kogoś, kto wesprze go szablą, potrzebował znanego generała, dostatecznie ambitnego, aby mu pomoc i dostatecznie uległego, aby mu potem nie przeszkadzać. Byle nie Bernadotte, którego promował Barras! Bernadotte miał bowiem własne pomysły na rządzenie Francją. Siéyes nie kwestionował zdolności słynnego generała, a raczej jego samodzielność i rosnącą z każdym dniem popularność. Obserwował też z rosnącym niepokojem jego kontakty z neojakobinami. Uważał wciągnięcie go do prac rządowych za pożądane, ale… Oddajmy głos Siéyesowi:

 „Z jednej strony nie mam wątpliwości, co do jego kwalifikacji militarnych, ale mam duże zastrzeżenia, co do jego zdolności politycznych. Bernadotte sam nie wie, czego chce. Długo zwlekał, zanim określił się jako patriota w czasach kiedy nikt, komu na tym zależało, nie miał prawa nim nie być, ponieważ tylko to dyktował rozsądek. Teraz kiedy już można namyślać się dwa razy czy jest się już prawdziwym patriotą z domieszką jakobinizmu, co dziś uważane jest za patriotyzm, to Bernadotte chce być większym jakobinem od nas wszystkich razem wziętych. Przede wszystkim nie jest to wyrazem dobrego smaku i tym samym jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Jakobini byli dobrzy, kiedy była pora na burzenie i obalanie, teraz jest czas na organizowanie i odbudowę. Wygląda też na to, że Bernadotte nie zrozumiał tego w porę i uważa nas za szuanów. Mówi z wielką przesadą o ojczyźnie i wolności, chce krzyczeć jak orzeł, a tymczasem ze swojej wysokości krzyczy jak mewa, którą zresztą swoją fizjonomią przypomina z wyglądu. Jest jednak z gruntu zbyt łagodny, aby udawać drapieżnego ptaka. Niech prowadzi wojny, dowodzi na wojnie, niech tak będzie, to potrafi najlepiej, ale jeżeli chodzi o rozumienie polityki i sensu rewolucji, to w tym momencie, w którym znajdujemy się dzisiaj, zachowuje się jak dziecko, a nawet jak nierozsądne dziecko.”

Siéyes złościł się z każdym dniem coraz bardziej na Jeana, który w dodatku miał nawet pomysł na zmianę konstytucji. Proponował m.in. ograniczenie liczby dyrektorów do trzech, których wyłaniano by z grupy osób sprawujących wcześniej wysokie funkcje w państwie, np. ministerialne. Zgodnie z taką konstytucją sam Bernadotte miałaby wtedy szansę na objęcie stanowiska Dyrektora. Zdaniem Barrasa, Siéyes uważał go już w tym momencie za wroga a w każdym razie za bardzo niebezpieczną osobę dla swoich planów i narzekał:

 „Jego proklamacje podniecają i podżegają Francję. My już nic nie znaczymy, nas się już prawie nie zauważa, krajem rządzi minister wojny!”

Prawdopodobnie wtedy wykrystalizowała się jego koncepcja zamachu stanu – przeciw ambicjom Bernadotte'a i tym, którzy ewentualnie mogli go poprzeć. Barras był natomiast pełen respektu dla Bearneńczyka:

„To całkowita prawda, że Bernadotte, dzięki swoim energicznym działaniom praktycznie rządził krajem. Był jedynym wojskowym patriotycznym i administracyjnym czynnikiem, który w tym momencie przeciwdziałał rozpadowi republiki. Bernadotte był zarówno uczciwy, godny zaufania i energiczny. We wszystkich swoich planach i działaniach miał za cel dobro i obronę republiki. Cechowała go wielka szczerość i byłby działał na rzecz wzmocnienia dyrektoriatu, gdyby miało to służyć wewnętrznej jedności. Sieyes natomiast, którego zalewała żółć ze złości i ze strachu, widział tylko negatywne strony.”

Wygląda na to, co później zresztą przyznał także Bonaparte, że elity ówczesnej władzy bardziej obawiały się ambicji Bernadotte'a, który był blisko niż Bonapartego, który był daleko. Poza tym, kiedy Bernadotte sprawował urząd ministra wojny, każda próba zamachu stanu – czy to z lewa, czy z prawa, czy w końcu w wykonaniu samego Sieyésa, byłaby niemożliwa. Sprawność organizacyjna ministra, który z zapałem reorganizował i powiększał francuską armię mogła poza tym doprowadzić do faktycznego skupienia władzy w jego ręku, w oparciu o armię. Obawiano się po prostu, że minister wojny doprowadzi do zmiany konstytucji, obawiano się dyktatury wojskowej Bernadotte'a zgodnie z zasadą: kto jest panem sił zbrojnych, jest panem państwa.[4]. Nie wiedziano natomiast jaka opcja polityczna go poprze i co to praktycznie będzie oznaczać dla polityków starego układu.

Bernadotte podczas sprawowania urzędu ministra wojny otrzymał dwie polityczne propozycje, pochodzące z dwóch przeciwstawnych opcji opozycyjnych. Po pierwsze usiłowali go przeciągnąć na swoją stronę rojaliści. Skontaktował się z nim przedstawiciel rojalistów, Korsykanin Ange Chiappe, który w imieniu Louisa de Bourbon-Condé, księcia d'Enghien, zaproponował mu dowództwo armii po udanym przewrocie. Bernadotte podziękował za okazane zaufanie, ale odrzucił propozycję. Zobowiązał się jednak do zachowania tajemnicy przez trzy dni, zanim ujawni sprawę Dyrektoriatowi.

Z drugie strony kontaktowali się z nim jakobini, oferując pozycję dyktatora w okresie przejściowym po zamachu, zanim ukonstytuują się władze republikańskie. Taką ofertę złożyli mu 2 września 1799 roku generałowie Jourdan, Augereau i Salicetti. Inne przekazy mówią, że planowano utworzenie triumwiratu Bernadotte, Jourdan, Augereau. Sugerowano aresztowanie Barrasa i Sieyesa. Bernadotte odpowiedział tym razem, że zdaje sobie sprawę z błędów popełnionych przez aktualne rządy, ale wszelkie zmiany powinny się odbywać nie drogą zamachu, tylko w ramach leganie działających instytucji. Gdyby więc legalne instytucje chciały skorzystać z jego szabli, to jest do dyspozycji. Odrzucał zatem opcję jakobińską i rojalistyczną, ale na samodzielne przejęcie władzy w oparciu o urząd ministra wojny nie mógł się zdecydować, bo poparcie wojskowych nie wystarczało do legalnej zmiany konstytucji. Historyk francuski, Vandal, wysuwa tezę, że Bernadotte nie opowiadał się po żadnej ze stron, ani sam nie podjął inicjatywy, bo był człowiekiem niezdecydowanym:

„Bernadotte był kwintesencją niezdecydowania. Dręczyła go myśl, że powinien odgrywać pierwszoplanową rolę, ale równocześnie paraliżowała go bezsilność, której nie potrafił przezwyciężyć, aby uczynić pierwszy krok i przekroczyć Rubikon.”

W każdym razie kiedy różne opcje starały się przeciągnąć go na swoją stronę, Sieyés po prostu postanowił się go pozbyć. Skorzystał z okazji, kiedy urażony czymś Bernadotte wygłosił jedną ze swoich gaskonad grożąc, że ustąpi ze stanowiska ministra wojny i wtedy wysłał mu następujące pismo:

 „Obywatelu ministrze, jeżeli zrozumieliśmy dobrze, pragniecie powrócić do armii. W związku z tym zwalniamy Was z funkcji ministra, ze skutkiem natychmiastowym. Dyrektoriat chętnie zasięgnie Waszej opinii, jakiego rodzaju dowództwo chcielibyście objąć. Sieyes, przewodniczący,”

Bernadotte ripostował: Zaakceptowaliście moją rezygnację, choć jej nigdy nie składałem. Rozgoryczony poprosił o przyznanie emerytury z połową pensji. W ten sposób po krótkiej karierze dyplomatycznej, zakończyła się krótka kariera rządowa naszego bohatera. Odsunięcie Bernadotte'a było w każdym razie pierwszy krokiem prowadzącym do 18 brumaire'a. Barras był niepocieszony, że jego protegowany stracił stanowisko, ale uważał, że w tym momencie lepiej ulec woli Sieyesa niż mu się przeciwstawiać. Był to błąd bo niebawem miała przyjść pora i na niego! Także i inny Dyrektor, Louis-Jérôme Gohier, uważał usunięcie generała za błąd:

„Bernadotte jest nie tylko użyteczny dla Republiki, ale jest nieodzowny dla Republiki.”

Informacje o planach neojakobinów dotarły do Barrasa i Sieyesa za pośrednictwem generała Jeana Sarrazina. Tymczasem 13 września Jourdan, idąc może za sugestią Bernadotte'a o konieczności legalnej drogi, chciał z posłami jakobińskimi przeforsować w Radzie Pięciuset uchwałę „ojczyzna w niebezpieczeństwie”. Stwarzałoby to legalną możliwości działania przeciwko ewentualnemu zamachowi stanu, dając równocześnie wykonawcom uchwały dyktatorską władzę w okresie jej obowiązywania. Rada Pięciuset odrzuciła jednak wniosek Jourdana, który za chwilę poszedł do Bonapartego i z kolei usiłował się z nim dogadać. Dyrektorzy zorientowali się, że muszą działać szybko i energicznie. Sytuacja w tym momencie była dość skomplikowana, żeby nie powiedzieć, chaotyczna. I nie bardzo można chyba winić Jeana, że nie wykazał zdecydowania. Zdecydowania – na co, na kogo, na jaką opcję? Może w ogóle nie trzeba było wybierać, może należało po prostu czekać na rozwój sytuacji i zachować daleko idącą ostrożność i neutralność? Sojusze polityczne zmieniały się z godziny na godzinę. Ciągle spekulowano, kto pójdzie z kim, kto przeciągnie kogo na swoją stronę? Kogo poprze armia, kogo Rada Starszych, a kogo Rada Pięciuset, kto wypłynie na powierzchnię – Bernadotte, Jourdan, Augereau? Bernadotte, Moreau, Bonaparte jako konsulowe? Bernadotte przeciwko Bonapartemu, Bernadotte z Bonapartem? Zresztą jeszcze wszystko mogło rozejść się po kościach.

Sieyés działał jednak dość konsekwentnie. Najpierw usunął jakobinów od wpływu na rządy, potem generała Marbota ze stanowiska komendanta Paryża, zastępując go generałem Lefevre, ale później musiał się zdecydować, kto w końcu zrobi dla niego zamach. Może Moreau? Moreau się wahał. Podobno to on zaproponował Bonapartego, który właśnie wylądował na południu Francji: „Oto twój człowiek. On zrobi ten twój zamach stanu znacznie lepiej ode mnie.” I zrobił, ale wygląda na to, że nie miał wyjścia!

Pamiętajmy, że ambitnych generałów było wtedy kilku. Niektórzy nie poprzestawali na ambicjach wojskowych i mieli ochotę na coś więcej. Wśród nich był Jean Bernadotte, którego Sieyés obawiał się najbardziej. No dobrze, ale co zrobić z Bernadotte? Musiał oprzeć się na generale, który będzie mu posłuszny i bardziej zdecydowany niż Bernadotte. Macdonnel podkreśla, że wszyscy generałowie, może z wyjątkiem Bonapartego, byli pionkami w porównaniu z Bernadottem, którego stanowisko było niezwykle ważne w obliczu planowanego zamachu stanu. Jakimś probierzem mógł być fakt, że Bernadotte dopiero, co chciał aresztować Bonapartego zaraz po jego powrocie z Egiptu, za opuszczenie armii i złamanie obowiązkowej kwarantanny. Bardzo liczono się z jego zdaniem.

„Co powie na to ten chytry Gaskończyk? Jakie zajmie stanowisko? I czy w ogóle zajmie jakiekolwiek. Długie i niespokojne były narady na Chantereine (ulicy, gdzie był dom Józefiny). Sieyés i Roger Ducos, członkowie Dyrektoriatu, Talleyrand i Bonaparte powracali ciągle do zasadniczego pytania: Czy da się pozyskać Bernadotte'a, jeśli nie, to czy zamach uda się bez niego? Dyskretnie nagabywano go, lecz bez rezultatu. (…) Wreszcie spiskowcy doszli do przekonania, że szkoda czasu na odgadywanie znaczenia uśmiechów i półsłówek Bernadotte'a. Trzeba działać bez niego.”

Wszystko wskazuje na to, że postępowanie Napoleona w tym momencie było wymuszone przez okoliczności, „za którymi zaledwie nadążał”. Był zdesperowany. Wiedział, że poniósł sromotną klęskę w Egipcie, której pewnie mu nikt nie wybaczy jeżeli nie przebije jej jakąś mocniejszą kartą. Gorzej – opuścił armię – praktycznie zdezerterował i wrócił do Francji, aby załatwić swoje sprawy. Jeszcze bowiem w Egipcie dowiedział się, że zdradza go Józefina, dowiedział jak wygląda sytuacja we Francji, wiedział o przegranej na froncie włoskim. Uczynni Anglicy dostarczyli mu do Egiptu europejską prasę. Może nawet zdrada Józefiny ważyła więcej od próby ratowania kariery. Gdyby utknął w Egipcie sytuacja wymknęłaby mu się spod kontroli. Po ewentualnym jakobińskim lub rojalistycznym przewrocie w Paryżu zostałby i tak odwołany, o ile by wcześniej nie zginął, i prawdopodobnie skazany za przegraną kampanię, za utratę całej armii. Zdecydował się więc na spektakularny powrót. Jeżeli nie włączy się w grę, to straci wszystko i ktoś taki, jak minister wojny, wyda nakaz jego aresztowania. Co będzie potem, lepiej nie myśleć.

Jego desperacja trafiła na podatny grunt, bowiem równie zdesperowany Sieyés szukał szabli, która wesprze jego ambicje polityczne. W tej sytuacji Bonaparte zdał sobie sprawę, że ma tylko jeden ruch zanim dostanie mata – musi poprzeć Sieyésa, bo jeżeli ten zrobi zamach stanu bez jego udziału, to groźba Bernadotte'a o aresztowaniu przestanie być tylko gaskonadą. Powinien przekonać Sieyésa, że jest dla niego mniej niebezpieczny i bardziej uległy niż Bernadotte, i że pomoże mu lepiej, niż zrobiłby to Moreau.

Rozwiązanie nasuwało się samo – zamiast aresztowania Bonapartego dopuszczono go do spisku, a odsunięto Bernadotte'a. Sieyés dał Napoleonowi sygnał, że jest mile widziany w Paryżu i nic mu nie grozi, byleby tylko zrobił to, co należy zrobić. Sieyés sądził, że Bonaparte będzie mu potem wdzięczny, że zamiast do więzienia trafił do elity rządzącej krajem. Rzucił kości, ale nie przewidział, gdzie upadną. Napoleon chętnie włączył się do gry, ale czemu miał grać, aby wygrał Sieyés? To nieprawda, że Napoleon planował wtedy zamach stanu, on tylko wykorzystał zamach stanu Sieyesa dla swoich celów, zgodnie z zasadą nadążania za okolicznościami.

Później jakby coraz mniej pamiętano, że 18 brumaire'a był zamachem stanu Sieyésa, a coraz chętniej przypisywano jego autorstwo zwycięzcy – Bonapartemu. Sieyés zaplanował wszystko w ogólnych zarysach, doszły do tego pomysły Lucjana i Józefa, a samo wykonanie należało do Napoleona. W pierwszej fazie był tylko narzędziem, ale wiedział, że musi sobie zapewnić poparcie innych generałów, gdyż w innym wypadku zwrócą się przeciwko niemu. Przede wszystkim należało pozyskać albo zneutralizować Bernadotte'a, który czuł się pokrzywdzony niedawną dymisją i oscylował politycznie w stronę neojakobinów, którzy sami myśleli o przejęciu władzy. Louis Antoine Fauvelet de Bourrienne, sekretarz Napoleona zanotował jego słowa:

„Dowiedziałem się już wielu rzeczy, teraz zobaczymy co z tego wyniknie. Bernadotte jest szczególnym człowiekiem. Kiedy był ministrem wojny, Augereau, Salicetti i kilku innych, mówiło mu, że konstytucja jest w niebezpieczeństwie, i że należałoby pozbyć się Sieyesa, Barrasa, a Fouche stał na czele niezadowolonych. Co zrobił Bernadotte? Nic. Domagał się dowodów. Żadnego nie przedstawiono. Domagał się pełnomocnictw. Kto mógł mu je zapewnić? Nikt. Sam powinien je sobie wziąć, ale nie chciał się narażać. Nie mógł się na nic zdecydować. Mówił, że nie zamierza wchodzić w żadne układy, które mu proponowano. Obiecywał tylko, że zachowa milczenie pod warunkiem, że do niczego nie dojdzie. Bernadotte nie pomoże, on jest zawadą. Słyszałem od osób dobrze poinformowanych, że wiele wpływowych osobistości chciało obdarzyć go znaczną władzą dla dobra publicznego, ale on był uparty i o niczym nie chciał słyszeć.

Sądzę, że Bernadotte i Moreau są przeciwko mnie. Nie obawiam się Moreau, brakuje mu energii. Wiem, że odpowiadałaby mu dyktatura wojskowa. Wystarczy, że obiecam mu dowództwo armii. Ale Bernadotte! On ma arabską krew w swoich żyłach. Jest przedsiębiorczy i odważny. Jest co prawda w sojuszu z moimi braćmi, ale mnie nie lubi i jestem prawie pewien, że chce mi się przeciwstawić. Jeżeli stanie się ambitniejszy, może narazić na ryzyko każde przedsięwzięcie. Pamiętasz jak się zachowywał podczas 18 fructidor'a kiedy wysłałem go, aby wspierał Augereau. Nie mam wpływu na tego diabła, niczym nie da się go skusić. Jest bezstronny i bystry. Ale przecież dopiero co przyjechaliśmy i jeszcze nie wiadomo, co może się wydarzyć.”

Wszyscy generałowie przebywający w Paryżu wiedzieli, co się święci i samorzutnie złożyli wizytę Bonapartemu, wszyscy z wyjątkiem Bernadotte'a. Jean uważał, że to Napoleon powinien złożyć mu wizytę jako pierwszy. Co prawda kiedyś był jego podwładnym, ale odkąd został ministrem wojny, stał socjalnie wyżej niż Bonaparte. Tak mu się przynajmniej wydawało. Napoleon po powrocie z Egiptu przełknął fakt, że Bernadotte niedawno zamierzał go aresztować i sam musiał zaaranżować spotkanie, na którym odkrył mu swoje plany. Bonaparte mówił mu o rozpaczliwym położeniu Republiki, natomiast Bernadotte uważał, że kondycja kraju jest doskonała i ripostował:

Nie obawiam się o bezpieczeństwo Republiki, która, jestem tego pewien, potrafi załatwić się z nieprzyjaciółmi zewnętrznymi i wewnętrznymi.

Bonaparte krytykował ostro klub jakobinów, w którego działalność jakoby mocno był zaangażowany Bernadotte. Ten ripostował:

Ależ generale, pańscy bracia należeli do jego najbardziej aktywnych założycieli. To przecież pański przyjaciel Salicetti i pański brat kierują klubem z pańskiego polecenia, a ja sam nie miałem czasu zajmować się klubem, bo miałem inne obowiązki.

Bonaparte uważał jednak, że działalność klubu zagraża bezpieczeństwu państwa i konkludował:

Tak generale! Wolałbym żyć w lesie niż w państwie, które nie daje bezpieczeństwa.

Bernadotte odpowiedział szyderczo:

Mój Boże, jakiegoż bezpieczeństwa brak panu?

Do gestykulujących panów zbliżyła się Józefina i rozmowa stała się bardziej cywilizowana. Później Napoleon z Bourriennem zastanawiali się nad retoryczną figurą Bernadotte'a o nieprzyjaciołach zewnętrznych i wewnętrznych. Napoleon miał nadzieję, że uda mu się pozyskać lub choć zneutralizować w jakiś sposób Bearneńczyka. Następnego poranka komunikował Bourriennowi:

„Myślę, że nie zgadniesz z kim dziś rano będę jadł śniadanie? Z Bernadottem i wiesz, najlepszy dowcip, że to ja sam się wprosiłem. Zobaczyłbyś jak do tego doszło gdybyś był wczoraj wieczorem z nami w Theatre Francais. Wiesz, że jutro mamy odwiedzić Józefa w Mortfontaine… A więc kiedy wyszliśmy z teatru znalazłem się przypadkowo ramię w ramię z Bernadotte i nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Zapytałem się więc czy będzie na tym przyjęciu jutro wieczorem. Potwierdził. Właśnie przechodziliśmy koło jego domu przy Rue Cisalpine. Powiedziałem mu wtedy bez żadnych ceremonii, że chętnie wpadłbym do niego rano na kawę, z czego wydał się być zadowolonym. To skompromituje go w oczach Gohiera… I co o tym myślisz? Nigdy nie okazuj strachu, nigdy. Wiem, co robię… Pamiętaj, trzeba zawsze robić dobrą minę do swoich nieprzyjaciół. W innym wypadku pomyślą, że się boisz, a tak zyska się ich zaufanie.

Jean oczywiście nie mógł powiedzieć „nie” i Desirée przygotowała wystawne śniadanie, aby generał Bonaparte zapomniał o powabach Egiptu. Po śniadaniu całe towarzystwo udało się do Józefa, gdzie generałowie szeptali po kątach, a Bernadotte czuł, że coś dzieje się poza nim. Później spotkał generała Moreau, który wypytywał go, co sądzi o planach Napoleona. Moreau był zdania, że jest to człowiek, który wyrządził najwięcej szkód Republice. – I wyrządzi ich jeszcze więcej, odparł Bernadotte. Obaj generałowie doszli do wniosku, że należy przeciwstawić się planom Bonaparte. Francuski pisarz współczesny wydarzeniom, François-René Chateaubriand, uważał, że po powrocie Napoleona z Egiptu tylko czterech ludzi mogło przeciwstawić się jego planom. Byli to Barras, Sieyés, Bernadotte i Moreau. Napoleonowi udało się odizolować Barrasa, przekonać Sieyesa, że jest jego człowiekiem, pozyskać Moreau… Pozostawał tylko Bernadotte.

Napoleon zrewanżował się Jeanowi obiadem wydanym 16 brumaire'a (6 listopad), na który zaprosił też innego niepewnego jakobińskiego generała – Jourdana. Po obiedzie dyskutowano o zaletach wojny zaczepnej i obronnej. Napoleon był za atakiem, Bernadotte za obroną. Bernadotte podsumował: Łatwiej jest najechać na jakieś terytorium niż je utrzymać w swoim posiadaniu. Napoleon podczas wymiany zdań przycinał Jeanowi przezywając go szuanem, w nawiązaniu do jego kontaktów z księciem d'Enghien, któremu umożliwił ucieczkę z Paryża. Bernadotte ripostował:

– Powinien pan być konsekwentny generale. Cztery dni temu oskarżał mnie pan o sprzyjanie jakobinom. Teraz oskarża mnie pan, że chronię rojalistów.

Archibald Gordon Macdonell przedstawia jedno ze spotkań Bernadotte z Bonapartem we właściwy dla siebie, mocno przerysowany sposób:

 „Nagle na (ulicy) Chantereine zjawił się Bernadotte, w cywilnym ubraniu, gestykulujący, wygłaszający puste tyrady, wymachujący trzciną trzymaną w ręce. Bonaparte chciał z nim postąpić podobnie jak z Lefébrem (którego zjednywał dla sprawy wcześniej). Wziął go na stronę w wyłożył cały plan zamachu, błagał o pomoc, namawiał by natychmiast wrócił do domu, włożył mundur taką sławą okryty i współdziałał w obronie Republiki, którą wszyscy oni kochają tak gorąco, dla której są gotowi umrzeć itd., itd. Ale Bernadotte nie był sentymentalnym alzackim prostakiem. Nie dał się otumanić pięknymi słowy. Tyle razy sam ich używał, że wiedział, co one są warte. Jak zwykle zachował neutralność, nie przyrzekł ani pomagać, ani przeszkadzać i poszedł na obiad ze swoim szwagrem Józefem.”

Epizod miał miejsce na samym początku przygotować do zamachu, kiedy to Napoleon zaprosił go jeszcze raz do siebie, aby namówić do opowiedzenia się po jego stronie. Jean istotnie przyszedł w cywilnym ubraniu…

Napoleon: Nie jest pan w uniformie!

Bernadotte: Nie jestem na służbie.

Napoleon: Ale będziesz niebawem…

Bernadotte: Nie sądzę…

Napoleon (biorąc go na stronę): Dyrektoriat rządzi bardzo źle. Zniszczą republikę, jeżeli nie przeciwstawimy się temu. Rada Starszych mianowała mnie komendantem Paryża, dowódcą gwardii narodowej i oddała mi dowództwo wszystkich dywizji w rejonie stolicy. Niech pan idzie do domu, przebierze się w mundur i przyłączy się do mnie w Tuileries.

Bernadotte: Nie mogą zrobić tego, o co pan prosisz.

Napoleon: Aha! Rozumiem, o co chodzi. Myślisz pan, że możesz liczyć na Moreau i innych generałów! Błąd! Zobaczysz, że wszyscy przyłączą się do mnie, nawet Moreau.

Bernadotte: Nie chcę brać udziału w zamachu, ani nie chcę obalać konstytucji, którą zawdzięczamy krwi wielu tysięcy ludzi.

Napoleon: No dobrze, niech pan zostanie tu do momentu, kiedy nadejdą dla mnie pełnomocnictwa Rady Starszych.

 Bernadotte (podniesionym głosem): Jestem człowiekiem, którego można zabić, ale nie można mnie zatrzymać wbrew mojej woli.

 Napoleon: Już dobrze, obiecaj mi pan w każdym razie, że w żadnych okolicznościach nie wystąpisz przeciwko mnie.

Bernadotte: Dobrze, obiecuję to, jako obywatel.

Napoleon: Co pan ma na myśli mówiąc „jako obywatel”?

Bernadotte: Mam na myśli to, że z własnej inicjatywy nie pójdę do koszar, nie będę przemawiał na ulicy, aby wzywać gwardię narodową do obrony Republiki. Kiedy jednak dostanę taki rozkaz od Dyrektoriatu lub Rada Pięciuset powierzy mi swoją ochronę, to jestem gotów wyciągnąć szpadę i wystąpić przeciwko każdemu, kto zechce nielegalnie obalić istniejący porządek.

Napoleon: O, to czuję się zupełnie spokojny. Podjąłem wszelkie kroki, abyś nie otrzymał takiego rozkazu. Oni obawiają się pańskiej ambicji bardziej niż mojej. Poza tym, uwierz mi, pragnę tylko ocalenia republiki. Nie chcę niczego dla siebie. Usunę się potem do Malmaison i otoczę przyjaciółmi. Jeżeli zechcesz być jednym z nich, to jesteś mile widziany.

Bernadotte: Mogę się z panem przyjaźnić, ale obawiam się, że staniesz się najbardziej despotycznym władcą.[20] (Bernadotte skłania się lekko i oddala na obiad z Józefem)

Kiedy po obiedzie żegnał się z Józefem powiedział coś, co może zmienić naszą optykę patrzenia na 18 brumaire'a:

„Podczas gdy Bonaparte udaje się do Tuileries, aby chwycić ster władzy, ja udam się w przeciwną stronę, skąd, jeżeli los tak zadecyduje, będę mógł pospieszyć wam na odsiecz, jeżeli całe przedsięwzięcie weźmie w łeb.”

Co miał na myśli? Jeżeli Sieyés i Napoleon poniosą klęskę, to wtedy Rada Pięciuset wezwie go, aby posprzątał po zamachu? Wtedy to on uratuje zarówno Republikę jak i klan Bonapartych! Ciągle wierzył w swoją rolę i w pewnym sensie uczestniczył w spisku, choć może sam do końca nie zdawał sobie z tego sprawy.

Nie zamierzał zachować neutralności, a 19 Brumaire’a sugerował, aby frakcja jakobińska w Radzie Pięciuset przeforsowała uchwałę kontrującą uchwałę Rady Starszych, która powierzała dowództwo Bonapartemu. Zgodnie z nową uchwałą Bernadotte zostałby równorzędnym obok Bonapartego dowódcą oddziałów paryskich. W praktyce miałoby to wyglądać tak, że po otrzymaniu wezwania Bernadotte zakłada mundur, wsiada na konia, zbiera dostępne oddziały i na ich czele udaje się do Saint-Cloud, gdzie zmusza Bonapartego do współpracy i w ten sposób powstaje militarna dwuwładza równoważąca interesy Rady Starszych i Rady Pięciuset. Alternatywą był dekret wyjmujący Napoleona spod prawa.

Tymczasem Rada Pięciuset postanowiła walczyć sama, aby zachować dotychczasowy system a koncepcja Bernadotte zakładała jednak jego zmianę, tyle że w legalny sposób. Jeszcze podczas obrad deputowanych Rady Pięciuset w St: Cloud słyszano okrzyki „Bernadotte”, ale było już za późno!

Po przewrocie policjanci Fouchégo wyłapywali przeciwników politycznych. Barras dostał „odszkodowanie” i zniknął, a Bernadotte? Otoczenie Napoleona sugerowało, aby go aresztować. Napoleon w tym wypadku zachował niezwykłą powściągliwość:

„Powiedziano by, że boję się generałów. Nikomu nie wolno wołać, że jesteśmy nieprawowici. Żadnych partii! Żadnego gwałtu! Cały lud musi przez głosowanie swych deputowanych być związany z rozstrzygnięciem! Żadnej wojny domowej! Co zaczyna się wojną domową, kończy się haniebnie.”

Bernadotte na wszelki wypadek zrobił coś, co może sprawiać wrażenie humorystycznego epizodu wymyślonego przez biografów dla ożywienia akcji. Wspomina o tym m.in. Macdonell, jak to Jean po zamachu ukrył się w lesie razem z Desirée, przebraną za chłopca. Ale, ale… Niby czego miałby się obawiać Bernadotte? Tak naprawdę nikt go nie szukał. W końcu przez małżeństwo z Desirée był jak by na to nie patrzeć członkiem klanu Bonapartego. Nie brał udziału w zamachu, ale obiecał Józefowi, że w razie czego będzie ich wyciągał z tarapatów. A Bonaparte miał inne problemy i nie w głowie było mu bawienie się w lesie w chowanego. Z tym lasem była więc mała przesada. Jak było naprawdę? Bliski współpracownik Bernadotte'a, generał Sarrazin, wyjaśniał:

„Moje zaskoczenie nie miało granic, kiedy wieczorem wróciłem do mojej wiejskiej rezydencji, noszącej nazwę Château Fraguier, nieopodal Villenueve St. George. Był tam Bernadotte wraz młodym chłopcem, którego początkowo wcale nie poznałem, a który okazał się być Madame Bernadotte w chłopięcym przebraniu. Generał wyjaśnił mi, że zdecydowali się przyjechać właśnie do mnie, ponieważ byli pewni, że dochowam tajemnicy, a także dlatego, że mój zamek usytuowanym był w pobliżu lasów Senart i w razie czego byłoby im łatwo się tam ukryć. Podziękowałem im, że obdarzyli mnie takim zaufaniem, którego nie zamierzam zawieść.”

Zdaniem Bourrienne'a Bonaparte uważał, że postawa wszystkich generałów podczas zamachu może być przykładem, jak zmienne są ich poglądy, wszystkich, z wyjątkiem Bernadotte, który ich nie zmienia, bo „ten jest uczciwy”. Bonaparte zdawał sobie sprawę z tego, jak wielki wpływ na Jeana ma żona, oraz jego właśni bracia. Józef go wręcz kocha… Żałował, że nie przeciągnęli go na jego stronę. Moreau, który miał większe zasługi wojskowe niż Bernadotte przeszedł wtedy od razu na stronę zamachowców. Napoleon nie chciał występować przeciwko Jeanowi, gdyż, jak powiedział, miałby przeciw sobie całą rodzinę. Chciał tylko odseparować Bernadotte'a od zgubnych wpływów różnych koterii.

Bonaparte twierdził później na Świętej Helenie, że przejął kierowanie zamachem bo zależało mu przede wszystkim na państwie. Tworzył wtedy własną legendę, która miała powrócić do Francji i wygrać ostatnią bitwę, pokazując go w jak najlepszym świetle.

„Z łatwością mogłem spostrzec, że panowanie Dyrektoriatu dobiega końca; że dla uratowania państwa należy zastąpić go silną władzą; że jedyne źródło prawdziwej siły stanowi sława wojskowa. Na miejsce Dyrektoriatu mogłam zatem przyjść tylko ja lub anarchia.” 

Czy rzeczywiście? Wystarczył krótki okres, kiedy Bernadotte był ministrem wojny, żeby zorientować się, kto tak naprawdę ma najwięcej do powiedzenie w państwie. Jeżeli Bernadotte zostałby dłużej na tym stanowisku, wkrótce podporządkowałby sobie pozostałych ministrów. Sieyés po prostu przestraszył się, że Bernadotte jako minister wojny przejmie pełnię władzy w oparciu o armię i w porozumieniu z neojakobinami i to bez żadnego zamachu stanu, zupełnie legalnie. Wymyślił więc, że najlepiej będzie zwolnić go z ministerstwa i zaproponować dowództwo daleko od Paryża. Ze strachu przed dyktaturą wojskową Bernadotte'a otworzył drogę do dyktatury wojskowej Bonapartego.

Zamach 18 brumaire'a był zamachem przeciwko potencjalnym możliwościom legalnego przejęcia władzy przez Bernadotte'a. Tym samym Bernadotte nie mógł poprzeć Sieyésa i Bonapartego, gdyż występowałby przeciwko sobie samemu, przeciwko swojej koncepcji państwa. Byłoby to absurdem bo przecież Sieyés przed chwilą wyrzucił go z rządu. Przestrzegał Bonapartego, że jego postępowanie może zaprowadzić go na gilotynę. Bonaparte, jego zdaniem, decydując się na sojusz z Sieyésem, nie walczył wtedy o republikę, ale o własną skórę. Natomiast, gdyby zamach się nie udał to Bernadotte, który stał z boku, stałby się nagle najważniejszym generałem wiernym Republice. Czy w tej sytuacji nie lepiej było czekać i przyglądać się? Nie był jednak tego do końca pewien, a może powinien coś zrobić?

Bonaparte uważał, że Bernadotte jest dziwnym człowiekiem. Widział przecież – zwierzał się Bourrienne’owi – w jaki stanie znajduje się państwo i miał do dyspozycji wszelkie środki, aby ten stan zmienić. Nic nie zrobił i nie dość tego, to jeszcze wychwalał tę formę rządów i niezwykłe sukcesy armii francuskiej na wszystkich frontach.

Bernadotte do tej pory był jednym z głównych uczestników walki o władzę we Francji i samodzielnie mógł wpływać na bieg wydarzeń historycznych. Teraz miał wyrzuty sumienia, że nie działał bardziej zdecydowanie. Tak pisał później do Lucjana, kiedy ten zdecydował się na opuszczenie Francji i Napoleona:

„Jestem ostatni, który uczyniłby Ci zarzut, ponieważ ja sam zawiodłem, choć wynikało to głównie z tego, że Józef dosłownie błagał mnie, abym nie podejmował niczego drastycznego przeciwko Napoleonowi. Dlaczego się na to zgodziłem? Dlatego, że Józef jest mężem Julii? Czyż od czegoś takiego powinien zależeć los państwa?”

Napoleon po przewrocie ogłosił, że będzie wierny Republice, a niebawem Józef Bonaparte wysłał do Jeana wiadomość, że może wracać do Paryża. Poza tym Napoleon pozbywszy się, kogo trzeba, dla reszty ogłosił amnestię. Ludzi dzielił na tych, którzy są przeszkodą i tych, których da się wykorzystać. Sam mianował się Pierwszym Konsulem ku pewnemu zaskoczeniu głównego autora zamachu, Sieyésa, a 25 grudnia 1799 roku ogłosił:

„Obywatele! Rewolucja zatrzymała się na principiach, które ją wywołały i jest już zakończona!”

Fragment książki: Krzysztof Mazowski, "Bernadotte, żołnierz fortuny".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura