nickto nickto
283
BLOG

Jarosław Kaczyński to polityk, który właśnie się zużył

nickto nickto PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Notatka pisana na gorąco, motto dopisze czas...

Datę sejmowego głosowania 10-01-2018 warto zapamiętać – wiele na to wskazuje, że ma ona szansę trafić na listę dat do wkucia przez uczniów, którzy dziś jeszcze się nawet nie narodzili. Przynajmniej polskich uczniów. Powody ku temu, o ile rzeczywiście wystąpią, będą dopiero w przyszłości – o utrąconej niespodziewanie „czarnej ustawie” zapomnimy już jutro. Jednak już dziś, możemy wszyscy odetchnąć z ulgą: dzięki Bogu nie jest z nami tak źle, nie dzielimy się tak bardzo jak to nam się wmawia. Nie ma wzajemnie wykluczających się plemion: Żyda i Greka, PISowca i POwca, ludzie dzielą się jednak na przyzwoitych, oraz tych, którym pojęcie uczciwości jest obce. Ten niespodziewany na wyschniętej pustyni zefirek optymizmu ma szansę, może już niedługo, przynieść naszej ziemi życiodajny deszcz. Jak można jednak z tego epizodu wydedukować chociażby tytuł tego wypracowania? Wszyscy przecież rozpisują się o klęsce opozycji - o Jarosławie Kaczyńskim i najwierniejszej mu części PIS’u jakoś nikt nie pamięta. Tymczasem to właśnie Jarosław Kaczyński doznał tego wieczoru największej klęski! Wyraźnie bowiem zarysowała się „nowa” linia podziału społeczeństwa, a on stanął po jej niewłaściwej stronie: tam gdzie kiedyś stało ZOMO.

Kaczyński to PIS, a PIS to Kaczyński – nie ma tutaj żadnych wątpliwości, to Jarosław Kaczyński doprowadził do zjednoczenia „prawicy” i do jej obecnej pozycji na politycznej scenie. Czym? Tylko sprytem i knuciem, jak twierdzą jego zajadli oponenci? Nie tylko! Gdyby tak było, to PIS, czyli Jarosław Kaczyński, nie zanotowałby żadnego realnego osiągnięcia. Trzeba je docenić, ale też nie dać się zmylić propagandzie sukcesu, ani tym bardziej, czarnemu pijarowi strony przeciwnej. Wielu dokonań obecnej władzy ocenić jeszcze nie można – to co dzisiaj uchodzi za posunięcie może nadmiernie sprytne, ale ostatecznie pożyteczne dla wszystkich, poza samą opozycją, w niedalekiej nawet już przyszłości może wszystkim wychodzić bokiem. Trudno też rozeznać się w sytuacji z racji mnogości już przeprowadzonych i dopiero procedowanych przedsięwzięć – z jednej strony może to wyglądać na wariacki chaos, ale z drugiej, ta jest bardziej prawdopodobna, ilość skutecznie zrealizowanych inicjatyw dowodzi niebywałej sprawności PIS’u, a pośrednio stanowi argument przeciwko strukturom bardziej niż PIS „demokratycznym”, czytaj: zdalnie sterowanym i bezproduktywnym. Owi „demokraci”, to w istocie tylko celebryci, ograniczający się do wytwarzania medialnego szumu, nadającego ich nieudolności politurę „stabilności i przewidywalności”, oraz maskującego pracę wymyślnej maszynerii kręcącej lody dla wszelakich możnych tego świata. Ocenę rządów PIS utrudnia ponadto ów PIS’owsko/kaczystowski „spryt i knuć”, widoczny aż zanadto w jego działaniach i maskujący z kolei ich dominujący wektor – o ile takowy został zdefiniowany, bo co do tego są uzasadnione wątpliwości. Przy wszystkich tych znakach zapytania, jednego PISowi/Kaczyńskiemu nie można jednak odmówić: do wszystkich już niemalże Polaków dotarł jego donośny krzyk: „Król jest nagi!”. Na śmietniku wylądowało mnóstwo szamerunków do nigdy nieistniejących mundurów władców polskiej wyobraźni - okazało się, że wszyscy oni „świecili przykładem”, bo nie mieli nawet kalesonów; poczynając od zastygłych w udawanej zadumie komediantów, a kończąc na „autorytetach moralnych”, takich że brak słów. Tylko ten kto ma „oczy szeroko zamknięte”, nie widzi jeszcze całego ich bezwstydu i żałosnej uzurpacji w przypisywaniu sobie uprawnień do „rządu dusz”. Wzorcem z Sevres takiego golusieńkiego „krula” jest niewątpliwie sam prorok od zakonnicy na pasach, ten który od lat, w samych tylko klapkach, „robił” za sumienie narodu, a teraz jakby przycichł – nawet się z nikim nie procesuje! Może zrozumiał, że proces sądowy o „dobre imię” i rodzinne koneksje z sądowym mordercą nie bardzo ze sobą konweniują?

Cóż to jednak stało się w Sejmie, że krupier rozdający wszystkie polskie karty miałby iść na emeryturę? Otóż, teraz okrzyk „Król jest nagi!” dosięgnął samego Jarosława Kaczyńskiego! Głosowanie wygrało stronnictwo ludzi przyzwoitych, ręka tego spryciarza wylądowała w nocniku. Nie da się już ukryć, że posłanka postawiona przez swoją partię „na rubieży” walki o prawo do zabijania, młoda kobieta która ma odwagę powiedzieć głośne „non possumus” do swojego środowiska zdominowanego przez dewotki szatana, ma też prawo, niczym nomen omen żona, rzucić w twarz Jarosława Kaczyńskiego: „Tchórz i zdrajca!”.  Komu może być teraz potrzebny taki Kaczyński? A tak w ogóle, to kto to jest?

Pozostaje jeszcze pytanie, czemu taki spryciarz od lat broni tego przyczółka szatana w polskim prawie - mimo wyraźnie zmieniającej się koniunktury dla tzw. aborcji, nie tylko w Polsce, ale i w świecie, mimo tego, że z pewnością dziś, poparcie ochrony życia ludzkiego byłoby dla jego ulubionych słupków zupełnie obojętne. Nawet największy krętacz musi w coś wierzyć, jednak „wielki strateg”, prywatnie zwolennik jakiejś dziwnej ideologii, powinien zdawać sobie sprawę z kosztów jakimi owa ideologia obciąża jego publiczną działalność. Tymczasem Jarosław Kaczyński  ryzykuje nawet to, że Polacy w końcu przypomną sobie jaką w tej sprawie rolę odegrała jego śp. Bratowa, którą on umieścił na Wawelu jako niemalże „matkę narodu”. Ryzykuje też, że kojarząc co nieco, przy całej dobrej woli, jednak odkryją pogański, w istocie, charakter „miesięcznic” – chrześcijańska żałoba to jednak coś innego niż niekończące się rozpamiętywanie śmierci. Takich kosztów, do poniesienia i już poniesionych na przestrzeni lat, można znaleźć więcej. Wydaje się więc, że Jarosław Kaczyński, mąż stanu bez żadnego przekąsu w tym określeniu, musi w odniesieniu do dzieciobójstwa kierować się nie tylko „prywatnym” lękiem, ale i swoiście pojmowaną racją stanu: „koszty zawsze jakieś muszą być, ale dla dobra Polski/PIS’u/niepotrzebne skreślić, trzeba jednak Molochowi ofiarę złożyć”. Przy takim podejściu, całkowite oczyszczenie Polaków z odpowiedzialności za krew przelaną – odpowiedzialności, bo w demokracji wszyscy w pewnym stopniu odpowiadamy za stanowione prawo – ściągnęło by jakieś nieszczęście. Jest tu więc polityczny zabobon, nie ma żadnego altruizmu, poszanowania wolności sumienia czy szarmanckiej delikatności wobec kobiet. Narracja wokół aborcji zawsze budowana jest na piramidalnym kłamstwie, dlatego ten nasz „pełen empatii” Wódz zdobywa się na tyle fałszywego miłosierdzia w obronie prawa do zabijania dzieci w łonie matki, a jednocześnie nie waha się wkraczać brutalnie w sumienie hodowców psów i dyktować im długości łańcucha dla ich pupilów, czy nawet w sumienia i gusta kobiet, które chciałyby się wystroić w naturalne futra. Dla „dobra nas wszystkich”, z wykluczeniem tych którzy nigdy nie będą wpisani na listy wyborców, Wódz zdobywa się na karkołomną żonglerkę światełkiem świetlanej przyszłości – raz jest ono widziane jako świeczka, raz jako ogarek. Sprytnie, że też się nie pomyli! Jak długo jeszcze?

Ilustrację podobnego, choć może mniej finezyjnego, politycznego myślenia, można znaleźć w filmie Mela Gibsona „Apocalypto”. Władcy imperium Majów też byli sprytni, nie byli wcale głupsi od Jarosława Kaczyńskiego, skoro zdołali stworzyć prawdziwe imperium. Mimo tego, Majowie praktykowali państwowe barbarzyństwo, nie dające się wytłumaczyć, ani w kategoriach ekonomicznych, ani nawet w kategoriach czysto socjologicznych - nawet według kryteriów dzisiejszej etyki zmaltretowanej przez zdychające Oświecenie. Cały ich problem polegał na tym, że byli to ludzie wychowani w wyrafinowanej skądinąd, cywilizacji śmierci, posługiwali się symbolami uformowanego w jej łonie języka i nie wyobrażali sobie państwa, które by nie składało ofiar z ludzi. Nie mając odpowiednio rozwiniętej „medycyny”, czuli się zmuszeni do utrzymywania całego „ministerstwa” odpowiedzialnego za samopoczucie szatana i dostarczanie materiału ludzkiego do regularnego składania rytualnych ofiar. Była to ważna z politycznego punktu widzenia służba, z oddanym sprawie personelem i nieograniczonym budżetem. Dzisiaj władcy tego świata mają materiał ludzki „za darmo” - czyż nie jest to szczyt sprytu i knucia, sztuczka iście diabelska? Czy tak musi rzeczywiście być? Doświadczenie krajów „wysoko rozwiniętych” (Francja, Kanada,...) pokazuje, że społeczeństwa dadzą się na dłuższą metę utrzymywać w stanie tego prymitywnego barbarzyństwa, tylko pod warunkiem ścisłej cenzury myśli, popularnie zwanej „wzięciem za mordę”. Czy my też tego chcemy? Czy już zapomnieliśmy o komunie?

Wielki ruch ludzi przyzwoitych Solidarność 2.0 daj nam Boże i nie dopuść, aby zły człowiek wszystko zepsuł!

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse

nickto
O mnie nickto

Jestem pszczelarzem (coraz bardziej).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka