kemir kemir
1738
BLOG

Wszyscy jesteśmy zhakowani

kemir kemir Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 56

Film - dokument "Hakowanie Świata" (The Great Hack) pokazuje, jak prowadzi się w sieci wielką politykę, prezentując precyzyjne mechanizmy targetowania, które umożliwiają namierzenie osób nieprzekonanych, ustalenie cech ich osobowości, określenie, na co najlepiej zareagują i wysyłanie specjalnie pod nich skrojonego przekazu. To dzięki firmie Cambridge Analytica zmieniło się myślenie między innymi o Facebooku i o danych, które mu przekazujemy. Narracja o dobrych mediach społecznościowych, które można wykorzystać do łączenia ludzi, rozwoju niezależnego dziennikarstwa i organizowania prodemokratycznych protestów, okazała się piękną laurką rysowaną samym sobie przez firmy technologiczne. Laurką, którą można postawić przed okiem kamer tak, żeby zakrywała brzydki obraz realnego świata. Wzięte wprost z prezentacji firmy krótkie studium wyborów w Trinidadzie jest perełką, która doskonale pokazuje, na jak wiele niewinnych z pozoru sposobów można zmanipulować nie tylko opinię publiczną, ale i całe rzesze wyborców. Te momenty nie pozostawiają złudzeń – to nie jest zwykły polityczny marketing, to coś znacznie groźniejszego.

Dokument stawia mocną tezę: nasza demokracja jest zagrożona przez działanie nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, takich firm jak Cambridge Analytica, ale głównie przez brak systemu ochrony naszych danych i upartą chęć do ignorowania nadciągających zagrożeń. Nie bez przyczyny w filmie często pada imię i nazwisko Marka Zuckerberga, człowieka, który żyje z przekazywanych mu przez użytkowników danych. Dane, propaganda, manipulacja, wszyscy w teorii wiedzą, co znaczą te słowa, ale niewiele osób czuje, jak bardzo one także ich dotyczą. Arogancją jest myśleć, że jest się kompletnie odpornym na manipulację, to tylko ułatwia pracę manipulatorom. Jak mówi w filmie David Corell: " ludzie nie chcą przyznać, że propaganda działa. Przyznanie tego wymaga skonfrontowania się z własną podatnością na wpływy, koszmarnym brakiem prywatności i beznadziejną zależnością od technologicznych platform rujnujących naszą demokrację na wielu poziomach."


Dla zrozumienia mechanizmu, który zawładnął naszą wolnością, pojąć trzeba kluczową maksymę: "Jeżeli chcesz dogłębnie zmienić społeczeństwo, musisz je najpierw rozbić”. Jeżeli w tym kontekście spojrzymy na pogłębiające się podziały społeczeństwa w Polsce, to właściwie wiemy już wszystko. Polityka, kształtowanie, a właściwie tresura całych społeczeństw to jedno, ale  w grę wchodzą jeszcze ogromne pieniądze. Czym tak naprawdę jesteśmy dla Zuckerberga, Googla, czy setek portali i serwisów internetowych? Klientami? Nie, jesteśmy tylko zasobem, czymś w rodzaju tego, czym dla farmera jet bydło i świnie. Zuckerbergowi płacą za to, że bydło zagonił do zagrody, w której łatwo tym bydłem manipulować i zbierać o nim dane. Dokładne cyfrowe portrety zachowań, decyzji i preferencji bydła są bardzo cenne. Również tych przyszłych, bo siła przewidywania algorytmów jest olbrzymia. Ta sama zasada tyczy się stacji radiowych i telewizyjnych.


Sprzedawanym przez nie towarem nie jest już rzetelna informacja, lecz przestrzeń reklamowa. I to nie my jesteśmy ich klientami. Zadaniem telewizyjnej czy radiowej stacji informacyjnej jest utrzymać uwagę odbiorcy między jednym blokiem reklam suplementów diety a kolejnym. Nie ma na to lepszego sposobu niż bieżąca polityka (trochę też może sport i celebryci). Widz włącza w połowie rozmowy. Goście w studio o coś się spierają. Pada nazwisko X i już wiadomo, o co chodzi. Nie trzeba wprowadzać kontekstu, nie trzeba wysyłać reporterów w teren. Dziś tematem będzie to, że polityk A powiedział, że B jest głupi. Jutro B zwoła konferencję prasową, żeby odpowiedzieć A i jego partii. Żądając kultury i informacji za darmo, natychmiast, dla wszystkich i wszędzie stworzyliśmy system bodźców, w ramach którego "zaoranie” wygrywa z namysłem, sensacja z dziennikarską rzetelnością, a bieżąca polityka rozumiana jako nawalanka między partiami i ich działaczami wygrywa z nauką, kulturą czy wiadomościami ze świata.


Wszystko to jest oczywiście złe, ale jest gorzej. Prawdziwy szkodnik ukrywa się bowiem pod powierzchnią tak stworzonego systemu. Jest jak niemiecki U-Boot atakujący konwój zaopatrzenia, jest samotny lub grasujący stadnie, sowicie opłacany przez mocodawców lub po prostu taki, który lubi patrzeć, jak płonie - już nie zaatakowany konwój -  ale zaatakowana prawda. Nazywani są potocznie trollami, chociaż moim zdaniem przyrównanie ich do hitlerowskich U-Bootów jest bardziej celne. Trolle nie są patologią Facebooka i Twittera. Ich istnienie jest głęboko wpisane w DNA tych mediów, w rządzącą nimi logikę ekonomiczną i kulturową. Ataki trolli są tak sprawne dlatego, że internet dostarcza im amunicji. Każdy celny fejk, każda prowokacja i mem zostaje natychmiast powielony i przekazany dalej przez dziesiątki, a potem setki niby "zwyczajnych” użytkowników. Tym właśnie jest prawdziwy trolling – sztuką podpuszczania i zarządzania zbiorowymi emocjami, a nie zwykłym nękaniem czy umieszczaniem obelżywych wpisów.
 


System stworzył zatem idealne środowisko dla trolli. Przy czym mowa jest nie tylko, a nawet nie przede wszystkim o płatnych, zadaniowych i tych  rekrutujących się z "pożytecznych idiotów", ale także o "oficjalnych" politykach - jak np. Donald Tusk, który media społecznościowe - z punktu widzenia trolla -  wykorzystuje podręcznikowo.  Przykłady można zresztą mnożyć - trolling w stylu Tuska uprawia cała armia polityków, celebrytów i dziennikarzy. Nie mam wątpliwości, że większość z nich została przeszkolona ze sztuki mieszania emocjami i wywoływania podziałów. Wystarczy znane nazwisko i umiejętnie zredagowany tweet - ludzie posłusznie wychodzą na ulice i wrzeszczą ***** *** - jedyne "sensowne" hasło, bo przecież i tak nie wiedzą po co właściwie na tej ulicy są.


Pozwoliliśmy na stworzenie sytemu -  potwora, który jest w stanie obalać i tworzyć rządy, decydować o wynikach wyborów, kreować dowolną rzeczywistość, tworzyć najbardziej absurdalne scenariusze, edukować i tresować właściwie każdego - i jako grupę i zupełnie indywidualnie. Potwór przeorganizował nasze media, społeczeństwo i politykę. Klikalność jest bogiem, oburzenie – wartością, limit znaków i attention span – jedynymi uznanymi prawami. Albo jesteś dosadny, albo cię nie ma. Nie ma co się zastanawiać, drążyć, inwestować w zbieranie źródeł i sprawdzanie faktów. Jutro i tak nikt nie będzie pamiętał o dzisiejszej wielkiej aferze. Niegdysiejsze śniegi. Komu chciałoby się scrollować do wczoraj? Ale... to niestety nic innego, jak totalitaryzm, rodem z dystopii SF. Realizowany pod hasłami powszechnego dostępu do informacji, wolności słowa oraz walki o równość, demokrację i klimat. Jutro ani o dokumencie The Great Hack, ani o niniejszej notce nikt pamiętać nie będzie, ale może warto - zanim cokolwiek Czytelniku napiszesz w sieci, zastanowić się kim w tej sieci jesteś i czy na pewno to, co chcesz napisać jest Twoim poglądem.
 
Bo jakoś w to wątpię.


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura