kemir kemir
5126
BLOG

Czy w Polsce istnieje inteligencja?

kemir kemir Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 263

Dużo w ostatnim czasie przez Salon24 ( i nie tylko) przewinęło się notek, artykułów, felietonów i opinii na temat strajku nauczycieli. Siłą rozpędu wszystkie one - mniej lub bardziej - zahaczały o pojęcie inteligencji w Polsce: jej definicji, postrzeganiu i ocenie, nie tylko w kontekście politycznym. Żeby w ogóle rozmawiać o polskiej inteligencji, to ta inteligencja po prostu musi istnieć, a  oglądając "muzyczne wykony" niektórych nauczycieli śpiewających o prąciu, można mieć co do tego poważne wątpliwości. Oczywiście rozważania o polskiej inteligencji w kontekście kretyńskich występów kilku czy kilkunastu imbecyli, którzy przenigdy nie powinni byli zostać nauczycielami, byłoby błędnym uproszczeniem, ale pytanie czy inteligencka klasa społeczna w Polsce w ogóle istnieje, jest pytaniem całkowicie zasadnym. A jeżeli istnieje, to jaka jest jej kondycja i pozycja w społecznej hierarchii.

Żeby na te pytania odpowiedzieć inteligencję trzeba zdefiniować. W drugiej Rzeczpospolitej sprawa definicji była bardzo prosta, powszechnie przyjęta i akceptowana. W uproszczeniu można napisać, że inteligencję tworzyli Polacy o wyraźnie ponadprzeciętnym wykształceniu i żywym, krytycznym umyśle, wzbogacanym lekturą. To Polacy o wyższej kulturze osobistej, zakorzenionej w tradycji rodzinnej i narodowej oraz poczuwający się do współodpowiedzialności za losy Ojczyzny. To ludzie z poczuciem godności osobistej i narodowej, na ogół prawego charakteru, często zaangażowani ofiarnie w działalność społeczną i patriotyczną. Polski inteligent zajmował się pracą umysłową i działalnością edukacyjną, naukową, kulturalną, organizacyjną, administracyjną lub polityczną. W tym rozumieniu inteligentami byli także polscy lekarze, prawnicy, przedsiębiorcy, wyżsi stopniem wojskowi oraz księża.


W dzisiejszej, głęboko podzielonej politycznie Polsce, posługiwanie się powyższą definicją jest mniej więcej tym samym, co posługiwanie się liczydłem w czasach totalnej komputeryzacji - nie da się. I chociaż dałoby się pewnie w każdej z tej grup zawodowych i dziś odnaleźć ludzi, który w pełni spełnialiby warunki tejże definicji, to ogólny wniosek dałoby się sformułować tyle dosadnie co prawdziwie - inteligencja w tradycyjnym rozumieniu z czasów II RP nie istnieje. Jedną z najważniejszych przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, iż polska inteligencja została wymordowana w czasie ostatniej wojny światowej. Część pozostała też za granicą lub wyjechała tam zaraz po wojnie. Reszta była prześladowana i niszczona przez władze komunistyczne w kraju i za naszą wschodnią granicą. Ci, którzy przetrwali, stracili stanowiska, pozycję materialną i możliwości szerszej działalności. Także ich dzieci, następne patriotyczne młode pokolenie miało utrudniony dostęp do studiów, szerszej praktyki w służbie społecznej i awansu zawodowego. W powojennej Polsce warunkiem "inteligenckiej" kariery była  akceptacja narzuconej Polsce dyktatury sowiecko-partyjnej i czynne jej umacnianie, zaniechanie praktyk religijnych oraz przynależność do partii komunistycznej lub innych organizacji kolaboranckich. Wyższe osobiste walory moralne i intelektualne nie były przy tym wymagane, a nawet niekiedy źle widziane. W tym procesie stopniowo,  na wielu stanowiskach publicznych: w administracji, nauce, kulturze, sądownictwie i mediach zaczęli dominować ludzie o niejasnej przeszłości oraz wątpliwych kwalifikacjach moralnych i zawodowych, częstokroć pochodzenia żydowskiego, niewierzący karierowicze i kosmopolici. I tak przetrwali do końca "komuny" w Polsce, ale nie ma nic bardziej błędnego, niż pogląd twierdzący, iż koniec sowieckich wpływów oznaczał koniec komunistycznej inteligencji. Wręcz przeciwnie.


W okresie polskiej transformacji, w tzw. III RP, ważne stanowiska, role społeczne i pozycje majątkowe po karierowiczach-rodzicach zaczęły przejmować ich dzieci. Służyły temu kumoterskie, czyli "po znajomości" procedury awansowania tam, gdzie kiedyś była inteligencja. Przyjaźń polsko-radziecką dało się bezboleśnie zamienić na lukratywną przyjaźń z Unią Europejską, a społeczeństwo dało się omamić ideą liberalizmu, która deformuje mentalną strukturę Polaka i pozwala na  manipulowania jego myśleniem i postawą. Dlatego też w III RP postawiono na masową "produkcję" korpoludków - czyli ludzi, którzy teoretycznie posiadają wyższe wykształcenie i aspirują do roli inteligencji, ale faktycznie nie posiadają ku temu żadnych walorów. Powtarzam - żadnych! Dziś magistrów można wiązać w pęczki i sprzedawać na straganach jak powszechnie dostępną włoszczyznę. Owszem, oni są świetnie przygotowani zawodowo, ale w ich myśleniu funkcje alternatywnych koncepcji i szerokich horyzontów postrzegania Polski i świata są wyłączone, jeżeli nie zlikwidowane w sposób nieodwracalny. Podobnie rzecz się ma ze zdolnościami analizy i kojarzenia związków przyczynowo-skutkowych. Widoczny jest u tych ludzi brak wartości religijnych i patriotycznych. Typowy magister tego rodzaju wartości, w sensie intelektualnym, ma na poziomie pięciolatka. W Polsce są zatem całe armie ćwierćinteligentów - mylnie zdefiniowanych jak współczesna inteligencja.


Jeżeli w tej mizerii jest coś optymistycznego, to tylko to, że pod rządami prawicy rośnie w Polsce liczba młodych Polaków, których ambicje, wykształcenie i zaangażowanie patriotyczne odpowiadają tradycyjnej definicji inteligenta. Problem w tym, że nie odgrywają oni odpowiednich ról publicznych. Są stale marginalizowani w życiu społecznym, politycznym, w mediach i nie mają siły przebicia. Ich brak jest szczególnie widoczny w wypracowywaniu i podtrzymywanie wzorów debaty publicznej, która w Polsce upadła do poziomu politycznego barbarzyństwa. Tkwimy w błędnym kole napędzającym polityczną nienawiść, przeinaczania tradycyjnych pojęć, walki z Kościołem i wprowadzaniu chorych, niewolniczych idei przemycanych pod płaszczykiem lliberalizmu - i nie ma ani jednego autorytetu, który mógłby owe koło zatrzymać. Konstrukcja koła jest niesłychanie prosta: nie ma autorytetów, bo nie ma inteligencji, nie ma inteligencji, bo nie ma autorytetów, które inteligenckie postawy potrafiłyby wykreować i w sposób naturalny "tworzyć" swoich następców.


Nie wiem czy państwo może istnieć bez dobrze rozumianej inteligencji. Nie podejmuję się też sformułowania definicji współczesnego inteligenta - nie mylić z ćwierć inteligentem o jakim już wspomniałem. Dla mnie definicja inteligencji z czasów II RP jest jedyną, prawidłową i niepodważalną definicją - jest ona uniwersalna bez względu na upływ czasu. Z tego punktu widzenia jest pewne, że państwo nie może się rozwijać bez wartościowej dla państwa inteligencji, która powinna tworzyć "szlachecką" elitę narodu, równoważącą polityczne zacietrzewienie i mającą wpływ na każdą dziedzinę życia. Takiej elity dziś w Polsce nie ma, zatem pisząc o nauczycielach, utożsamianie ich z inteligencją jest mało uprawnione, ponieważ przewartościowuje oczywistą definicję - czy nam się ona podoba czy nie. Potrzebą chwili - o czym mało się mówi, a szkoda - jest stworzenie w Polsce programu "Inteligent Plus": czyli planu działania służącemu budowie propaństwowej, chrześcijańskiej i narodowej inteligencji polskiej - z przywróceniem jej właściwych ról społecznych, środków działania i prestiżu.


W przeciwnym razie albo znajdziemy się jako mało znaczący składnik w europejskiej, bezideowej i sodomistycznej brei, albo staniemy się państwem monopartyjnym, ze śladową i głupią opozycją, pozbawioną zdolności prowadzenia debaty politycznej w formie cywilizowanej, zgodnej z kanonami demokracji i wzajemnego poszanowania. Żadna z tych opcji mi nie odpowiada.


Korzystając z okazji, życzę wszystkim moim Czytelnikom i Komentatorom Zdrowych, Pogodnych, Przepełnionych Wiarą, Nadzieją i Miłością Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Radujcie się więc i z ufnością patrzcie w przyszłość.

Kemir




http://inteligencjapolska.org/index.php?route=product/category&path=35_108



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo