kemir kemir
1833
BLOG

Kaczyński vs. Tusk. Nowe starcie.

kemir kemir Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Jest 1 października 2014 r. Donald Tusk ustępuje ze stanowiska premiera. Wyjeżdża do Brukseli na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Namaszczona przez niego Ewa Kopacz wykonuje zręczny chwyt — zwraca się bezpośrednio do lidera PiS: "Nad polskim życiem publicznym od lat ciąży osobista niechęć Jarosława Kaczyńskiego do Donalda Tuska. Nie chcę tego oceniać, wiem tylko, że Tusk nie będzie już uczestniczył w krajowej polityce. Może to jest czas, powiem więcej, to jest najwyższy czas, żeby przełamać tę osobistą zapiekłość. Apeluję do Jarosława Kaczyńskiego: panie prezesie, zdejmijmy z Polski tę klątwę nienawiści".


Tuż po tym wystąpieniu Kaczyński — ku zaskoczeniu posłów Platformy i swej własnej partii — podchodzi do Tuska i ściska mu rękę. — "Powiedziałem mu, żeby nie wierzył, że go nienawidzę. Powiedziałem, że życzę mu powodzenia "— relacjonował potem. Już po wyborach 2015, Kaczyński mówi w wywiadzie dla Onetu: " Bądźmy poważni. W 2014 r. uścisnąłem rękę Tuskowi, bo w Sejmie wystąpiła Ewa Kopacz jako kandydatka na premiera i zaapelowała o "zdjęcie z Polski klątwy nienawiści". Gołym okiem było widać, że zaczyna się wielka kampania pod tytułem: "nienawistny Kaczyński, wielki Tusk". Wyciągnięcie ręki to było posunięcie polityczne, które zneutralizowało tę operację" — stwierdził.


Można napisać, że to klasyka gatunku - Jarosław  Kaczyński ma bowiem genialną umiejętność neutralizowania palcem nawałnic przez tygodnie wymyślanych przez spin-doktorów. A przecież ma pod nogami liczne kłody, wśród których neutralizacja Tuska to prawie "mission impossible", ponieważ Tusk ma po swojej stronie niesamowity oręż – większość mediów. Gazeta Wyborcza i TVN to jedne z wielu podmiotów ewidentnie popierających liberalnego Europejczyka i "męża stanu". Oczywiście nie jest to bezinteresowne poparcie. Media w Polsce nie są polskie, a polski w nich udział ogranicza się do wpływów ludzi z "wyższych sfer" - ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu swoje kariery, dorobek i powiązania zawdzięczają rządom Tuska. Koślawy liberalizm, który Polsce zafundował Tusk był dla nich swojego rodzaju "eldorado" w którym czuli się jak ryby w wodzie. To jest clou filozofii "żeby było tak jak było", a Tusk jest tej filozofii uosobieniem. Oczywiście gloryfikacja Tuska w tych mediach jest wprost proporcjonalna do mieszania Jarosława Kaczyńskiego z błotem, przedstawiając go - w najlepszym razie - jako radykalnego, nienawistnego populistę i "dyktatorka".


A jak jest naprawdę? Lipiec 2016. Prowadząca „Fakty po Faktach” na antenie TVN24, Justyna Pochanke, w wywiadzie z Janem Rokitą, przywołuje słowa Jarosława Kaczyńskiego z wywiadu dla „Rzeczpospolitej”, w którym prezes PiS tłumaczył, że nie jest dyktatorem. Nie jest? - pyta Pochanke. To, co w odpowiedzi usłyszała od Jana Rokity wprawiło ją jednak w niemałe osłupienie. Tak wnikliwej analizy politycznej sylwetki Tuska raczej nikt się nie spodziewał... na pewno nie na antenie TVN24: " W mniejszym stopniu niż Tusk, chciałoby się powiedzieć. Tusk miał pod swoim absolutnym wpływem nie tylko TK, administrację rządową, agencje państwowe, ale także samorządy, a pamiętam, że w krakowskiej radzie miasta była taka debata, co Tusk by pomyślał i w zależności od tego, co by pomyślał, decydowano w tę albo tamtą stronę. Władza Kaczyńskiego zapewne tak daleko nie sięga, choć wyobrażam sobie dość łatwo, że on chciałby, żeby tak daleko sięgała".


Komentować tego nie trzeba - mit "dyktatora" upadł, chociaż wciąż utrzymywany jest przy życiu. Tak na marginesie łatek przyklejonych do prezesa PiS, w porównaniu Tuska z Kaczyńskim widać kto tu jest prawdziwym populistą i kto obiecuje pełne oddanie się ludowi. Wyraźnie widać także, że Kaczyński jest za koncepcją Polski solidarnej, a nie liberalnej - jak w koncepcji Tuska, którego koślawy liberalizm to tak naprawdę faworyzowanie określonych elit, gdzie mniejsi nic nie maja do powiedzenia i mają cię cieszyć ciepłą wodą w kranie. Kaczyński jest szczery do bólu - nie zdarza mu się kluczyć i błądzić w wypowiedziach, mówi wprost i na temat. Nie inaczej mówi o Tusku, którego chętnie zobaczyłby za więziennymi kratami: za Smoleńsk, Amber Gold i podejrzaną sprzedaż chemicznego giganta CIECH firmie Jana Kulczyka. Od zdobycia władzy przez PiS jesienią w 2015 r., przyjął strategię sukcesywnego demontażu "państwa Tuska" — czyli przejęciu wszystkich instytucji państwa i usunięciu z nich wszystkich podejrzanych o sympatię dla Platformy. Oczywiście wywołuje tym wściekłość opozycji, która zdaje sobie sprawę z tego, iż "państwa Tuska" prawdopodobnie odtworzyć się już nie da. Ale lider PiS nie zrezygnował z osobistych, bardzo wymiernych rozliczeń. Od wielu miesięcy jasno daje do zrozumienia, że Tusk nie powinien liczyć na dalszą karierę.  Mawia: "Tuskowi mogą zostać postawione bardzo poważne zarzuty".


Po odejściu Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej, ani PO ani żadna inna z sił politycznych tej opcji nie była w stanie wygenerować ani charyzmatycznych polityków, ani zapobiec spadkowi poparcia ze strony Polaków. Korzysta na tym i Kaczyński i Tusk, który w zasadzie w tej chwili nie ma żadnego poważnego rywala, żeby przejąć opozycję - może poza Schetyną. Paradoksalnie -  Tusk sporo zawdzięcza Jarosławowi, który praktycznie wyeliminował z poważnej polityki mglistych polityków "totalnej" opozycji. Ale ostatnie przemówienie Tuska, zwane "wykładem", pokazało, że to, co powie Tusk jest finalnie kolejnym sukcesem Kaczyńskiego. Lewackie i neoliberalne media, układy towarzyskie, którym PIS odciął darmowy kawior i szampana, od miesiąca trąbiły, że trzeciego maja Donald Tusk wygłosi epokowe przemówienie, po którym runą mury Jerycha, a "kaczyści" spłyną do morza kanalizacją burzową. Tymczasem po tym bardzo marnym odczycie z kartki, wykonanym przez Tuska upozowanego na akademika w todze refleksyjnego filozofa, nikt w Polsce i pewnie za granicą nie mówi o tym "wykładzie" do narodu. Jeżeli porównać Kaczyńskiego i Tuska do walki bokserów w ringu, to Tusk potknął się o własne nogi, a wstając sam się znokautował.


Pisząc jednak całkiem poważnie, wystąpienie Tuska dotyczy jego konsekwencji dla wyborów w Polsce. Wniosek jaki się nasuwa brzmi tak: widać fiasko krótkowzrocznej strategii sił skupionych wokół Koalicji Obywatelskiej /Europejskiej/. Okazuje się bowiem, że entuzjastycznie przyjęta przez dużą część krytycznych wobec PiS mediów, narracja o Polsce w Europie była płytka, przestarzała i – co najgorsze – niewiarygodna. Paliwo praworządności jest na poziomie krytycznej rezerwy, Unia ma większe problemy niż polski wymiar sprawiedliwości, słupki poparcia są nieubłagane, wojna światopoglądowa to zbiorowe samobójstwo opozycji, Broniarz nie rozhuśtał politycznych nastrojów - " to już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść".  Taka sytuacja jest zatem na rękę jednej osobie: Jarosławowi Kaczyńskiemu. To od niego zależeć będzie, czy i w którym momencie wyciągnie najważniejszą cegiełkę, w wyniku czego cała misternie budowana przez Tuska i Schetynę konstrukcja narracyjna runie. Na pozytywną wizję Europy przyszłości ani Tusk, ani kierujący opozycją w Polsce Grzegorz Schetyna, najwyraźniej nie mają ani pomysłu, ani ochoty. Zwycięzca jest jeden. Jarosław Kaczyński.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka