Poseł Przemysław Czarnek jest nową gwiazdą medialną PiS. Fot. PAP/Wojtek Jargiło
Poseł Przemysław Czarnek jest nową gwiazdą medialną PiS. Fot. PAP/Wojtek Jargiło
echo24 echo24
1013
BLOG

Jakie siły stoją murem za posłem PiS Przemysławem Czarnkiem? Eksperyment blogerski

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

UWAGA! Trudny przekaz, tylko dla kumatych!

Zbliża się lato, wszyscy mają już serdecznie dosyć polityki, więc dziś notka w nieco lżejszej formie.

A teraz do rzeczy:

Portal internetowy Salon24 newsvide: https://www.salon24.pl/newsroom/1054696,czarnek-na-fali-krytyki-po-wypowiedzi-na-temat-lgbt-przypisuje-sie-mi-zle-intencje-manipulacja informuje:

Poseł Przemysław Czarnek z PiS został skrytykowany nie tylko przez środowiska lewicy, ale też Joachima Brudzińskiego. Teraz nowa, medialna gwiazda partii rządzącej "odcina się od manipulacji" i żąda zaprzestania "wyrywania z kontekstu" wypowiedzi na temat tego, czy środowiska LGBT są ludźmi. Czarnek gościem programu "Studio Polska" w TVP INFO, gdzie często zabiera głos jako ekspert polityczny z dziedziny prawa. Według niego, LGBT to ideologia, natomiast "homoseksualiści, biseksualiści, transwestyci czy inni tam jeszcze queer, czyli dziwacy" - dodał. - To są ludzie. Pogubieni oczywiście w swojej seksualności i życiu, jednocześnie chorzy z nienawiści do ludzi heteroseksualnych, do tradycji i chrześcijaństwa, ale to jest inna rzecz. Ale ludzie, nikt im człowieczeństwa nie odmawia - podkreślił. - Brońmy rodziny przed tego rodzaju zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralnym postępowaniem. Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją - mówił Czarnek w TVP INFO. Wypowiedzi posła PiS obiegły wszystkie media. Część dziennikarzy domagała się wyrzucenia Czarnka ze sztabu Andrzeja Dudy…

Mój komentarz:

Zaryzykuję tezę, iż wiem, która część polskiego społeczeństwo stoi murem za posłem Czarnkiem.

Ale najpierw coś Państwu opowiem.

Najwspanialszą studencką przygodę przeżyłem w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym czwartym, gdy byłem na drugim roku swych hulaszczych studiów. Wówczas w Królewskim Mieście Krakowie, z okazji sześćsetlecia Uniwersytetu Jagiellońskiego odbyły się, stosownie do rangi rocznicy, chyba najdłuższe w świecie żakowskie Juwenalia, które nie uwierzycie, trwały nieprzerwanie dziesięć dni i nocy.

Po uroczystej Mszy świętej w studenckiej kolegiacie Świętej Anny, kiedy nie tylko w kościele, ale i na Plantach brakowało miejsca, pochód akademicki przeszedł majestatycznie spod Collegium Maius pod Bazylikę Mariacką, gdzie prezydent Krakowa uroczyście ogłosił otwarcie Juwenaliów wręczając braci żakowskiej pęk kluczy od miasta. Od tej radosnej chwili, blisko dwa tygodnie, we wszystkich możliwych miejscach pod Wawelem tętniła spontaniczna, ani na chwilę nieustająca, gigantyczna balanga nieznająca jutra.

Już na samym początku owej maskarady poznałem pewną prześliczną studentkę, pachnącą letnim wiatrem blondyneczkę, zdało się nieznającą jeszcze mocy swego piękna, nie mówiąc o seksapilu, jaki, bez przesady, oprócz niej miała wtenczas tylko Marilyn Monroe. Nie dziwicie się tedy, iż chciałem jak najprędzej poznać i ocenić smak jej niezwykłej urody.

Po którejś z kolei nocy żakowskiego szaleństwa wracałem z nią z jakiejś całonocnej bibki. Już w budzącym się brzasku letniego poranka, wiedzieni zapachem pieczonego chleba trafiliśmy do małej prywatnej piekarni, gdzie obnażeni piekarze miesili rosnące ciasto. Ta rubensowska scena wzbudziła na naszych karkach ów znany wszystkim kochankom magiczny „przeskok iskry”, wzniecając w nas wilczy apetyt na ciepły kęs wyjętego z pieca chleba, lecz również nieodparte pragnienie porannej miłości.

Dobroduszni piekarze dali nam w prezencie pachnący razowiec, a my niecierpliwie poczęliśmy szukać kąta, gdzie byśmy się wreszcie mogli do siebie przytulić. Niestety, jak to zazwyczaj w takich razach bywa, nie było gdzie się zaszyć. Idąc bez celu przed siebie zaszliśmy do uśpionego Parku Krakowskiego, gdzie było niewielkie bajorko z przycupniętą u brzegu zieloną budką dla łabędzi, które tą wczesną porą jeszcze smacznie spały.

Wtenczas mi wpadło do głowy, by nie bacząc na skromny metraż dokonać skoku na łabędzią chatę. Zacząłem, więc kombinować, jakby wywabić te ptaki z ich przytulnej budki. I choć głód mi skręcał trzewia, pragnienie miłości jednak przeważyło i bez chwili namysłu poświęciłem razowiec na karmę. Wszystko szło jak po maśle, gdyż wygłodniałe po nocy łabędzie, jak tylko zwietrzyły poranne śniadanie, z dziecinną łatwością dały się wywabić, a moja blondyneczka, pojąwszy migiem, co zaplanowałem wślizgnęła się jak piskorz do ptasiej alkowy.

Gdy bezrozumne ptaki pochłaniały łakomie swe pierwsze śniadanie, my, nareszcie szczęśliwi, wiliśmy sobie gniazdko w zdobycznej sypialni. Boże jak było cudownie! Do śmierci będę pamiętał zmieszany z zapachem siana słoneczny zapach skóry mojej blondyneczki. A było tak wspaniale, dziko i płomiennie, iż omdleli z rozkoszy zapadliśmy w głęboki jak studnia szczęśliwy sen nocy letniej.

Musieliśmy spać bardzo długo, bowiem wyglądnąwszy przez szparkę zoczyłem ze zgrozą, że dzień już dawno się zbudził, a park jest pełen ludzi leniwie się przechadzających w majowym słoneczku. Co gorsze, że nasza sypialnia otoczona jest wieńcem młodych matek z dziećmi.

Wówczas zdałem sobie sprawę, że przytulne gniazdko stało się śmiertelną pułapką, z której nie ma wyjścia do wieczora, kiedy te wszystkie bachory wreszcie się wyniosą na swoją dobranockę. Nie było tedy innego sposobu jak cierpliwie czekać. Niestety upał się wzmagał, a gdy w samo południe bezlitosne słonko wsparło się o daszek naszej rezydencji, w środku zapanował żar tak nieznośny, iż nie bacząc na skutki musiałem zarządzić bezzwłoczną ewakuację.

W straszliwej ciasnocie ubraliśmy z trudem zmiętoszone stroje. Moja partnerka miała złotą suknię damy kameliowej, a ja byłem przebrany za Zorro, ówczesnego idola wszystkich dzieci w kraju. Gdyśmy się wyczołgali z zatęchłej pułapki, otoczyła nas chmara ucieszonych brzdąców wrzeszczących z zachwytem: - Mamo! Popatrz! Zorro!!! Z jakąś piękną panią!  A my, korzystając z aplauzu dziecięcej widowni skłoniliśmy się szarmancko jak to czynią aktorzy w finałowych scenach i nie czekając na bisy, daliśmy nogę z parku, by dołączyć do tętniącej w mieście barwnej żakinady.

Następnej nocy chcieliśmy znowu zajrzeć do łabędziej budki, ale te dumne ptaki nie były takie głupie, jak nam się zdawało, mimo, że poświęciłem trzy precle…”, koniec opowieści.

Pytacie Państwo, jaki ta opowieść ma związek z tym, jakie siły stoją za posłem PiS Przemysławem Czarnkiem?

Odpowiadam:

Przeczytajcie Państwo komentarze, jakie zostaną niechybnie dodane do niniejszej notki.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post scriptum

Zamiecenie notki pod dywan i brak komentarzy autorstwa pisowskich oszołomów to ewidentne świadectwo, że mój eksperyment blogerski zakończył się pełnym sukcesem. Dlaczego? Kumaci wiedzą!

STOP (!!!)   Zwracam honor Administratorom S24, którzy jednak opublikowali notkę!

Post Post Scriptum

Notka już wisi trzy godziny i nie ma ani jednego komentarza autorstwa plującego na mnie pisowskiego ortodoksy. Słowem "oszołomy trzymają się mocno", ale daję głowę, że wcześniej czy później, któryś nie wytrzyma. A jeśli wytrzymają tę zmowę milczenia, będzie to oznaką, - że wreszcie znalazłem na nich skuteczny sposób.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka