echo24 echo24
1126
BLOG

ZMIERZCH WODZA

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 55
Jarosław Kaczyński. Zbawca narodu, czy przekleństwo losu?

Portal internetowy Salon24, vide: https://www.salon24.pl/newsroom/1202726,senator-pis-jaroslaw-kaczynski-stoi-przed-najwiekszym-wyzwaniem-w-calym-politycznym-zyciu informuje:

„Oczywiście, partia rządząca jest w trudnej sytuacji. Ale jest w niej od 2019 roku, czyli od wyborów parlamentarnych. Przypomnę, że w wyborach Obóz Zjednoczonej prawicy nie osiągnął takiego wyniku, który był oczekiwany. Kolejne kłopoty – pandemia, problemy z drożyzną, inflacja, Polski Ład, napięcie na granicy wschodniej, trudności te potęguje. I Jarosław Kaczyński bez wątpienia stoi przed największym wyzwaniem w całym swoim politycznym życiu, - mówi Salonowi 24 Jan Maria Jackowski, senator Prawa i Sprawiedliwości..."

Mój komentarz:

Paradoksalnie, Jarosław Kaczyński najsilniejszy był wtedy, kiedy w Polsce rządziła Platforma Obywatelska oraz jej butni politycy i politrucy. Wtenczas siłą „małego rycerza” Jarosława była walka oko za oko ząb za ząb z dziennikarskimi wygami: Olejnik, Kolendą-Zaleską, Lisem, Żakowskim, Wołkiem, Szostkiewiczem, Paradowską, Kuczyńskim… Jego waleczność objawiała się wtedy w boju polemicznym z profesorskimi lizusami Salonu III RP: Kuźniarem, Markowskim, Krzemińskim, Czapińskim, Śpiewakiem, Nałęczem… Jego fighterski charakter uwidaczniał się także w politycznej bijatyce z wojownikami Platformy: Tuskiem, Palikotem, Niesiołowskim, Nowakiem, Sikorskim, Grupińskim, Olszewskim... To był prawdziwy Kaczyński, pełen żaru i chęci do walki, który raz tylko się zachwiał, jak na niego spadła seria brudnych ciosów od tandemu do mokrej roboty Miller – Anodina.

Gazeta Wyborcza wybijała wtenczas tłustą czcionką nagłówki: „Już nigdy nie wróci na deski”. „Kaczyński na zawsze skończony”.  A ten znienawidzony przez post-komunistów „kurdupel z wiecznie rozwiązaną sznurówką” odradzał się każdorazowo jak Feniks z popiołów w pełni gotowy do walki. To wtedy zrodziło się porywające lud pisowski hasło: „Ja-ros-ław! Pol-skę zbaw!”.
Wówczas wielu Polakom się zdało, iż narodził nowy Piłsudski, albo jak mówią słowa kolędy: „zbawiciel i polskiej duszy pocieszyciel”, a ów mit konsekwentnie wszczepiali w polskie mózgi purpuraci skupieni wokół toruńskiego redemptorysty.
Dlaczego mit?

Bo, jak pokazało życie, niezniszczalność naczelnika Jarosława wynikała nie tyle z jego „boskiej strony mocy”, co ze słabości rządzącej wtenczas „Platformy Obywatelskiej”, która tak się rozdokazywała, iż zaczęła zwijać państwo, z którego jak mówił minister Bartłomiej Sienkiewicz zostały już tylko: „ch*j, dupa i kamieni kupa” – a jesienią 2015 zdegustowani renegacją Platformy Polacy powierzyli władzę Prawu i Sprawiedliwości, na domiar złego z przewagą sejmową.

Dlaczego na domiar złego?

Bo ta przewaga sejmowa Prawa i Sprawiedliwości odebrała Jarosławowi Kaczyńskiemu zdolność racjonalnego postrzegania rzeczywistości do tego stopnia, iż w walce o polskie dusze postawił nierozważnie na dwie zgubne dla niego karty.
Pierwszą był nie do końca zrównoważony polski Robespierre niejaki Antoni Macierewicz, który tragedię smoleńską rozegrał w możliwie najgorszy sposób, gdyż wraz ze swoją dyletancką Komisją Smoleńską tę narodową apokalipsę doszczętnie ośmieszył, zaś amatorszczyznę tej Komisji dostrzegli nawet najzagorzalsi pisowscy ortodoksi. Na domiar złego Jarosław Kaczyński dał się panu Antoniemu wpuścić w tragifarsę coraz bardziej żałosnych miesięcznic smoleńskich. A kiedy Jarosław się zorientował, iż te miesięcznice zaczynają przypominać demonstracje Aborygenów australijskich i zakończył te siupy, - było już za późno, bo od PiS-u odwróciła się pierwsza fala Polaków racjonalnie myślących.

Drugą feralną kartą pana Prezesa był polski Rasputin vel Butapren, czyli bawiący się Polakami i Polską, w każdym calu anty-medialny i strusiowato nielotny prześmiewca i satyr marszałek profesor Terlecki, który swą bezczelną butą skutecznie od PiS-u odstręczył resztę rozsądnie myślących Polaków, - stając się pośmiewiskiem Szkła Kontaktowego i kręgów dziennikarskich.

A jakby jeszcze tego było mało, pan Prezes nie miał odwagi sprzeciwić się gusłom abpa Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”, a także szatańskim bluźnierstwom lokalnych proboszczów, że: „dzieci z in vitro nie mają duszy ”, co oburzyło do żywego nawet elektorat pisowski. O tym, co wygadywał ksiądz profesor Oko nawet nie wspominam, bo się wstydzę.

Przysłowiową „kropkę nad i” postawiło uświadomienie sobie przez pana Prezesa, że koalicyjnemu ministrowi Ziobrze za wysoko nie podskoczy, zaś namaszczony przez niego Prezydent też mu się nie udał, bo gdzie się ruszył to coraz bardziej się ośmieszał.

Wydawało się tedy, że Jarosław Kaczyński pójdzie po rozum do głowy i się z ustawy kagańcowej wycofa.

Lecz nic z tego. Spanikowany Jarosław zrezygnował z inteligencji i postawił na dyktaturę proletariatu, który uwiódł wizją niebojącej się Brukseli „wielkiej Polski będącej sercem Europy”, - i na modłę nie najlepiej się kojarzącej pieśni „tomorrow belongs to me ”,  począł lud pisowski kusić, dopieszczać, kokietować, schlebiać mu i stawiać go wyżej od gorszej reszty utwierdzając go jednocześnie w przekonaniu, iż tylko ów lud stanowi prawdziwą polską elitę patriotyczną. Gorzej. Pod wpływem krakowskiego zgrywusa o ksywie Butapren pan Prezes tak się rozbrykał, iż zamachnął się na Sąd Najwyższy, - wepchnąwszy uprzednio do Trybunału Konstytucyjnego pod osłoną nocy prokuratora stanu wojennego i pezetpeerowskiego kacyka Stanisława Piotrowicza, za przyzwoleniem prezydenta Dudy.

Dlaczego to zrobił?

Moim zdaniem był to odruch desperacji człowieka o wodzowskich aspiracjach, do którego po reakcji na ustawę o zwierzętach dotarło, że przegrał walkę z hodowcami o pisowską Polskę, a także zorientował się, że Bruksela i polscy sędziowie nie odpuszczą. Innego wytłumaczenia tego samobójczego wybryku nie widzę. Tak postępują tylko ludzie nieumiejący przegrywać.

Dlaczego tak myślę?

Bo obserwuję Jarosława Kaczyńskiego od lat i po jego coraz wolniejszym kroku, zmęczonej twarzy i słabnącym tembrze głosu wnoszę, że zdawało się niezniszczalny Jarosław utracił bezpowrotnie niegdysiejszy power i już nie wierzy własnym słowom mówiąc, że: "PiS sobie ze wszystkim sam poradzi ". Tak. Tak. Życie pokazało, że siłą Jarosława Kaczyńskiego jest wojna, a nie pokój. A patrząc na jego coraz bardziej posępne oblicze przypomniał mi się film pt. „Samotność długodystansowca”, opowiadający o zakompleksiałym chłopcu, który z chęci zemsty na dyrektorze swojej szkoły przegrywa celowo międzyszkolny wyścig.

Czas tedy powiedzieć, że Jarosław Kaczyński był genialnym strategiem czasu wojny, lecz kompletnie nieudacznym zarządcą pory pokoju, czego dowiódł już w podczas pierwszych rządów PiS (2005 – 2007) kiedy mimo, że miał prezydenta, premiera, szefa IPN, prezesa NBP, prezesa NIK oraz dwie komisje weryfikacyjne, - musiał oddać władzę po dwóch latach nieskutecznych rządów.

Zaś po wyborach 2015 miał jeszcze więcej, bo do wymienionych wyżej kluczowych dla państwa instytucji i urzędów dorzucił jeszcze Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Izbę Dyscyplinarną i totalnie zakłamane Media Publiczne, - a jednak po raz drugi nie potrafił sprawnie rządzić w warunkach pokojowych.

W tej sytuacji, wiedząc, że jest skuteczny tylko w walce, zdecydował się wypowiedzieć wojnę polskiej demokracji, a także Unii Europejskiej idąc na zderzenie czołowe z Brukselą, - na zasadzie po mnie choćby potop.

Zapomniał jednak, że nie ma prawa jazdy, - i rozwalił samochód marki „POLSKA”, którym sześć lat jeździł bez przeglądów technicznych, więc Unia Europejska mu nie zwróciła pieniędzy za OC, a na domiar złego wymierzyła mu gigantyczne grzywny, które będzie musiał zapłacić z państwowej kasy, - czego suweren mu tym razem już nie wybaczy.  

Bo, jak słusznie powiedział senator PiS Jan Maria Jackowski, pan prezes Jarosław Kaczyński nie przewidział takich kłopotów, jak: pandemia, z którą rząd PiS sobie nie umiał poradzić i zmarły setki tysięcy Polaków; drożyzna wynikająca z nieodpowiedzialnej polityki finansowej państwa; twarde stanowisko unii Europejskiej, która zatrzyma napływ unijnych funduszy; kompletna klapa Polskiego Ładu; oraz napięcia na granicy wschodniej.

A jeszcze do tego wyszło na jaw polskie „Water Gate”, czyli giga afera podsłuchowa związana z Pegasusem, która wisi nad karkiem Jarosława Kaczyńskiego, jak miecz Damoklesa.

Krzysztof Pasierbiewicz (emerytowany nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum
Notkę tę kończyłem oglądając oszałamiające potęgą i rozmachem otwarcie Zimowej Olimpiady w Chińskiej Republice Ludowej z udziałem tamtejszych przywódców, które pokazało jak na dłoni, jakim tyciuchnym „pyłkiem marnym” na światowej arenie politycznej, jest nasz „trybun ludowy” o zacięciu dyktatorskim, - co nas winno bodaj odrobinę oduczyć polskiej zaściankowej chełpliwości.

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (55)

Inne tematy w dziale Polityka