echo24 echo24
10678
BLOG

Z prośbą o przeczytanie. Adresat: Pani Krystyna Janda

echo24 echo24 Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 214

        Motto: A jednak, mimo tylu upokorzeń, nie udało się zabić naszej polskiej duszy!

Portal „NIEZALEŻNA” – vide: http://niezalezna.pl/228112-janda-nie-chce-zwyciestwa-polski-w-mundialu-a-o-polskich-kibicach-mowi-mania-i-irracjonalny-obled informuje: „Krystyna Janda o polskich kibicach. Nie mogę tego słuchać. Kibice czekają na pierwszy występ polskiej reprezentacji na mundialu. Fanów piłki nie rozumie Krystyna Janda. Goście sobotniego programu "Drugie śniadanie mistrzów" – vide: https://www.tvn24.pl/drugie-sniadanie-mistrzow,40,m/drugie-sniadanie-mistrzow-16-06-2018,846109.html    (fragment od 03’05’’ do 03’25’’) emitowanego w TVN24 rozmawiano m.in. o trwających w Rosji mistrzostwach świata. Polskim fanom futbolu dostało się od Krystyny Jandy: Mówię o polskich kibicach, którzy przy byle sukcesie dostają jakiegoś irracjonalnego obłędu i manii wielkości, ja tego nie mogę słuchać – stwierdziła. Zwycięstwo jest dla mądrych, gdybyśmy zwyciężyli, to nie dałoby się wytrzymać już dalej w tej euforii zwycięstwa...”.

Zwracam się tedy do pani Krystyny Jandy:

Wielce Szanowna Pani, jestem kibicem polskiej reprezentacji narodowej. Nie wiem, czy jestem mądry, ale jestem starszy od Pani, gdyż urodziłem się pod koniec wojny i siłą rzeczy więcej niż Pani widziałem i przeżyłem niejedno, czego Pani los oszczędził. Powiem tedy krótko. Miast wdawać się z Panią w polemikę na temat sensu kibicowania biało-czerwonym coś Pani opowiem.

Jak nam w roku 1952 bezpieka wykończyła Ojca, Mama wpadła w czarną rozpacz, a żeby nas z bratem utrzymać pisała całymi nocami na maszynie i sprzedawała po kolei biżuterię, obrazy, srebrne sztućce, a w końcu jej ukochany fortepian, na którym przygrywając sobie na cztery ręce, Rodzice mieli zwyczaj podśpiewywać sobie ich ulubione piosenki.

Po śmierci Taty przez całe lata nie widziałem Mamy uśmiechniętej.

Aż naszedł październik roku 1957. Pamiętam jak mama przyszła z pracy jakaś inna niż zwykle i zakomunikowała synom, że jedziemy na mecz z Rosją do Chorzowa. W rozklekotanym zakładowym autobusie panowała atmosfera jakbyśmy jechali na wojnę. Pamiętam, że po przyjeździe na miejsce spojrzałem odruchowo w niebo, bo myślałem, iż nadciąga burza. Ale niebo było czyste, a grzmiał Stadion Śląski. W miarę jak zbliżaliśmy się do trybun kultowego kolosa wzmagał się groźny pomruk zdradzonych w Jałcie Polaków, którzy przyjechali na mecz, ale tak naprawdę, by wykrzyczeć swój gniew wobec znienawidzonego sowieckiego ciemiężcy i zaprzedanej Moskwie komunistycznej władzy.

Jako dwunastoletni chłopak nie do końca wtedy rozumiałem, co się dzieje.

Po chóralnym odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego na stadionie zawrzało jak w piekielnym kotle. To nie był doping, lecz desperacki krzyk protestu wydobywający się ze stu tysięcy gardeł, który przypominał huk rozszalałych fal na wzburzonym oceanie. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że jestem świadkiem największej i najgorętszej patriotycznej manifestacji w powojennej Polsce.

Aż nadszedł ów pamiętny moment, gdy maleńki Gerard Cieślik pokonał po raz drugi Lwa Jaszyna strzelając główką zwycięskiego gola Ruskim. Myślałem, że się niebo rozstąpiło. Sto tysięcy Polaków zawyło ze szczęścia. Ludzie rzucali się sobie w objęcia, płakali z radości, poleciały w górę czapki, kapelusze, marynarki, torebki. Wszyscy krzyczeli: Polska!, Polska!, Polska! Rozbrzmiewały toasty i bimber lał się strumieniami. A po meczu, polskich zawodników ludzie na rękach do szatni znosili.

Tu może Pani obejrzeć namiastkę togo, co się wtedy działo na chorzowskim stutysięczniku – vide: https://www.youtube.com/watch?v=P7rJ_NkGQ8c 

To wtedy Pani Krystyno, mam nadzieję, że z racji wieku mogę się do Pani zwrócić po imieniu, - naocznie się przekonałem, że nie da się zabić naszej polskiej duszy. Że prawdziwi Polacy nigdy nie ugną karku przed Moskwą.

I raptem zobaczyłem, że moja mama się śmieje. Oszalała z radości wzięła mnie w ramiona wrzeszcząc mi do ucha: „Synku mój kochany! Wygraliśmy z Rosją!!! Pomściliśmy tatę!, - a ja do grobowej deski nie zapomnę dumy, jaka mnie wtedy rozpierała, że jestem Polakiem…, tyle opowieści.

Od tamtego czasu ilekroć przed meczem polskiej reprezentacji słucham śpiewanego przez polskich kibiców Mazurka Dąbrowskiego z trudem łzy powstrzymuję.

Ponieważ Pani oświadczyła publicznie, że: „nie może już dalej wytrzymać tej euforii polskich zwycięstw”, nie oczekuję od Pani odpowiedzi, lecz jako polski kibic uprzejmie Panią proszę, by, jeśli polska reprezentacja odniesie na tym rosyjskim Mundialu choćby drobny sukces, przez szacunek dla pięknej tradycji polskiego futbolu, - zechciała bodaj na chwilę zamilknąć i nie odbierać Polakom radości, której jak tlenu potrzebują.

I jeszcze jedna ważna sprawa. Choć w kwestii bieżącej kultury i wolności Sztuki zgadzam się z Panią w niektórych aspektach, to jednak idąc świadomie do programu Mellera i mówiąc to, co Pani wyartykułowała na wizji nieodwołalnie wpisała się Pani w afektowaną i oszołomioną formułę retoryczną tych, których Pani tak zajadle krytykuje.

Z poważaniem, 

Krzysztof Pasierbiewicz (emerytowany nauczyciel akademicki, pisarz, tłumacz, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa oraz wierny kibic polskiej reprezentacji narodowej)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport