echo24 echo24
1371
BLOG

Rządzenie państwem to nie szkoła tańca!

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

Ultra prawicowy portal wPolityce – vide: https://wpolityce.pl/polityka/422083-nasz-wywiad-piotrowicz-wyjasnia-przyczyny-zmian-w-sn donosi, cytuję: „NASZ WYWIAD ze Stanisławem Piotrowiczem. Nowelizacja ustawy o SN? Piotrowicz: W polityce liczy się skuteczność i czasami trzeba zrobić jeden krok do tyłu, aby zrobić dwa do przodu…”, koniec cytatu.

Mój komentarz do tego wywiadu:

Wielce szanowny Panie Pośle!
Jak przeczytałem Pańską wypowiedź, że czasami trzeba zrobić „jeden krok do tyłu, aby zrobić dwa kroki do przodu” przypomniałem sobie, że w moich czasach licealnych, na przełomie lat 50./60. uczęszczałem na kurs tańca odbywający się w przeniesionej po wojnie ze Lwowa do Krakowa słynnej szkole tańca legendarnego Mariana Wieczystego, gdzie pierwszych tanecznych kroków uczył się także mój szkolny kolega, który też sobie pod nosem pokrzykiwał: „jeden krok do tyłu, dwa kroki do przodu”. Los tak zrządził, że z tymże kolegą już na studiach wyjechałem na poligon w ramach Studenckiego Szkolenia Wojskowego, gdzie wydarzyła się pewna niezapomniana i pouczająca historia z morałem, którą teraz Panu Posłowi opowiem.

Na studiach raz w tygodniu odbywaliśmy na uczelni szkolenie wojskowe, w trakcie którego,  co cztery semestry wywożono nas na poligon wojskowy do prawdziwej jednostki. W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym szóstym ubiegłego wieku odbywaliśmy taki poligon w jednostce w Morągu, gdzie za murami koszar zamknięto na sześć tygodni kilkuset studentów z krakowskich uczelni. W tych nieludzkich warunkach, wpędzeni w depresję zakazem opuszczania koszar, odcięci od świata, byliśmy na skraju tak zwanej choroby murzyńskiej objawiającej się całodobowym bólem głowy i nieznośnie dokuczliwym pragnieniem kobiet. Więc nie dziwota, iż celem przetrwania koszarowego owego horroru poczęliśmy wymyślać coraz bardziej głupawe, zabawy wojskowe. Pewnego dnia w czasie przerwy między musztrą i szkoleniem politycznym urządziliśmy na koszarowym placu defilad konkurs na - wstyd się teraz przyznać - najbardziej okazałego fallusa w plutonie. Za miarę długości posłużył wojskowy taboret o regulaminowych wymiarach, do dzisiaj pamiętam trzydzieści na trzydzieści, na którym stosownie przygotowani do walki żołnierze układali swoje nastroszone fiuty, a dowódca plutonu bagnetem bojowym nacinał, co znaczniejsze rezultaty. Napięcie zbliżało się do granic zenitu, a wokół areny dreptali nerwowym krokiem skupieni kadrowicze otoczeni tłumem żądnych igrzysk gapiów, w sile lekko licząc setki chłopa. Gdy ktoś prowadził z wynikiem zdawało się nie do pobicia, dwudziestu centymetrów z niewielkim okładem, przez wrzawę dopingujących począł się przebijać piskliwie nieśmiały głos kanoniera Cięciwy, największej zakały plutonu, który uprzejmie prosił: - Panowie! Najmocniej przepraszam, że się wtrącam, ale chciałbym spytać czy mógłbym też wystartować? Jednakże, podnieceni żołnierze odganiali ambitnego aspiranta jak natrętną muchę pokrzykując ze złością: - Cięciwa! To jest poważny konkurs! Z czym do gościa? Spadaj!!! Ale Cięciwa uparcie domagał się prawa do startu, a że był dżentelmenem nienagannie wychowanym, grzecznie, acz nieustępliwie nalegał: - "Panowie! Nie chciałbym być natrętem, lecz wydaje mi się, iż nie bez podstaw sądzę, że powinienem jednak wystartować". Ktoś się w końcu zlitował i dla świętego spokoju pozwolono Cięciwie przystąpić do walki. Oj, do śmierci będę pamiętał, jak kanonier Cięciwa bez pośpiechu, jakby od niechcenia, z ujmującą skromnością wysupłał z przepastnych zakamarków spodni ogólno wojskowych i ułożył na taborecie swój męski atrybut, a ku osłupieniu zebranych żołnierzy wyniku nie dało się naciąć, gdyż zabrakło blatu, a poza krawędź blatu jeszcze sporo zwisło. Do dziś mam w uszach przenikliwą ciszę wywołaną bezgranicznym zdumieniem kibicującego audytorium przechodzącą zwolna w pomruk fascynacji. Tego samego dnia po apelu wieczornym studencka kapituła awansowała kanoniera Cięciwę do rangi bombardiera, a bohater dnia został jednomyślnie ochrzczony ksywą „Pasztetówa” stając się przedmiotem podziwu i dumą plutonu, a także naszej Alamae Matris Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie…, koniec opowieści.

Zapewne Pan Poseł się dziwi, dlaczego Panu tę historię opowiadam?

Otóż jak fama niesie, inżynier Cięciwa nie podjął po studiach pracy w wyuczonym na studiach zawodziej, gdyż został rozchwytywanym fordanserem we wspomnianej na wstępie legendarnej szkole tańca Mariana Wieczystego, gdzie wyćwiczony w czasach licealnych ruch posuwisto zwrotny: „jeden suw to tyłu, dwa suwy do przodu” pomógł mu zrobić zawrotną karierę dzięki opinii kursantek, iż jak nikt inny potrafi prowadzić.

Sęk wszakże w tym Panie Pośle, że jak zaznaczyłem w tytule, prowadzenie polityki państwa, to nie szkoła tańca.

Serdecznie Pana Posła pozdrawiam,

Krzysztof Pasierbiewicz  (em. nauczyciel akademicki, a także niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)

Post Scriptum

I jeszcze jedno Panie Pośle. Dzięki dzisiejszemu krokowi do tyłu, PiS stracił bezpowrotnie najtwardszy elektorat.

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka