W sobotę o godzinie 22.24 na paryskim lotnisku po 33,5 godzinach nieprzerwanego lotu wylądował, pilotowany przez Charlesa Lindbergha, samolot "Spirit of St Louis ". Był to jeden z tych małych kroków, tak samo ważny jak ten Armstronga, które czynią ludzkie życie lżejszym, wygodniejszym i przyjemniejszym. Potem było już łatwiej aż doszło do sytuacji w której paryski bon vivant, w epoce "Concorda" mógł pokonać trasę Lindbergha w 3,5 godziny. Mało tego on mógł wylecieć z Paryża o 11 rano a kawę na Manhattanie wypić o 8.30, również rano, choć dla paryżanina to stanowczo za wcześnie. Najważniejsze,że nie musiał zabierać ze sobą czekoladek, butelki z wodą i kanapek.
Inne tematy w dziale Kultura