Christine ?
Christine ?
Siukum Balala Siukum Balala
1721
BLOG

Gdzie jest " Christine " ? ( 2 )

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 52

Jacht " Christine " - przed i po filmowym epizodzie - pływał po jeziorach mazurskich pod nazwą " Rekin " Był jachtem trofiejnym, pozostawionym przez Niemców i pod jaką nazwą pływał przed wojną dziś ustalić się raczej nie da. Mnie ten jacht zawsze kręcił, kręciła jego uroda, a jeszcze bardziej kręciła legenda. Fama głosiła, że był własnością Hermanna Göringa, dyrektora nazilandzkich linii lotniczych " Luftwaffe " To oczywista bzdura - dziś trzeba to powiedzieć - ale wówczas, nie mając możliwości weryfikacji, uważano, że to jacht Göringa. Niestety to nie jest klasa Göringa, za mały kokpit. Jacht należał prawdopodobnie do właściciela tartaku w Ogonku nad Święcajtami, Georga Teppera. Wielkiego miłośnika żeglarstwa, animatora żeglarstwa lodowego w Niemczech i organizatora najsłynniejszych regat bojerowych na jeziorze Mamry. Przez wiele lat, przy każdym pobycie w Giżycku myślałem o " Christine " gdzie jest ? w jakim stanie ? może stał się cud, ktoś wyłożył pieniądze i jacht wrócił na wodę ? Jednak pośpiech i ciągły brak czasu nie pozwalał na odnalezienie jachtu. Zaniedbałem " Christine " jak nieroztropny kochanek zaniedbuje kochankę. W tym roku jednak złożyło się fortunnie i mogłem jeden dzień z napiętego kalendarza poświęcić tej wodnej zjawie. Przyleciałem do Polski wcześniej i ustaliłem z załogą, że jadę do Giżycka dzień wcześniej, załatwiam czarter, przejmuję łódkę, zaprowiantowuję, a następnego dnia wypływamy, możliwie wcześnie, by nie marnotrawić wiatru, który obecnie ma swoją wartość mierzoną w pieniądzach. W Bosmanacie  nad Kisajnem byłem przed południem. Przejęcie jachtu odbyło się - za sprawą bosmana Ryśka - bardzo szybko i sprawnie. 6 talerzy, 6 kubków, 6 noży i widelców, kotwica szt. 1, cumy szt.2, 6 kapoków i 4 krawaty extra gratis. Protokół zdawczy podpisany, cash z ręki do ręki, kaucja do osobnej koperty. Wszystko jak się należy. Po 20 minutach leżałem rozciągnięty w forpiku i rozmyślałem o " Christine " Niestety nie był to forpik jachtu moich młodzieńczych marzeń. Plastikowe jachty jak i plastikowe kobiety pozbawione są duszy, nie mają tego czegoś co sprawia, że następują w naszym mózgu reakcje chemiczne, które nieopanowane mogą spowodować, że zostaniemy wyłączeni z pływania nawet i na pięć lat. Trzeba mieć świadomość, że nikt nie produkuje kapoków dla tak małych dzieci. Krew nie woda, żartów nie ma... z resztą z wodą też żartów nie ma. Upał niemiłosierny, pod pokładem temperatura pomnożona przez dwa, wiedziałem, że sam niczego nie wymyślę. Tylko, że ja nikogo tu nie znałem, żadnego punktu zaczepienia. Pomyślałem wówczas o bosmanie Ryśku, może on coś wie, coś pamięta, może ma jakieś informacje, niechby i z piątej ręki, wszak człowiek miejscowy. Trzeba tylko kupić napój chłodzący z dużą zawartością buerlecytyny, która jak wiadomo przywraca pamięć w sposób doskonały i jest niezbędnym elementem wszelkich wspominkowych spotkań. Powlokłem się do hangaru i spytałem bosmana Ryśka, czy nie będzie uwłaczające dla jego wodniackiej godności, jeśli ja pójdę za kanał do sklepu ABC i kupię kilka butelek napoju z buerlecytyną, byśmy mogli sobie powspominać czasy dziś już historyczne. Pan Rysiek powiedział, że i owszem czemu nie, ale on pełni wachtę i jemu nie wolno, jednak warunki są szczególne, upał straszliwy i taki rozeschnięty bosman do niczego się nie nadaje, jest jak jacht bez balastu. Poszedłem do sklepu i nabyłem osiem butelek z zawartością buerlecytyny 4,5%, bez kaucji. Przypadliśmy sobie do gustu od pierwszej chwili, ponieważ już po pięciu minutach wybuchła między nami karczemna awantura. Poszło o bocznicę kolejową do Pozezdrza. Pan Rysiek był z Pozezdrza i kiedy o tym powiedział ja niepotrzebnie wyjechałem z tą bocznicą. Rysiek głośno i stanowczo zaprotestował 

- A gówno prawda tam nie było żadnej bocznicy ! 

- Panie Ryśku, ja mam mapę z 1942 roku, bocznica jest naniesiona. Mało tego ja tam byłem w ubiegłym roku, nasypy  przetrwały prawie nienaruszone. Tylko szyny i podkłady Ruskie zabrali do regeneracji - próbowałem wyjaśnić nieporozumienie. 

- Gówno prawda, tam nie było żadnej bocznicy, była normalna linia kolejowa z Kruklanek, no do... no dokąd ? dokąd ? jakżeś taki szpec od bocznic - Rysiek zaczął się nakręcać  jak fał na kabestan. 

- Jak to dokąd ? do Węgorzewa, co ty Rysiu, myślisz że mnie wkręcisz ? 

Z każdą butelką było coraz lepiej i wpływ upału został nieco przytłumiony. Po dalszych kilku minutach kłótni ustaliliśmy, że obaj mamy rację. Ryśkowi chodziło o normalną linię  kolejową przebiegajacą przez Pozezdrze, a mnie chodziło o bocznicę do daczy " Hochwald " należącej do Heinricha Himmlera, byłego ministra spraw wewnętrznych Nazilandii * Choć kapsle psykały radośnie to powoli stawało sie jasne, że Rysiek nie posiada żadnych informacji o " Christinie " Każda osoba przychodząca do hangaru, mająca jakiś interes do bosmana, była natychmiast brana na spytki. Wszystko nadaremnie, straciłem nadzieję. Dopiero przy ósmym psyknięciu kapsla zjawił się w hangarze facet w średnim wieku, który zapytany o " Christine - Rekina " odpowiedział jakoś tak od niechcenia

 - No przecież " Rekin " pływa i cumuje na Strandzie. 

Nie mogłem uwierzyć, to niemożliwe, renowacja takiej łódki kosztuje fortunę, kto był gotów wyłożyć takie pieniądze ? 

Zostawiłem Ryśka w hangarze, chwyciłem aparat  i poleciałem na Strandę. W tawernie od razu uderzyłem do barmanki, ponieważ tak to robią na amerykańskich filmach. Niestety barmanka była nie amerykańska i nic o " Rekinie " nie słyszała. Ludzie siedzący  przy barze - pytani o jacht - również bezradnie rozkładali ręce. Czyżby kolejny fałszywy trop ? Jednak po dziesięciu minutach z zaplecza wyszła barmanka z telefonem przy uchu i z pełną konfidencją, prawie jak na filmie, powiedziała 

- Pan poczeka, zaraz ktoś przyjdzie

... i przyszedł po kolejnych 10 minutach młody sympatyczny, człowiek 

- Pan poszukuje " Rekina " - spytał - cumuje  na kei rezydenckiej, tam jest zamknięte, ale powie pan, że jest ode mnie, wpuszą. Tylko, że ten " Rekin " to replika - dodał. 

Pobiegłem podekscytowny na keję rezydencką. Namnożyło się tych zamkniętych rezydenckich kei, zupełnie nieznanych w czasach słusznie minionych. Znak czasów, taka konieczność, wartość niektórych łodzi motorowych taka, że można za równowartość łodzi  sprawić sobie niewielką rezydencję. Szarpnąłem za bramkę, ustąpiła. Wszedłem na pontonową keję, która zaczęła delikatnie kołysać, chciała chyba stworzyć nastrój i cofnąć w czasy minione, ale to za daleko, coś nie tak było z chronologią. Mnie chodziło o przełom lat 60/70 - tych XX wieku, nie o kołyskę. Cieć na taborecie nie zwrócił na mnie uwagi - szedłem wzdłuż cumujących plastików - wszystkie jednakowe, wszystkie bez duszy, wszystkie z jednego ostródzkiego bądź augustowskiego kopyta ... a na końcu kei cumowała ONA " Christine " ten sam kształt, ta linia drapieżna, ten zadziorny dziób. Dzieło sztuki szkutniczej, nie ! nie szkutniczej, to dzieło sztuki po prostu. Bo trzeba artysty, żeby z martwego drewna - fakt - mahoniowego wyczarować takie kształty, stworzyć coś tak plastycznego i dynamicznego. Niestety to tylko replika " Rekina - Christine " Dobre i to...postałem chwilę, usiadłem. Na filmach, często bohater siada, obejmuje łeb rękami, potrząsa głową, wreszcie zapala papierosa. Ja niestety nie palę, więc poddałem łódkę chłodnej analizie. To nie była replika " Christine " Inne bulaje, tam owalne tu okrągłe, falochronu kokpitu brak. Nadbudówka wyższa z półpokładami i dodanymi relingami, tam z integrowana z kadłubem, bez relingow, tu malutki kokpit, w " moim " jachcie był o wiele obszerniejszy i ten wydłużony achterdek, tam był krótki. Poszedłem z reklamacją do tawerny, by porozmawiać z moim informatorem. Zgłosilem wszystkie zastrzeżenia, zgodził się ze mną i powiedział bym poszedł do hangaru " Almaturu " tam dogorywa " Rekin - Christine " Poleciałem czym prędzej do " Almaturu " płotu od strony kanału nie forsowałem, lata już nie te co kiedyś...głupio byłoby tak zawisnąć bezradnie na płocie. Obszedłem koszary, nadłożyłem drogi, zgodnie z zasadą mojej babki " do swej niebogi nie ma złej drogi " 

Poszedłem prosto do recepcji jak ten Zbyszko poszukujący Danuśki, wystraszyłem mocno młodego recepcjonistę pytaniem o " Rekina " Chwilę pomyślał, sam bał sie podjąć decyzji

- No to ja zadzwonię do kierownika - powiedział ... i po krótkiej rozmowie poinformował, że jestem umówiony z kierownikiem na 9:00 dnia następnego. 

I to był koniec historii, znowu nie zobaczyłem " Christine " o 9:00 dnia nastepnęgo szliśmy już pod żaglami w stronę Sztynortu. Nie mogłem swoimi osobistymi wspomnieniami, swoimi prywatnymi sprawami obciążać załogi. Oni przyjechali, żeby popływać i maksymalnie wykorzystać urlop. Z resztą czy oni oglądali " Nóż w wodzie " nie przypuszczam, niczego by z tej historii  nie zrozumieli. Najważniejsze, że wiem gdzie jest " Christine " i ta właściwa notka zostanie napisana dopiero za rok. 

Objaśnienia to tekstu : 

* Nazilandia - obecna nazwa Niemiec w latach 1939 - 45 

PS. Czy jest ratunek dla " Christine " ? Szczerze powiem nie ma, renowacja takiej łódki to koszt ogromny. W pędzie ku nowoczesności, skrzywdzono ten piękny jacht. Ktoś wpadł na pomysł aby go oblaminować. Drewniane jachty wymagają zachodu, stałej pracy, ciągłego skrobania i lakierowania, to pozwala na zachowanie jachtu w należytym stanie. Laminat potrzebuje jedynie wiadra z wodą i szczotki. Niestety zalaminowana konstrukcja nie " oddycha " woda, wilgoć, która się tam dostanie pozostaje na dłużej i dokonuje zniszczenia, w tej chwili jak sądze, " Christine " to próchno. Łatwiej i taniej byłoby zbudować replikę niż bawić się w renowację. A szkoda bowiem legenda jest zbyt cennym kapitałem by bezproduktywnie gniła w hangarze nad Kisajnem. A jak na legendach zarabiają gdzie indziej ? Muzeum " Titanica " w Belfaście odwiedza rocznie 500000 osób x 15,5 funta (bilet) = 7.750.000 funtów. Legenda zarabia więcej niż zarabiałby pływający " Titanic " Wycofany z eksploatacji " Concorde " też zarabia nie mniej  niż w czasach kiedy latał. Wejście do centrum ekspozycyjnego na lotnisku w Manchesterze kosztuje 7 funtów, a dodatkowy bilet  na pokład ponaddźwiękowca to wydatek 13.5 funta. Również tu bilety bookuje się z wyprzedzeniem. Wiem, że legenda " Noża w wodzie " jest naszą lokalną legendą, nie ta skala, nie ten zasięg, ale jest to jakaś szansa dla " Christine " Przywrócenie stanu, w którym jacht możnaby postawić na wodę  jest niemożliwe, więc może jakiś niedrogi, przeszklony hangar nad Niegocinem i taka tańsza, filmowa wersja renowacji ? Puder, światło i zastawki. Na pewno zarobi na siebie. 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Piko to Twoje Dezety z Almaturu W Alamturze " Rekin " stan obecny ( zdj. z netu )

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Rozmaitości