Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
5588
BLOG

Zasadniczy podział polskiej sceny politycznej

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 55

image

 O postawach mówimy, gdy pomimo naturalnej dla człowieka zmienności poglądów, przekonań, uczuć mamy do czynienia z trwałym stosunkiem emocjonalnym wobec jakiegoś obiektu. Na postawy polityczne decydujący wpływ mają przyjmowane wartości.

 Można wskazać motyw główny (zasadniczy) podziału, gdy obserwujemy polską scenę polityczna. Mamy tzw. wojnę polsko-polską, zajadłe spory okraszane, zwłaszcza ze strony opozycyjnej, wybuchami nienawiści, inwektywami. Wulgarny język, wrzaski i brak skłonności do porozumienia, kompromisu, odrzucanie rozsądku, ignorowanie argumentów, objawy anarchii. Co stanowi o tym zjawisku, jakie są jego źródła?

Jaki jest podział polskiej sceny politycznej, co zasadniczo odróżnia działające w Polsce partie i ugrupowania polityczne napisałem w artykule „Między niepodległością a zdradą” opublikowanym na łamach "WPiS, Wiara Patriotyzm i Sztuka" (nr 1/2021).

-------------------------------------------

Między niepodległością a zdradą

image Przyjęło się ugrupowania polityczne dzielić na lewicowe i prawicowe, dostrzegając między nimi formacje określane jako centrowe. Często bywa tak, że powstają rządy koalicyjne w sytuacji, gdy rywalizujące ze sobą siły lewicowe i prawicowe nie zdobędą przeważającej w parlamencie liczby posłów i wtedy poszukuje się wsparcia centrum, które potrafi ułożyć się raz z lewą, a innym razem z prawą stroną. W polskiej polityce taką rolę usiłowało odgrywać Polskie Stronnictwo Ludowe. Kiedy pytano lidera PSL Waldemara Pawlaka, kto wygra wybory, odpowiadał: nasz koalicjant.

Dziwna opozycja

 Po 1989 r., gdy odrodziło się państwo polskie (III RP) wzorzec lewica-centrum-prawica usiłowano przykładać do tworzącej się polskiej sceny politycznej i w taki sposób klasyfikować działające na niej partie i ugrupowania. Z czasem jednak okazało się to coraz trudniejsze i w zasadzie bezużyteczne​. Po upływie trzydziestu lat mamy bowiem wyraźne pękniecie, gdy po jednej stronie są zwolennicy rządzącej dziś Zjednoczonej Prawicy, a po drugiej siły określające się jako „totalna” opozycja. Po jednej i drugiej stronie można by doszukiwać się zwolenników lewicy i prawicy, tych pierwszych nie znajdziemy zbyt wielu po stronie obozu rządzącego, jest tam więcej prawicowców, gdy tymczasem obumiera „konserwatywne skrzydło” opozycji, która coraz bardziej oddala się w lewicowym, a nawet lewackim kierunku. Ta sytuacja jest przedstawiana jako tzw. wojna polsko-polska, w której nie ma miejsca na współpracę i kompromisy, ale trwa zajadła walka mająca na celu zniszczenie oponentów i nie ma tu też miejsca na jakieś centrum.

 Kiedy zastanowimy się jaka jest istota obecnego podziału na polskiej scenie politycznej to okazuje się, że główny spór nie dotyczy barw politycznych, programów, ale tego czym/jakie ma być państwo polskie – niepodległe, zachowujące polską tradycję, dewizę Bóg-Honor-Ojczyzna, czy odrzucające tradycyjną polskość, gotowe przyjąć obyczaje seksualne tzw. elit Zachodniej Europy, pozbywać się suwerenności na rzecz jakiegoś superpaństwa unijnej biurokracji.

 W publicystyce, nie tylko polskiej, możemy spotkać się z uwagami, a często nawet ze zdziwieniem, że opozycja w Polsce chcąc zaszkodzić rządzącym stara się znaleźć wsparcie ośrodków zagranicznych i nie waha się, aby z taką pomocą uderzać we własne państwo. Opozycjoniści w innych krajach europejskich tak jednak nie postępują! W Polsce wszystko wyrażają hasła sformułowane czas jakiś temu - najpierw, że opozycja będzie „totalna” (czytamy - Grzegorz Schetyna stanowczo zapowiedział: „Będziemy opozycją totalną, najtwardszą z możliwych.”), a więc chwytająca się wszelkich środków, aby zwalczać znienawidzony PiS, a następnie, że środkiem do tego będzie „ulica i zagranica” („Newsweek” w 2016 r. podał, że na zamkniętym spotkaniu z członkami PO Schetyna zapowiedział: „naszą aktywnością będzie ulica na pewno. A także Europa”) .

image Rzeczywiście politycy opozycyjni starali się w UE np. zablokować wypłatę różnych funduszy należnych państwu polskiemu (Rafał Trzaskowski: „pieniądze z UE będą mrożone; zostaną odmrożone, gdy Platforma wygra wybory”). Z zażenowaniem można było obserwować, jak podczas spotkania w Brukseli opozycjoniści (m.in. Radosław Sikorski, Wojciech Sadurski) namawiali do zwiększenia presji na polskie władze, tłumaczyli jak uderzyć w nasz rząd i co może pomóc opozycji wygrać wybory, a lewicowiec Juan Fernando Lopez Aguilar (przewodniczy Komisji Wolności Obywatelskich Parlamentu Europejskiego) pytał, jak można im jeszcze pomóc: „Bo my w obecnej sytuacji zrobiliśmy wszystko, co było możliwe”.

 Każde posuniecie Brukseli sprawiające kłopoty władzom w Warszawie wywołuje radość i entuzjazm po stronie opozycjonistów w Polsce. Odwrotnie – jeśli premier Mateusz Morawiecki w Brukseli odnosi jakiś sukces, po stronie opozycji pojawiają się natychmiast głosy, że to tylko pisowska propaganda maskująca jego porażkę.

 Winston Churchill przywódca Wielkiej Brytanii w latach II wojny światowej, który w swojej długiej karierze politycznej bywał też opozycjonistą, wypowiedział taką uwagę: "Kiedy jestem za granicą, zawsze trzymam się zasady: nigdy nie krytykuję własnego kraju."I dodawał: „Nadrabiam stracony czas, gdy wracam do domu”. W przypadku polskiej opozycji widać, że ataki na państwo polskie za granicą są dla niej najważniejsze, jest ich tak dużo, że niczego już w kraju nie musi ona nadrabiać.

Nierealna niepodległość

         Współczesne rozwiązania ustrojowo-prawne, struktury życia politycznego, partie i metody dochodzenia interesów, formowały się w XIX wieku, a więc w czasach, gdy nie było państwa polskiego. Także świadomość narodowa, myśl i działania polityczne Polaków rodziły się w czasach niewoli, co miało znaczenie dla kształtowania polskich wyobrażeń o celach narodowych, a także o sposobach i metodach ich osiągania.

image       Polskie ugrupowania polityczne można było wtedy podzielić na trzy nurty. Najbardziej widoczny stanowili „lojaliści”, którzy uważali się za realistów. Ten realizm skłaniał do kapitulowania przed siłą najbardziej realną – zaborcami, czyli w relacjach z zaborcami należało przyjąć postawę lojalnego obywatela ich państwa. Wynikało to z przekonania, że rozbiory są stanem nieodwracalnym, ziemie polskie zostały na zawsze włączone do trzech różnych organizmów państwowych, a państwo polskie nie odrodzi się. Program polityczny dla Polaków miał więc ograniczyć się do zyskania pozycji najbardziej wpływowej mniejszości narodowej w Austrii, Prusach i w Rosji. Przejawem tego typu myślenia był tzw. trójlojalizm. W tym nurcie mieściła się też koncepcja międzynarodowych socjalistów (SDKPiL), będąca lewicowym odbiciem przekonania, że rozbiory są nieodwracalne. Róża Luksemburg mówiła o „organicznym wcieleniu” polskich ziem do państw rozbiorczych. Z tego powodu postulat niepodległości – twierdziła - jest wręcz szkodliwy dla interesów polskich robotników, którzy będą chcieli utrzymać powiązania gospodarcze i społeczne z Rosją.

image  W drugim nurcie znajdowały się te siły polityczne, które opowiadały się za polityką określaną mianem „orientacji”. Jej zwolennicy uważali, że Polacy są zbyt słabi, aby własnymi siłami odzyskać niepodległość. Dlatego chciano związać się z jakimś mocarstwem, znajdując miejsce dla sprawy polskiej w jego planach. Mógł to być przeciwnik zaborców ( Francja,Turcja) lub nawet któreś z państw zaborczych, gdyby skonfliktowało się z innymi zaborcami. Sądzono, że dzięki temu będzie można zjednoczyć ziemie polskie pod obcym protektoratem i uzyskać jakąś formę autonomicznego bytu. Przy tym chociaż za każdym razem adresatem zabiegów mogło być inne mocarstwo, to istota tej koncepcji była taka sama – zapewnienie Polakom egzystencji pod opieką obcej potęgi.

image   W trzecim nurcie polskiej polityki byli zwolennicy odzyskania niepodległości i odbudowania suwerennego państwa polskiego. Byli oni przekonani, że są w stanie tego dokonać, jeżeli zdołają skupić całość sił narodowych, wszystkie warstwy społeczne, w tym chłopów i robotników. Myśl ta, rozwijana przez naczelnika Tadeusza Kościuszkę (Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość, 1800) czy gen. Józefa Bema (O powstaniu narodowym w Polsce, tom I – III 1846–1848), podejmowana w Czynie Listopadowym Podchorążych 1831 r. i podniesiona ponownie w Powstaniu Styczniowym 1863 r., znalazła kontynuatorów w działaczach Organizacji Bojowej PPS, Związku Strzeleckiego, żołnierzach Legionów, w ich komendancie Józefie Piłsudskim.

Jednak Niepodległość

 XIX wiek był okresem formowania się nowoczesnych partii politycznych. Jedną z takich partii na ziemiach polskich była Narodowa Demokracja. Ideologia „endecji” kształtowała się pod wpływem wewnętrznej sytuacji kraju pamiętającego klęskę powstania 1863 r. Narodowa Demokracja wybrała koncepcję „orientacji” zajmując zdecydowane stanowisko prorosyjskie. Zarys programu wiążącego przyszłość Polski z cesarstwem rosyjskim tworzył jej przywódca Roman Dmowski (Niemcy, Rosja i kwestia polska, 1909). Przy tym odbudowanie państwa polskiego, a zwłaszcza podjęcie walki o niepodległość wydawało się Dmowskiemu nie tylko czymś nierealnym, ale wręcz za­grażającym istnieniu narodu polskiego. Akcja niepodległościowa musiała by rozwijać się głównie w zaborze rosyjskim czyli osłabiałaby Rosję. Według Dmowskiego Polacy stanęli wobec alternatywy: albo germanizacja czyli zniszczenie polskości przez Niemcy, albo istnienie narodu w ramach bliżej nieokreślonej autonomii pod panowaniem Rosjan. Dlatego uważał, że należało wybrać Rosję!

           Rozwój wypadków po wybuchu I wojny światowej dowiódł, że potęga Niemiec okazała się mniejsza niż sądzono, a upadek carskiej Rosji nie spowodował następstw, których obawiał się Dmowski. Błąd Dmowskiego zdawał się wynikać z metody, którą imageusiłował on stosować konstruując swoje koncepcje polityczne. Dysponując szeroką wiedzą o otaczającej rzeczywistości, traktował ją w sposób statyczny, nie uwzględniał kierunków zmian i dynamiki rozwijających się procesów. Nie widział tworzących się zarodków nowego układu sił. Dlatego też komentując upadek caratu w lutym 1917 r. twierdził, że „Rosja jako wielkie mocarstwo zniknie z widowni historycznej na okres być może wielu pokoleń”. Po latach podobną przyszłość prorokował Niemcom, opierając się na analizie wewnętrznej sytuacji Rzeszy w okresie wielkiego kryzysu gospodarczego lat trzydziestych. Bieg zdarzeń zaskakiwał Dmowskiego i endecję, która musiała pod ich ciśnieniem porzucić orientację rosyjską, ale nie spowodowało to zmiany koncepcji politycznej tylko zastąpienie Rosji Francją.

     W innym kierunku zmierzał nurt niepodległościowy. Jego przywódcy dostrzegali możliwości działania na rzecz sprawy polskiej na terenie zaborów austriackiego i pruskiego. Stanowisko w kwestii rosyjskiej sformułował Józef Piłsudski, który podkreślał konieczność walki zbrojnej z caratem i zastanawiał się, jakie siły mogłyby stać się sojusznikiem Polaków w tej walce. Piłsudski widział je w narodach ujarzmionych przez Rosję. Stąd też wynikał program odbudowy Rzeczypospolitej w dawnym wielonarodowym składzie. Te plany godziły przede wszystkim w imperialną politykę Rosji. Piłsudski przekonywał, że nawet Rosja po obaleniu caratu, demokratyczna, nie usunie narodowego ucisku na ziemiach polskich, bowiem w polityce każdej Rosji znajdzie się dążenie do podporządkowania Polski polityce rosyjskiej.

image         Kierownictwo ruchu niepodległościowego starało się wykorzystać istniejące między zaborcami sprzeczności do utworzenia jedynej realnej wówczas siły - wojska. Mogło ono w przyszłości walczyć o sprawę polską nie tylko z Rosją. Strategię ruchu niepodległościowego przedstawił Piłsudski jeszcze w styczniu 1914 r. w czasie odczytu wygłoszonego w Towarzystwie Geograficznym w Paryżu. Jeden z obecnych na odczycie, dodajmy niechętny Piłsudskiemu, odnotował jego poglądy określając je mianem fantazji: „Piłsudski z przekonaniem przewidywał w najbliższej przyszłości austriacko-rosyjską wojnę z powodu Bałkanów. Nie miał wątpliwości co do tego, że za Austrią staną – a właściwie już stoją – Niemcy. Wyraził następnie przekonanie, że Francja nie będzie mogła pozostać biernym świadkiem konfliktu: dzień, w którym Niemcy wystąpią otwarcie po stronie Austrii, spowoduje nazajutrz dla Francji konieczność – z mocy obowiązującego ją układu – interwencji po stronie Rosji. Wreszcie twierdził, że Anglia nie będzie mogła pozostawić Francji na łaskę losu. Jeśli zaś połączone siły Anglii i Francji będą niedostateczne, wciągnięta będzie, prędzej czy później, po ich stronie Ameryka. Następnie, analizując potencjał wojenny wszystkich tych mocarstw, Piłsudski postawił wyraźne pytanie: jaki będzie przebieg i czyim zwycięstwem zakończy się wojna? Jego odpowiedź brzmiała: Rosja będzie pobita przez Austrię i Niemcy, a te z kolei będą pobite przez siły anglo-francuskie (lub anglo-amerykańsko-francuskie). Wschodnia Europa będzie pobita przez środkową Europę, a środkowa z kolei przez zachodnią. To wskazuje Polakom kierunek ich działań”.

           Przeciwnicy Piłsudskiego uważają, że Piłsudski nie był zdolny do przedstawienia takiej wizji przyszłości bowiem „nikt tego nie był w stanie przewidzieć”. Nie wchodząc w spory trzeba jednak zauważyć, że przebieg wypadków w końcowym okresie I wojny światowej taki właśnie był i to Piłsudski objął władzę w odradzającym się państwie polskim w 1918 r.

Niepodległość utracona

       W okresie II RP niedawne podziały o tyle straciły na znaczeniu, że państwo polskie powstało, co potwierdzało realizm i sensowność kierunku niepodległościowego, a likwidowało podstawy myślenia lojalistycznego, chyba, że o takie myślenie podejrzewać komunistów, którzy powiązani z Sowietami chcieli uczynić z Polski republikę sowiecką w ramach ZSRR. W każdym razie opozycja w II RP, zwłaszcza po przewrocie majowym Piłsudskiego w 1926 r., coraz silniej manifestowała orientację na Francję. A kiedy wybuchła wojna i po „sanacji” (17.09.1939) ona przejęła władzę (rząd Władysława Sikorskiego) to całkowicie imagepodporządkowała politykę polską najpierw Francji, a po jej klęsce w 1940 r. Anglii. W czasie wojny w polityce polskiej dominowało cały czas myślenie orientacyjne, zabiegano o USA, a w końcowym okresie premier Stanisław Mikołajczyk usiłował nawet bezskutecznie budować orientację na Sowiety, ale Stalin wolał od niego własnych kolaborantów z PPR.

         W Polsce „Ludowej”, po zgnieceniu podziemia niepodległościowego przez komunistów, niezależne ugrupowania polityczne zaczęły odradzać się dopiero w latach siedemdziesiątych, przy końcu PRL. W tamtym okresie można było znowu dostrzec trzy nurty myślenia o polskich sprawach. Najwyraźniej zaznaczała się ponownie koncepcja „lojalistyczna”, teraz wobec partii komunistycznej zakładająca, że w PRL mogą istnieć sfery społecznej aktywności w miarę autentyczne pod warunkiem akceptacji komunistycznych rządów nad Polską. Dlatego należało szczerze uznać „kierowniczą rolę” PZPR i „sojusz” z ZSRR. W zamian – jak sądzono – reżim PRL pozwoli na jakieś formy niezależności związkowej, co byłoby powtórzeniem pozycji Kościoła katolickiego w świeckim wykonaniu. Głoszono pogląd jakoby komunistom zależało na pomyślności kraju i trzeba z nimi rozmawiać „jak Polak z Polakiem”. Zwolennikami tej koncepcji byli ludzie z kręgów inteligencji katolickiej (Tadeusz Mazowiecki). Po rejestracji NSZZ „Solidarność” ci „lojaliści” uważali, że dla dobra Związku trzeba z niego wyeliminować wszystkich awanturników domagających się niepodległości. Zwolennikiem takiej linii działania deklarował się wówczas Lech Wałęsa.

          Drugim nurtem było myślenie o reformowaniu PRL, była to swoista „orientacja” na socjalizm (socjalizm z ludzką twarzą) przy zachowaniu zasady, że reżim nie będzie przyciskany do ściany i zmuszany do stanowczych reakcji w obronie tzw. pryncypiów imageustrojowych. Twórcami tego zamiaru byli dysydenci z PZPR. Najpełniej wyraził to główny ideolog tej grupy Jacek Kuroń. Wydarzenia z sierpnia 1980 r., powstanie NSZZ „Solidarność” „reformiści” uznali za realizację ich programu. W końcu 1981 r. ogłosili: rewolucja dokonała się! Jednocześnie pojawił się termin „samoograniczającej się rewolucji” jako program bieżącego działania.

       „Reformiści” przekonani, że są panami sytuacji zapewniali, iż nie chcą prowokować interwencji sowieckiej i dlatego wspaniałomyślnie pozostawiają komunistom „czerwoną czapeczkę” tj. resorty spraw wewnętrznych, zagranicznych i obrony. Zwolennicy Kuronia zamierzali powoli, etapami, reformując gospodarkę, doprowadzić do sytuacji, gdy porozumieją się z Moskwą i oni, a nie PZPR, będą gwarantować interesy ZSRR nad Wisłą. Na rzecz „reformistów” działał też ich bliski związek z dostrzeganą przyjaźnie przez komunistów zachodnią lewicą rosnącą w siłę po zamieszkach 1968 r. i przekształceniach obyczajowych (rewolucja seksualna) w Europie zachodniej.

             Ostatnim, najsłabiej widocznym dla postronnych obserwatorów, był nurt stawiający jako cel odzyskanie niepodległości i odbudowę suwerennego państwa wyzwolonego spod wpływów ZSRR. Przez długi czas był uważany za oderwany od realiów, awanturniczy, a nawet prowokacyjny. Jego hasła łatwiej trafiały do ludzi młodych, bardziej do środowisk robotniczych niż inteligenckich. Początkowo jedynie Konfederacja Polski Niepodległej dysponowała całościowym programem działania i, jak się okazało, niezwykle trafną wizją nadchodzących wydarzeń. Można się o tym przekonać czytając opracowanie Leszka Moczulskiego „Rewolucja bez rewolucji” drukowane już w czerwcu 1979 r. Lider KPN zapowiedział wybuch społecznego gniewu o charakterze rewolucyjnym. Sądził, że w trakcie eksplozji siły społeczne zorganizują ludzi w struktury niezależne od władz PRL. Przewidywał, że powstaną ugrupowania polityczne, które w trakcie kolejnych faz wytworzą alternatywny ośrodek władzy i z czasem obalą komunistyczną dyktaturę.

         W sytuację „posierpniową” 1980 r. Konfederacja weszła z własną koncepcją taktyczną. Jej przywódca postanowił, że działacze KPN, ci najbardziej znani, nie wejdą do „Solidarności” i nie będą walczyć tam o wpływy. Moczulski sądził, że starcia „lojalistów” z „reformistami” będą miały korzystny wpływ na pozycję KPN w przyszłości, skoro nie będzie ona brała udziału w walce o władzę w NSZZ „Solidarność”. Przywódca KPN uważał też, że z czasem doły członkowskie „Solidarności” zradykalizują się i wraz z rosnącą liczbą bezrobotnych nastąpi napływ członków do Konfederacji. Wówczas będzie można przystąpić do realizacji programu KPN w myśl założenia „pełzającej rewolucji”.

image            W przeciwieństwie do wizji strategicznej przyjęta przez Moczulskiego taktyka w warunkach 1981 r. nie sprawdziła się. Przywódcy KPN, których aresztowano i którym wytoczono proces sądowy cały czas przebywali w więzieniu, nie mieli wpływu na przebieg zdarzeń.

          Błędy i zaniechania Moczulskiego spowodowały kryzys w łonie kierownictwa KPN. Znalazło to swój wyraz przy końcu 1984 r. kiedy Zygmunt Goławski, Tadeusz Jandziszak, Tadeusz Stański i Romuald Szeremietiew ogłosili wystąpienie z Konfederacji. Ale mimo niekorzystnych zjawisk w KPN w jej miejsce weszła dynamiczna „Solidarność Walcząca” Kornela Morawieckiego, zaczęły działać inne ugrupowania niepodległościowe i powstała Polska Partia Niepodległościowa utworzona przez działaczy, którzy odeszli z KPN. Kierunek niepodległościowy rozwijał się.

https://www.salon24.pl/u/szeremietiew/1014155,wierni-swoim-pogladom-polska-partia-niepodleglosciowa

Zła przeszłość jeszcze obecna

            Po 1989 r., kiedy upadł PRL, rozpadł się ZSRR i komuniści utracili władzę odrodziło się formalnie niepodległe suwerenne państwo polskie, „III Rzeczpospolita Polska”. To państwo zadeklarowało się jednak jako spadkobierca PRL, przejęcie insygniów władzy II RP przez Wałęsę od Prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego nie miało żadnego znaczenia prawnego, zostało zlekceważone. Ludzie, którzy przedtem sprawowali w Polsce rządy z nadania Moskwy teraz, za sprawą porozumienia Okrągłego Stołu, nie tylko uniknęli odpowiedzialności za popełnione przestępstwa, ale zachowali majątek i wpływy, wkrótce także imagepolityczne, na państwo (premier Leszek Miller, prezydent Aleksander Kwaśniewski).

Charakterystyczne, że partnerami reżimu PRL w zawieranym porozumieniu byli politycy nurtów lojalistycznego i reformistycznego, nie było tam niepodległościowców. I to ci pierwsi, nazwani przez szefa MSW Czesława Kiszczaka konstruktywną opozycją, trafili do parlamentu, tworzyli kolejne rządy marginalizując przedstawicieli formacji niepodległościowej. Do znaczenia i siły w III RP doszła opcja wybierająca „orientację” na Zachód, w której znaleźli się niedawni komunistyczni „rewizjoniści” posiadający związki z zachodnioeuropejską lewicą, ale też postkomuniści, poszukujący po rozpadzie ZSRR nowego lewicowego pana, który by ich chronił przed antykomunistami.

         W tym miejscu warto wspomnieć, że często słyszymy tłumaczenie, iż wybieranie „orientacji” na obce ośrodki siły jest koniecznością, wynika ze słabości i geopolitycznego położenia Polski. Nie jest to prawda. Kiedy istniała mocarstwowa Rzeczypospolita, wówczas nie było potrzeby orientowania się na siły zewnętrzne. Polityka powinna realizować własne interesy narodowe, a nie potrzeby czy oczekiwania sił zewnętrznych, to powinno być oczywiste. Nie należy też mylić koncepcji wpisywania się w politykę ośrodków zewnętrznych z zawieraniem sojuszy. Są to różne sprawy. Sojusz zawierany jest po to, by móc realizować własne interesy i przestaje obowiązywać, gdy tym interesom nie służy. Sojusz staje się podporządkowaniem, „orientacją”, gdy jego utrzymanie staje się ważniejsze od interesów strony, która go zawarła.

image         Po ostatecznym rozkładzie Konfederacji Polski Niepodległej (w 2003 r. Sąd Okręgowy w Warszawie wykreślił KPN z rejestru partii politycznych) i zmarginalizowaniu pozostałych ugrupowań niepodległościowych przez obóz „okrągłego stołu” wydawało się, że Polska będzie potulnym wykonawcą poleceń wydawanych z Berlina, Paryża, Brukseli. „Orientacja” na Zachód miała być powszechna i bezdyskusyjna. Jednak funkcjonowanie państwa polskiego i dochodzenie do głosu interesów narodowych sprawiły, że na scenie politycznej pojawiły się nowe ugrupowania stawiające na pierwszym miejscu państwo polskie, jego suwerenność i narodowe interesy w opozycji do sił, które wybrały podporządkowanie się państwom Zachodu. Ten podział zarysował się początkowo nieśmiało w łonie utworzonej Akcji Wyborczej Solidarność (1997–2001), a wraz z powstaniem Platformy Obywatelskiej (styczeń 2001 r.) oraz Prawa i Sprawiedliwości (czerwiec 2001 r.), po początkowych próbach współdziałania (koncepcja PO-PiS), doszło do ostatecznego rozejścia się obu ugrupowań. Przy tym Platforma Obywatelska coraz bardziej opowiadała się za podporządkowaniem Polski brukselskim biurokratom, a PiS, lepiej lub gorzej, starał się bronić interesów Polski, suwerenności państwa, polskiej tradycji.

image      Oczywiście mogą pojawiać się wątpliwości, czy i na ile PiS poradzi sobie z obroną suwerenności państwa polskiego i czy też nie ulegnie „orientacji” podporządkowania się postępowi, tym razem tęczowemu, bowiem sympatyzujący z takim rozwiązaniem też zdają się czaić w obozie Zjednoczonej Prawicy. W każdym razie okazało się, że zasadniczy podział, jaki powstał jeszcze w warunkach niewoli, na zwolenników odzyskania niepodległości i ją odrzucających, przyjmujących jako najważniejsze podporządkowanie obcym, ciągle istnieje.

       W 1985 r. w tekście programowym PPN (Powstań Polsko! Zarys myśli programowej nowej prawicy polskiej) pisałem, że Polacy pozbędą się komunizmu, ale przez długie lata będą borykać się z tym wszystkim, czym ten zbrodniczy system zatruł umysły Polaków. Nie przypuszczałem jednak, że w życiu politycznym wolnej Polski będą ciągle egzystować siły niepodległość negujące.

       Spadek lat niewoli, także tych lat odległych, ciągle nie został odrzucony. Zaczyna się 2021 rok, miejmy nadzieję, że w końcu polskie życie polityczne oczyści się i będziemy mieli lewicę, prawicę i centrum wszystkie stojące na gruncie niepodległościowym. Mam też nadzieję, że niepodległość w polskim myśleniu politycznym w końcu zwycięży.

image

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu zgodnie z art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (55)

Inne tematy w dziale Polityka