Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
1056
BLOG

Bezpieczeństwo pod napięciem

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

imageŚroda, 11 lipca 2018, Nr 158 (6212)

Bezpieczeństwo pod napięciem

Trwają spekulacje, o czym wkrótce w Helsinkach będą rozmawiali prezydent USA Donald Trump z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i jakie to może mieć konsekwencje dla istniejącego ładu międzynarodowego. 

Dla każdego obserwatora polityki uprawianej na Kremlu jest oczywiste, że Rosja nie jest zadowolona z obecnego porządku światowego, w którym ciągle kluczową rolę odgrywają Stany Zjednoczone. Władze w Moskwie chciałyby go zmienić, pragną odbudować imperialną potęgę Rosji – jesienią 2011 r. Władimir Putin przedstawił pomysł stworzenia przez Rosję „harmonijnej wspólnoty gospodarczej od Lizbony do Władywostoku”.

Stany Zjednoczone dysponujące wielką potęgą, także militarną, mają dość sił, aby wielkomocarstwowe plany Rosji paraliżować. I byłoby to w pełni możliwe, gdyby nie… Chiny, których rosnąca potęga gospodarcza i militarna zaczęła zagrażać pozycji USA. Rosnąca potęga Chin jest też zagrożeniem nie tylko dla USA, ale i dla Rosji – Kreml zresztą nie chciałby, aby amerykańską dominację w świecie zastąpiła dominacja chińska, która mogłaby być dla Moskwy bardziej dokuczliwa.

Tę okoliczność zdaje się dostrzegać prezydent USA, wysyłając istotne sygnały wskazujące na możliwości otwarcia pola do współpracy z Rosją, np. wypowiedź na temat „rosyjskości” Krymu i przywrócenia Rosji członkostwa w grupie G-7.

Stany Zjednoczone muszą kontrolować procesy pokojowe na Półwyspie Koreańskim (denuklearyzacja Korei Północnej nie jest pewna) i stabilizować sytuację na Bliskim Wschodzie, chroniąc swoich sojuszników – Izrael i Arabię Saudyjską. W tym wszystkim wsparcie, a co najmniej neutralna postawa Rosji byłyby bardzo pomocne. Tymczasem pojawia się coraz więcej pól konfliktu między USA a Unią Europejską; groźba wojny handlowej po nałożeniu przez USA wyższych ceł na stal i aluminium; zignorowanie przez wielu europejskich członków NATO wezwania prezydenta USA do wprowadzenia 2 proc. PKB na obronność. W tym stanie rzeczy pokusa do porozumienia się z Rosją (postawienie się UE) może być po stronie prezydenta USA bardzo silna.

Reagan czy Roosevelt?

Donald Trump zapowiadał, że uczyni Amerykę ponownie wielką. Obowiązkiem każdego prezydenta jest takie prowadzenie polityki, aby jego kraj stawał się coraz silniejszy na politycznej mapie świata. Przy tym nawet mocarstwa, a może zwłaszcza one, są narażone na upadek i ich przywódcy stają w obliczu niezwykle trudnych wyzwań. Wobec takich wyzwań staje dziś Donald Trump.

W historii zdarzają się przywódcy o wyjątkowych zdolnościach, obdarzeni charyzmą, potrafiący nie tylko zjednać sobie ludzi, ale także konsekwentnie osiągający założone cele. Takim przywódcą był Ronald Reagan, który uczynił z USA najpotężniejsze państwo świata. Jednak nie tylko Reagan jest uznawany w Stanach Zjednoczonych za wybitnego prezydenta. Tak samo Amerykanie postrzegają Franklina Delano Roosevelta. Jednak w tym przypadku Polacy nie podzielają opinii Amerykanów. W polskiej pamięci Roosevelt zapisał się haniebnie jako ten prezydent USA, który dopuścił się zdrady polskiego sojusznika, oddając go pod panowanie Stalina. Dlaczego więc Amerykanie inaczej niż Polacy oceniają Roosevelta?

Roosevelt też chciał uczynić Amerykę wielką i ten cel osiągnął – po zakończeniu II wojny światowej okazało się, że USA na Zachodzie są mocarstwem numer jeden. W wyniku wojny destrukcji uległy mocarstwowość Niemiec i Japonii oraz straciły na znaczeniu Francja i zwłaszcza główny konkurent USA, potężne do niedawna Imperium Brytyjskie.

Prezydent Roosevelt uważał, że wpuszczenie Sowietów do Europy osłabi pozycję Anglii, co będzie miało istotne znaczenie dla zdominowania przez Amerykanów świata zachodniego. Stany Zjednoczone były więc promotorem dekolonizacji francuskiego i angielskiego imperium i nie zamierzały angażować się w zachowanie wpływów brytyjskich na kontynencie europejskim – dlatego kraje Europy Środkowej, jak Polska, Czechosłowacja, Jugosławia, a także potencjalni sojusznicy Londynu po przegranej Niemiec (Węgry, Rumunia, Bułgaria) miały trafić pod panowanie Sowietów. Roosevelt w rezultacie takiej polityki zbudował potęgę Ameryki w świecie Zachodu, w czym, paradoksalnie, posłużył się Stalinem.

Wspominając przeszłość i biorąc pod uwagę to, jak prezydenci USA określają cele amerykańskiej polityki, widzimy, że hasło budowania silnej Ameryki może oznaczać dla kraju takiego jak Polska następstwa pozytywne (Reagan) lub negatywne (Roosevelt). Kiedy więc odnosimy się do zamiarów Donalda Trumpa, powinniśmy ustalić, jak on widzi interes USA i w związku z tym, w jakim kierunku będzie zmierzał. Odpowiedź jest o tyle trudna, że Trump zachowuje się niestandardowo, zdaje się czasem kierować emocjami, tym, co robi, zaskakuje sojuszników, a często także najbliższych współpracowników – ciągle też mamy zmiany personalne w jego najbliższym otoczeniu. Dlatego dopiero po tym, co zrobi nieodwracalnego w polityce światowej, można będzie ustalić, w jakim kierunku zmierza. W każdym razie powinniśmy zakładać, że wobec Polski nie musi zachować się jak Reagan i może uznać, iż w interesie USA będzie zawarcie jakiegoś porozumienia z Putinem. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow mówił, że w stosunkach z USA potrzebna jest „nowa Jałta”.

Czas ucieka

Zdolność przewidywania skutków tego, co robimy lub czego nie zrobimy, jest rzeczą bardzo cenną, zwłaszcza gdy nasze działania mogą decydować o losach innych ludzi. Zdolność przewidywania jest konieczna szczególnie w przypadku osób sprawujących rządy w państwie.

Procesy, jakie zaczęły zachodzić na arenie światowej, unaoczniają, że kwestia bezpieczeństwa Polski jest nadal nierozwiązana. Wprawdzie udało się uzyskać członkostwo w NATO, co wielu Polaków uznało za wystarczającą gwarancję istnienia państwa polskiego, ale dla każdego myślącego powinno być oczywiste, że zabezpieczenia sojusznicze w przyszłości mogą zaniknąć i możliwa będzie powtórka z września 1939 r., kiedy broniąca się Polska czekała na pomoc sojuszników i jej nie otrzymała.

Obserwując kierunki politycznej aktywności Rosji, nie można mieć wątpliwości, że regionem, który chce ona podporządkować sobie, jest Europa Środkowo-Wschodnia nazywana na Kremlu „bliską zagranicą” – Kaukaz, Ukraina, a jeśli NATO osłabnie, także kraje nadbałtyckie i najprawdopodobniej Polska. Dlatego tak długo jak NATO chroni nasz region, trzeba pilnie budować system obrony narodowej Polski, wiążąc go ściśle z tym, czym mogą dysponować państwa Trójmorza. Pomocna powinna być rozwijająca się współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Trzeba też podjąć realną współpracę w rejonie Bałtyku (Skandynawia i państwa nadbałtyckie) i na południu, zwłaszcza z Rumunią. Stosunkowo szybko można by rozwijać współpracę w obszarze wojskowym (wschodnia flanka NATO) pod warunkiem jednak, że Polska będzie prezentowała się jako realna siła – zaniedbania w budowie narodowego systemu obronnego Polski są tu szczególnie szkodliwe.

Trzeba podkreślić, że III RP nie może ponownie znaleźć się w takim położeniu jak II RP w latach II wojny światowej.

W lutym 2007 r. odbyła się Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium. W czasie obrad prezydent Rosji Władimir Putin otwarcie zakwestionował ustalony po rozpadzie ZSRS ład międzynarodowy. Plany modernizacji i rozbudowy sił zbrojnych przyjęte w Rosji zakładają, że w 2020 roku Kreml będzie dysponował armią, której będzie można użyć, realizując zamiar odbudowy imperialnej pozycji Rosji w świecie. Tego nie wolno lekceważyć. Kiedy uświadomimy jednak sobie, że tak jak w czasach II RP upatrujemy gwarancji bezpieczeństwa, zabiegając o względy mocarstw, powinniśmy dostrzec, że w dziedzinie obronności trzeba szukać rozwiązań, które zapewnią Polsce bezpieczeństwo także wówczas, gdy pomocy sojuszniczej nie będzie.

Proponuję, aby stworzyć Zrównoważony System Obrony Polski prezentujący duże zdolności stawienia oporu w razie agresji na nasz kraj. Chodzi o to, aby uzmysławiały one napastnikowi, że nawet pokonując nasze siły regularne, nie zdoła opanować Polski.

Profesor Edward Luttwak, były doradca prezydenta George’a Busha seniora, mówi: „Polska stoi przed wielką szansą. Po raz pierwszy w historii może stać się niepokonana, jeśli wprowadzi powszechną obronę terytorialną i uzbroi zdolnych do tego obywateli”. Dodaje: „Rosja nie będzie śmiała wejść do kraju, którego obywatele sami się będą bronili, nie czekając na decyzje Unii Europejskiej, NATO czy ONZ”.

Rozważając potrzebę zbudowania systemu obrony Polski spełniającego powyższy warunek, doszedłem do przekonania, że może to zająć co najmniej dziewięć lat. Niestety, jak dotąd takiego działania nie podjęto. A czas ucieka.

Dr hab. Romuald Szeremietiew

Autor jest doktorem habilitowanym nauk wojskowych, profesorem Społecznej Akademii Nauk. Był działaczem niepodległościowym i więźniem politycznym w PRL, byłym wiceministrem i p.o. ministrem obrony narodowej.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka