Dzisiaj mija kolejna data w tym roku jubileuszowym dwudziestym piątym od upadku komunizmu i odzyskaniu podmiotowości. Roku, który zaczął się niemrawo od montowania Okrągłego Stołu. Wtedy jeszcze wielu uważało, że jest to jeszcze jedna pokazowa akcja władz w celu podzielenia i rozproszenia opozycji, jeszcze jeden manewr nie prowadzący do żadnych istotnych zmian.
Potem przyszedł majowy karnawał przedwyborczy - ja też tam byłem gdzieś na uboczu w Stoczni przy okazji inauguracji kampanii Solidarności i przy wspólnej fotografii z Lechem Wałęsą, a w szufladzie biurka wśród innych bibelotów poniewiera się pożółkła plakietka wręczona przez samego przewodniczącego.
Potem symboliczna data wyborów 4 czerwca, tak brutalnie skontrastowana zduszeniem chińskich protestów na placu Tiananmen, i mieszanina euforii powyborczej z łyżką dziegciu - bo przecież mogliśmy ugrać więcej. Ale to przyszło później. Bo narazie panowała dezorientacja, opozycja bardzo powoli przyjmowała do wiadomości konsekwencje praktyczne faktycznego zwycięstwa a władza - cóż władza niespeszona szykowała się do kontynuacji panowania,, bo wybory wyborami, ale ma się te zagwarantowane 65% i mandat. Dezorientacja trwaa dokłądnie miesiąc, a kluczowe okazały się "zdrada" dotychczasowych wiernych koalicjantów PZPR - ZSL i SD i artykuł Adama Michnika z 3 lipca 1989
Wasz prezydent, nasz premier, przełamujący imposybilizm i zastany schemat myślenia.
To było dokładnie 25 lat temu.A ja ciągle nie doczekałem się odpowiedzi na najważniejsz pytanie: Dlaczego komuniści oddali władzę?Bo przecież oddali. Dobrowolnie.
Nikt nie strzelał, nie było milionowych demonstracji, nie było "obalania siłą" ustroju, tylko jego postępujący demontaż za zgodą i przyzwoleniem budowniczych.
Przecież nie musieli. Były wieksze kryzysy, z którymi potrafili sobie poradzić, jeśli zaszła taka potrzeba z użyciem siły.
Mieli gorszą sytuację w roku 56, uratował ich przy władzy nie tylko marsz wojsk sowieckich na Warszawę, ale i dość jednoznaczne wezwanie Stefana Wyszyńskiego do poparcia Gomułki. Późniejszy prymas doszedł widać do wniosku, że zmiana na szczycie na bardziej liberalnego Gomułkę była maksimum tego, co można było osiągnąć.
Strajki roku 1970 ni zagroziły realnie władzy, były zbyt spontaniczne, nie stawiały innych żądań poza bytowymi i brakowało im organizacji i koordynacji, ale już karnawał Solidarności z lat 1980-1981 mógł zakończyć się mniej lub bardziej krwawą rewolucją - i Jaruzelski nie okazał wówczas wahania, rezolutnie i sprawnie tłumiąc 10
milionowy ruch protestu.
W 1988-1989 Solidarność była już spacyfikowana. Owszem, niektórzy jeszcze cos pyszczyli i protestowali, odbywały się tradycyjne zadymy, większość jednak pogodziła się z myślą o przegranej, w tym dzisiejsi dzielni pogromcy komuchow i zaakceptowała niewzruszone, wydawałoby sie fakty.
Niczego nie musieli nikomu oddawać. Mieli wojsko, policję i całą władzę w garści nad stłamszonym i spacyfikowanym narodem. Calł asortyment środków przemocy i utrzymywania władzy był nienaruszony, od szpicli, przez milicyjną, długą pałę, po armatki wodne i czołgi.
Więc proszę mi nie pisać, że Magdalenka. Bo niby dlaczego, mając pełnię władzy i bezkarność mieliby się zadowolić ustnymi gwarancjami osobistego bezpieczeństwa (jeśli takie gwarancje zostały im zresztą dane, a nie są tylko wytworem imaginacji wykrywaczy konspiracji i faktów niebyłych).
Albo inaczej jeszcze - dlaczego oddaliście wladzę? To pytanie do byłych szeregowych członków partii i aparatu bezpieczeństwa bezsensownie buszujących po S24.
Byłem wtedy, pod koniec kwietnia 1989 r, w Polsce i już wtedy chciałem o to zapytać. Ale nic jeszcze nie było oczywiste, a ludzie mieli na głowie poważniejsze sprawy. J
Być może sami nie znali odpowiedzi, ciesząc się na niespodziewany dar wolnoćci.
Jakąś cząstkową odpowiedzią jest "bo gospodarka zbankrutowała". Ale od kiedy to komuniści przejmowali się stanem gospodarki.
"Rząd się wyżywi", by zacytować klasyka.
Przypuszczam, ze gdyby chcieli, to mogliby jeszcze długo wpędzać Polskę w ruinę. Ostatecznie bywały i są kraje, dla których polska ówczesna bieda mogła się wydawacćrajem pieczonych gołąbków.
1. To co się wydarzyło tak naprawdę się nie wydarzyło
2. To co się wydarzyło mogło się wydarzyć zupełnie inaczej
Ten wątek dedykuję miłośnikom obu wersji.
Bo przecież nie trzeba zbytnio puszczać wodzy fantazji, by wyobrazić sobie inny, dramatyczniejszy a całkiem możliwy i prawdopodobny scenariusz wydarzeń roku 1989, gdy nic nie było jeszcze pewne - wysokie i nierealne żądania opozycji (można sobie np wyobrazić - gwarancja wolnych wyborów) i silniejszy nacisk betonu doprowadzają do załamania negocjacji, przez Polskę przechodzi fala demonstracji i zamieszek, Związek
Sowiecki czuje się wreszcie zmuszony do interwencji i przy cichym poparciu Zachodu (byłoby to poparcie, tak jak było poparcie dla 13 grudnia 1981 r) zaprowadza w Warszawie krwawy spokój na najbliższe 25 lat.
Mógł się zrealizować scenariusz z 4 czerwca na placu Tienanmen, mógł być realizowany scenariusz rumuński - z niepewnym skutkiem i możliwością kolejnej przegranej.
Czy wtedy świętowano by 4 czerwca w ukryciu jeszcze jedną polską klęskę?
Inne tematy w dziale Kultura