Witek Witek
688
BLOG

Ten dzień będzie narodowym świętem

Witek Witek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

- Wszędzie pachnie powstaniem - powiedział Czarny - Teraz nie wolno się martwić, Irka. Ten dzień będzie narodowym świętem.  
   
Te prorocze słowa włożył w usta bohatera swojej pierwszej powstaniowej noweli wspaniały popularyzator tego największego wolnościowego zrywu w XX-wiecznej Europie Jerzy Stefan Stawiński już w 1955 roku. Wtedy w PRL za pozytywne wspomnienie o Powstaniu Warszawskim można było trafić do więzienia. Teraz od 2010 roku, z inicjatywy Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rocznica rozpoczęcia Powstania jest takim właśnie świętem. Narodowym i bardzo oddolnym.
   Doskonałą ekranizację "Godziny W" z 1980 roku na pewno przypomni jeden z programów TVP. Niezapomniana rola młodziutkiej Ewy Błaszczyk i doskonała Jerzego Gudejki - "Miał w oczach ten ogień, który cechował jego rówieśników, ten błysk inteligencji i entuzjazmu". ewablaszczyk.pl/godzina_w.html
   Inny wielki (w sensie skuteczny) popularyzator pamięci o Powstaniu - Roman Bratny (autor powieści "Kolumbowie rocznik 20-ty" od której to miano zyskało całe to wspaniałe i tragiczne pokolenie Baczyńskich, Gajcych, Rodowiczów) miał powiedzieć jeszcze 1 sierpnia 1944 r.: 
- "Jak wybuchnie powstanie, to Stalin się zatrzyma i poczeka, aż nas Niemcy wykończą".   

   Nie był jedynym, który przed tym uprzedzał. Członek Komendy Głównej Armii Krajowej pułkownik Bokszczanin ps."Sęk", który sowiecką perfidię znał od walk z nimi w szeregach antybolszewickiej Białej Gwardii generała Dienikina powiedział 29 lipca na wojennej naradzie generałowi Borowi-Komorowskiemu:
- „Dopóki Rosjanie nie położą ognia artyleryjskiego na lewym brzegu Wisły, nie wolno nam się ruszyć!”

Zapytany przez Komendanta Głównego AK wytłumaczył:
- „Ogień artylerii sowieckiej jest dotychczas prowadzony ze słabym natężeniem. To nie jest żadne przygotowanie artyleryjskie, które zapowiadałoby generalne forsowanie przepraw na Wiśle i natarcie na miasto.
Odwody pancerne, które Niemcy kierują pod Warszawę są pełnowartościowe i świadczą, że będą bronić się na przedmieściach. Dopóki sowieckie zamiary natarcia i zajęcia miasta nie są widoczne, nie powinniśmy zaczynać. Pojawienie się jakiegoś tam oddziału sowieckiego na krańcach Pragi o niczym jeszcze nie świadczy. Prowadzą po prostu rozpoznanie”.

   Wcześniej ów wychowanek rosyjskiej armii uprzedzał:
- Jeżeli powstanie zostanie rozpoczęte za wcześnie, Stalin wstrzyma natarcie swych wojsk i zostawi AK sam na sam z Niemcami”. Znał dobrze perfidię bolszewików, wiedział, że można oczekiwać od nich wszystkiego. Dodał, że "walkę można zacząć gdy Sowieci zajmą Pragę, zgromadzą odpowiednie środki przeprawy (wobec niechybnego zniszczenia mostów) i sforsują Wisłę nad lub pod Warszawą".
   Gen.Bór zgodził się z jego postulatami. Dziwnym jednak trafem płk. Bokszczanin został w następnych dniach wysłany poza Warszawę, tak jak inny przeciwnik powstania gen. Skroczyński ...

   Do tych wątpliwości należy przypomnieć o katastrofalnie mizernym stanie broni i jeszcze gorszym amunicji warszawskiej Armii Krajowej przed wybuchem Godziny W, którą posiadał średnio co 7-ty zaprzysiężony żołnierz-ochotnik! Ale były i takie oddziały, gdzie całym uzbrojeniem setki żołnierzy był jeden-dwa pistolety z kilkoma nabojami... A jeszcze 7 lipca 1944 wywieziono z Warszawy prawie połowę posiadanych w magazynach pistoletów maszynowych konspiracyjnej produkcji ("Błyskawica"), żeby wzmocnić akcję "Burza" na Kresach...

   Czy to ma znaczyć, że decyzja o rozpoczęciu Powstania była błędna i cała 2-miesięczna niezwykle krwawa walka była bez sensu?
   Chyba najlepszą odpowiedź na takie wątpliwości udzielił ówczesny wicepremier rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski Nowakowi-Jeziorańskiemu dokładnie 73 lata temu, 30 lipca 1944 w mieszkaniu przy ul. Elektoralnej, niedaleko Placu Teatralnego:
- My tu nie mamy wyboru. Niech pan sobie wyobrazi człowieka, który przez 5 lat rozpędza się do skoku przez jakiś mur, biegnie coraz szybciej i o krok przed przeszkodą pada komenda: stop! On tak się już rozpędził, że zatrzymać się nie może. Jeśli nie skoczy – rozbije się o mur.
- Tak jest właśnie z nami. Ja nie wiem, może Niemcy wycofają się od razu, a może dojdzie do walk ulicznych jak w Stalingradzie* . Czy pan sobie wyobraża, że nasza młodzież dysząca żądzą odwetu, którą myśmy szkolili od lat, sposobili do tej chwili, dali jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała, albo da się Niemcom wywieźć bez oporu do Rzeszy? Jeśli my nie damy sygnału do walki, ubiegną nas w tym komuniści. Ludzie wtedy rzeczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi **.

   Taka sytuacja rozpędzającego się do skoku /odwetu warszawskiego młodzieńca złożyła się latem 1944:
Niemcy swoim bezmyślnym, okrutnym, poniżającym, ale i niezbyt skutecznym terrorem (bezwzględności i perfidii sowieckiej nie opanowali mimo szczerych starań i obopólnej współpracy);
   Sowieci nie uznający polskiego rządu od kwietnia 1943 r. (po odkryciu grobów katyńskich wiosną wybucha Rzeź Wołyńska,  a od 6 maja do 4 lipca zostają aresztowani lub zabici: Naczelnik Szarych Szeregów Marciniak, Komendant Główny Narodowych Sił Zbrojnych płk Oziewicz, Komendant Główny AK gen. Grot-Rowecki, Naczelny Wódz i premier gen. Sikorski) powołują 22 lipca swój "polski rząd" w postaci PKWN, którym mają rządzić w Polsce i który wzywa do natychmiastowego wybuchu powstania!
   Ich tajny agent, pułkownik Skokowski z PAL w kolportowanych odezwach zarzuca dowództwu AK, że uciekło z Warszawy i nawołuje "wszystkich Polaków" do walki pod jego, "generała dywizji Polskiej Armii Ludowej" rozkazami
   Podziemna Polska przygotowująca i szkoląca od kilku lat głównie młodzież do zbrojnego powstania "w odpowiednim czasie". Ten czas, wydaje się, w końcu nadszedł - skoro słychać huk artylerii i naloty na Niemców. A tamta młodzież to pierwsze pokolenie wychowane w wolnej Polsce - aż nazbyt patriotyczne, idealistyczne, nasiąknięte literackimi przesłaniami Conrada, Żeromskiego, Sienkiewicza, Słowackiego... 
   Przykładem nastrojów niech będzie dla nas ostatni przed Godziną W rozkaz Andrzeja Romockiego ps. "Morro", dowódcę kompanii "Rudy" baonu "Zośka", jednego z największych symboli Powstania:

Szturmowcy!
Stanęliśmy wreszcie przed chwilą przełomu, chwilą dla której żyliśmy i dla której tyle żmudnych wysiłków poświęciliśmy.
   W ciągu dwóch ostatnich miesięcy zbliżyliśmy się do Polski Wyzwolonej bardziej niż przez czterolecie wojny. Błyskawicznie zmieniające się sytuacje polityczno-wojskowe stawiają nas - oddział AK - w stanie pogotowia bojowego. Nie zaskoczyła nas ta chwila, na którą czekaliśmy tak długo. W tę chwilę zapatrzeni mogliśmy wytrwać, spełniając obowiązki dobrych obywateli Polaków. I pomimo wielkich trudności i niebezpieczeństwa - przetrwaliśmy, uznając jedyną tylko władzę, jeden tylko głos zwierzchnich czynników Rzeczpospolitej Polskiej. Mieliśmy zaszczyt już nieraz być wyrazicielami prawowitej i legalnej władzy.
   Nie wszyscy mieli to szczęście.
   Przecież my, oddział czynny, walczący od dawna, od początku, czuje się wolny od więzów okupacji. Żyje życiem własnym, ma swoją opinię i władze zwierzchnie - jest na służbie. My - poza wpływami zewnętrznymi - okupacji nie ulegamy. We wrześniu 1939 r. przegraliśmy bitwę, nie wojnę. Wojna trwa. My w tej wojnie bierzemy udział czynny i dziś stoimy przed ostatecznym zwycięstwem, kładącym kres wszystkiemu złu obecnemu. Możemy więc być pewni siebie, mamy prawo oczekiwać, że w ostatecznym zwycięstwie my - walczący duszą i ciałem od dawna - odegramy swą rolę, rolę dobrego, zwartego oddziału szturmowego. I dlatego do walki ogólnej wkraczamy z pewnym i niezatartym kapitałem doświadczenia i pewności siebie".

(Z książki "Zośkowiec" o Henryku Kończykowskim ps. "Halicz", autor: J.Wróblewski)

No i te wersy z "Warszawianki" w tym szale ku wolności bez znaczenia nie były:
"Kto przeżyje wolnym będzie
Kto umiera wolnym już"
   „Oglądamy scenę, której nie zapomnę póki żyję. Mieszkańcy pobliskich domów bez żadnego rozkazu z góry budują barykadę. Jedni kopią rów, drudzy wyrzucają przez okna co im pod rękę popadnie. Za mało jest łopat i kilofów, więc niektórzy wyrywają bruk gołymi rękoma, ale robią to w z takim niebywałym zapałem i poświęceniem, że w kilkanaście minut powstaje głęboki rów.
Wtem z dala ukazuje się niemiecki samochód pancerny! 
Nasz zdobyty z wymalowaną kotwicą ‘PW’. Następuje wybuch szalonego entuzjazmu. Ludzie odrzucają kilofy i - jak na komendę – zaczynają śpiewać „Warszawiankę”. Śpiewa cała ulica od Placu Napoleona po Marszałkowską. Niskim, potężnym basem śpiewa stary Pełczyński, wychowanek Apuchtinowskiej szkoły:
         Oto dzień krwi i chwały,
         Oby dniem wskrzeszenia był…
Ogarnia mnie uniesienie, jakiego nie doznałem i nigdy później.  Za tę jedną scenę oddałbym całe życieCzuję obecność tych spod Belwederu i Arsenału. Niewidoczni, są teraz z nami, wmieszani w ten radosny tłum.(Jan Nowak-Jeziorański "Kurier z oddali")

   Po kilku tygodniach nieustannych walk, stracie najbliższych przyjaciół i jedynego brata oraz ludobójstwie kilkudziesięciu tysięcy cywilów Woli, Ochoty i Starówki ten sam już porucznik z Virtuti Militari (za kontratak na cmentarz ewangelicki) i Krzyżem Walecznych (za Przebicie do Śródmieścia) Andrzej Romocki Morro tuż przed śmiercią 15 września na nadwiślańskim Czerniakowie *** napisał:

- Ja w głębi samego siebie czuję i wiem, że powstanie było żywiołowym odruchem narodowej potrzeby przeciw terrorowi, przeciw poniewierania, przeciw śmiertelnemu wrogowi, który nas niszczył. I gdyby dziś, po tym wszystkim, co widziały na Woli i Starówce moje oczy, stanęła przede mną znów decyzja: iść do powstania czy nie, poszedłbym na nowo i wiem, że poszliby inni. Gloria victis - chwała zwyciężonym - będzie kiedyś wyryte także na warszawskich cmentarzach powstańczych, jeśli ulegniemy w tej walce."

   Nie ulegli. Zwyciężyli. I to zwycięstwo żyje w nas, jesteśmy z niego dumni, dzięki niemu żyjemy z dumą i honorem. I pamiętamy o tych, którym to zawdzięczamy.
A przykład Polaków jest pokazywany reszcie Europy - kto chce zobaczyć, jak należy bronić swoich wartości, niech przybędzie do Warszawy i pójdzie na Jerusalem Avenue...
______________________________________________

* - W istocie doszło w Warszawie do podobnych walk ulicznych, w domach, gruzach i kanałach jak podczas najbardziej zaciekłej w tej wojnie Bitwy Stalingradzkiej, co 21 września 1944 (w 53 dniu Powstania) przyznał sam szef RSHA (Urząd Bezpieczeństwa) i druga osoba w III Rzeszy H.Himmler podczas przemówienia do dowódców i wychowawców w szkole oficerów SS w Jaegerhoehe:
"Walki w Warschau należą do najbardziej zaciętych w tej wojnie i mogą być porównywane tylko z walkami o Stalingrad" [= „der Kampf in Warshau ist der haerteste in dieser Zeit und er ist vergleichbar mit Kampf in Stalingrad, so schwerigste..“ 
... walkę w Warszawie pod dowództwem Polaka Bora, której przykładem moglibyśmy się umocnić i w tej postawie niezłomnej wiary w zwycięstwo, nieulegania nigdy, powinniśmy wychować naszą młodzież". 
Kto nie wierzy, może odsłuchać: http://www.abmp3.info/mp3/1944-09-21-heinrich-himmler-rede-vor-wehrkreisbefehlshabern-und-schulkommandeuren-in-jaegerhoehe.html

** - "Stanie z bronią u nogi" zarzucali komuniści władzom podziemnej Polski i AK taktykę ograniczonego oporu bez walki totalnej na wyniszczenie mogącej okupowanym Polakom bez szansy na pomoc przynieść tylko zagładę.
*** - Andrzej Morro zginął w symbolicznym momencie desantowania długo oczekiwanej pomocy ze wschodu. Niestety okazała się ona bardzo słaba, prawdopodobnie był to kolejny krwawy trick Stalina na potrzeby propagandowe. Opisałem szczegółowe te ostatnie dni nadziei Powstania.

Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw(...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura