Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
3439
BLOG

Dlaczego wkurza mnie Tomasz Zimoch, czyli o radiowcu, który chce zostać politykiem

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 73

Tomasz Zimoch dał popis w Radiu Zet. Arogancji, zbytniej pewności siebie, mowy-trawy i irytacji. Happening byłego komentatora sportowego był wręcz nie do zniesienia. "Jedynka" w Łodzi dla celebryty bez jakiejkolwiek wiedzy o kulisach polityki jest błędem Koalicji Obywatelskiej. 

Zazwyczaj nie obchodzi mnie, kto dostanie się do Sejmu, a kto nie. Uściślając: uważam, że tylko osoba skazana prawomocnym wyrokiem nie powinna kandydować w wyborach, o czym zresztą dokładnie rozpisuje się kodeks wyborczy. Jeśli za jakimś politykiem ciągnie się swąd poważnej i potwierdzonej dowodami afery, jakieś zarzuty, ale wyborcom to nie przeszkadza lub nie ufają instytucjom państwa, które wysuwają pod adresem polityka nawet poważne wątpliwości - to sprawa, modne słowo, suwerena. Mogę się dziwić, irytować, ale przyjąłbym taki przypadek ze zrozumieniem. Tomasz Zimoch niczego nie przeskrobał. Ba, nie miał nawet takiej szansy, wszak chce zostać politycznym "świeżakiem". Jeszcze na dobre nie zaczął, a już sprawia wrażenie, że w październiku będzie z nim wesoło na Wiejskiej. Nie mam wątpliwości: uzyska mandat z biorącego miejsca w mateczniku Koalicji Obywatelskiej. 

Nie ukrywam, że jeszcze przed ogłoszeniem celebryckiej "jedynki" na liście kandydatów w Łodzi Zimoch mnie zastanawiał, głównie za sprawą infantylnych gadek na Twitterze. Ma prawo do poglądów odmiennych od rządu, to nie jest zresztą nic rzadkiego w sieci. Krytykuje reformy sądownictwa - proszę bardzo. Oskarża rząd PiS o łamanie demokracji, praworządności, kręgosłupów sędziom - niech mu będzie, przecież każdy inaczej ocenia to, co dzieje się w polskim wymiarze sprawiedliwości. Tylko, na Boga, niech choć jeden raz, jak rozumny i wykształcony człowiek, wyjaśni dokładnie: co mu się nie podoba, który przepis politycy PiS łamią w polskiej konstytucji lub w ustawach o sądach, gdzie obóz władzy popełnia błąd lub - jak kto woli - przestępstwo. Nie, zamiast tego, Zimoch coś sobie rzuci, jakieś pół zdania, po czym zawsze - podkreślam: zawsze - dopytywany o szczegóły odpowiada absurdalnie w stylu: "Niech Pani to przemyśli", "niech pan nie myśli jak Jarosław Kaczyński", "jest pani przesiąknięta prezesem" i tego typu utarte frazesy. Słowem: Zimoch nie potrafi wyjaśnić zarzutów pod adresem kogokolwiek, a co dopiero obronić swojego zdania. Może się mylę, ale to raczej przydatna cecha w polityce, nawet, jeśli kandydat na posła nie wierzy w to, co mówi. 

Nie inaczej z Zimochem było w Radiu Zet. Pal licho, że nie zna ani jednego punktu z "szóstki" Schetyny. Gorzej, że on nie rozumie - jako ten nieskalany polityczną hipokryzją i kłamstwem, jak sam o sobie mówi - w czym tkwi problem. "Jedynka" to lokomotywa wyborcza, ktoś, kto ciągnie listę, zazwyczaj gwiazda danej partii. Ma obowiązek znać program własnego ugrupowania niemal na pamięć. Nie z szacunku do lidera, który daje szansę kandydatowi, ale z szacunku do wyborców. Albo są oni traktowani serio i mają uwierzyć w obietnice partii, aspirującej do powrotu do władzy, albo chodzi tylko o kilka pustych sloganów z braku laku. I dokładnie tak jest z Koalicją Obywatelską, która zbyt późno i nie do końca zrozumiała, że nastroje większości wyborców są zupełnie inne od tych sprzed dekady i kompletnie różne od tego, co słyszą z ust politycznych liderów opozycji. 

Zimoch się obraża, jeśli dziennikarz wyraża wątpliwość, czy lider na liście nie powinien mieć większego doświadczenia w polityce. Ciągle ma jedno i to samo do powiedzenia: Grzegorz Schetyna jest genialny, Małgorzata Kidawa-Błońska to ho ho ho, a poza tym to Messi może się od nas uczyć. I tak w koło Macieju. Tymczasem nikt nie zarzuca Schetynie (i Zimochowi przy okazji), że postawił na celebrytę w Łodzi, ale oburzenie, nawet wśród zwolenników opozycji i łódzkiego aktywu partyjnego, jest o to, że otwiera listę. Ciekawe, jaki wynik zrobiłby z 8. czy 10. miejsca. Zimoch nie rozumie, że zabrał miejsce politykom, którzy od lat byli wybierani przez mieszkańców. Którzy - w przekonaniu wyborców - najwyraźniej spełniali kryteria i coś dla regionu zrobili. To się nie liczy. Liczy się Zimoch, jego bufonada i biała koszulka z hasłem kampanijnym. 

Zimochowi się wydaje - jeszcze - że można być równocześnie dziennikarzem, komentatorem sportowym i posłem. Przekonuje, najwyraźniej tylko kompletnych frajerów, iż można startować jako "jedynka" z listy potężnej partii politycznej i zachować, no to już gruba przesada, uwaga, niezależność. To tak jak z dekalogiem kandydata na posła - Zimoch z uporem maniaka przedstawiał swój program w Radiu Zet i dorzucił z rozmachem i logicznie 11. punkt.

Nie, panie Tomaszu, odkąd ogłosił Pan, że startuje do Sejmu, przestaje być pan niezależnym dziennikarzem czy tam "laserem serc wyborców". Takie kity może Pan wciskać najbardziej naiwnym wyborcom. Staje się Pan politykiem, zależnym od dyscypliny partyjnej, choć również od własnego sumienia. Trudno mi sobie wyobrazić Zimocha, który wyrywa się przed szereg i głosuje w sprawach światopoglądowych inaczej niż większość parlamentarzystów PO. Chyba, że pan radiowiec zażyczyłby sobie pełnić posługę posła w przeciągu jednej kadencji i zmarnować otrzymaną szansę. Droga wolna. 

Na koniec, muszę to z siebie wykrztusić. Nigdy nie zrozumiem fenomenu Tomasza Zimocha jako komentatora sportowego. Fantastyczny głos? Tak. Podkręcanie emocji? Tak. Może o to chodzi widzom. Wyżej jednak cenię u ludzi sportu profesjonalizm, wiedzę, dbałość o szczegóły, detale, znajomość sylwetek i przebiegu kariery zawodników, smaczki taktyczne. Coś, co od lat obserwuję w Polsat Sport, Canal Plus Sport czy Eleven Sports. Dobrze, to telewizja, ale reguła obowiązuje - według mnie - wszystkich, również pracujących w portalach o tej tematyce. Powiedzmy sobie szczerze: Zimoch tego nie ma. Podobnie jak stały i zasłużony komentator TVP, Dariusz Szpakowski - jego sytuacja jest zresztą niemal identyczna. Donośny i charakterystyczny głos, dreszczyk emocji, wspomnienia i tyle. Gdyby zamiast Szpakowskiego wsadzić do dziupli komentatorskiej moją żonę po jednodniowym szkoleniu: kto gra, na jakiej pozycji, z jakiego kraju pochodzi, nie byłoby wielkiej różnicy dla odbiorcy. Tyle, że Szpakowski nie pcha się tam, gdzie najwyraźniej by nie pasował. Zimochowi to nie przeszkadza, bo jego ego przekracza skalę w porównaniu z tembrem głosu. 

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka