Historia, ale także teoria prowadzenia skutecznej polityki jako jedno z najbardziej jej efektywnych narzędzi strategicznych wskazuje nie tyle sprzeciw wobec konkretnych niekorzystnych poglądów, czy rozwiązań, ale raczej propagowanie wszechogarniającego i niekończącego się chaosu informacyjnego.
X zmienia świat. Nie można śmiać się z palaczy, alkoholików i grubasów jeśli samemu rozpoczyna się dzień od wizyty na X!
Mimo nałogowego przeglądania nie posiadłem jeszcze zrozumienia algorytmu wybierającego mi codzienne treści.
Dlaczego zawsze panowie L i W niejako z automatu , a do innych muszę się "dobijać"? Pewnie "nagrzeszyłem" i to jest co najmniej mój czyściec.
Jednak mimo swoistych drażniących ograniczeń korzystanie z X ma swoje oczywiste zalety. Po lekkich ręcznych korektach zakresu wyszukiwań szybko odnajdujemy i "ogarniamy" najnowsze trendy.
Niektóre są prostą awangardą większych krajowych portali informacyjnych , inne "są na wyłączność".
Czy w związku z tym X mówi nam coś ciekawego np o faktycznie trwającej już kampanii wyborczej?
Poziom istotności także tych informacji każdy może ocenić samodzielnie, filtrując ich treści przez sito swoich poglądów i oczekiwań.
Nie będę pewnie oryginalny jeśli zauważę czasową koincydencję podsumowania I sezonu Resetu z przypadkiem pani Joanny z Krakowa ( a swoją drogą, czy nadal obowiązuje zasada, że "jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś" bo cisza , która teraz zaległa aż dzwoni w uszach! Czekamy na Reset 8?).
X zakładników nie bierze! W takiej optyce "żelek" nie jest tragedią, a co najwyżej ckliwym memem.
Chociaż z punktu widzenia X można by bez końca cytować kolejne opowieści o kwestiach tak banalnych, jak lasy i grzyby, aż po skróty i podsumowania wystąpień ukraińskich oficjeli to jednak dzisiaj chciałbym na chwilę odejść od najbardziej nawet istotnych i aktualnych kwestii szczegółowych i spojrzeć na jeden , od dawna zauważalny, trend.
Obserwując starcia przywódców głównych obozów polskiej polityki łatwo możemy dostrzec jedną zasadniczą cechę, która ich odróżnia.
I nie jest to ani "miedziane czoło" Donalda Tuska, ani łatwość z jaką przyjął on w swojej retoryce elementy knajackiego języka (niektórzy widzą w tym tylko zapowiedzi pełnego repertuaru).
Trudno sobie wyobrazić, żeby Jarosław Kaczyński potrafił odnaleźć się w tych klimatach jednak nie to różnicuje najbardziej.
Dla wieloletniego obserwatora sceny publicznej najbardziej znaczącym wyróżnikiem obu polityków jest odmienna lojalność otaczających ich środowisk.
Niewiele można wskazać podobnych do delikatnego odejścia posła Sonika. Jeśli nawet kiedyś Donalda Tuska opuścił Jarosław Gowin to nigdy nie ważył się wobec niego na cokolwiek podobnego do komentarzy Michała Kamińskiego, czy Joanny Kluzik. O Stefanie Niesiołowskim nie wspominając.
Poza odmiennym podejściem dawnych współpracowników drugim różnicującym obszarem jest strefa profesjonalnych, ale i samozwańczych komentatorów.
Niezmiennie entuzjastyczna narracja zwolenników Donalda Tuska kontra wahania i niuansowanie, a raczej wręcz "odwracanie sojuszy" większości komentatorów podejrzewanych o sympatie do Kaczyńskiego.
Można snuć różne domysły co do przyczyn zróżnicowania.
Z jednej strony może to być oczywiście podły charakter Jarosława Kaczyńskiego, który poraża i zniechęca jego potencjalnych zwolenników , kiedy dane im jest zbliżyć się "starca z Żoliborza".
Osoby nieżyczliwe "dysydentom" zamiast obrzydzenia mogą wskazywać motywacje bardziej pragmatyczne, jak np. potencjalny strach przed zemstą obecnej opozycji po jesiennym domknięciu układu samorządowego rządowym zwornikiem.
Nie mam wiedzy, która pozwoliłaby w oceni przyczyn różnic w lojalności obu polityków wyjść poza gabinetowej spekulacje.
Jednak w tych spekulacjach chciałbym posunąć się o krok dalej!
Historia, ale także teoria prowadzenia skutecznej polityki jako jedno z najbardziej jej efektywnych narzędzi strategicznych wskazuje nie tyle sprzeciw wobec konkretnych niekorzystnych poglądów, czy rozwiązań, ale raczej propagowanie wszechogarniającego i niekończącego się chaosu informacyjnego.
Nieustanne "bujanie łódką" męczy pasażerów i w sposób skuteczny dezorientuje ich wobec w faktycznych celów jakie mają być osiągnięte. Zmęczenie utrudnia dostrzeżenie i zrozumienie nawet własnych interesów.
Metoda ta z jednej strony wymaga koncertu dobrze zgranej orkiestry uzupełnianej jednak przez odpowiednio dobrane pudla rezonansowe. Ich odpowiednie dobranie nie wyklucza, a nawet wręcz wymaga od nich pewnej dozy tonów fałszywych.
Tylko prawdziwy dyrygent wie jaka jest wiodąca linia melodyczna odtwarzanego utworu. Pierwszy skrzypek już nie musi!
Nie wiem, czy bliższe prawdy są spekulacje o deficytach charakteru, strachu, czy o dyrygencie orkiestry.
W przypadku, gdyby jednak to ostatnie, to wciąż nie wiadomo, czy słuchamy Czajkowskiego, Wagnera, czy Gershwinna. A może to nawet zręczna wiązanka kilku znanych utworów?
Ani Vladimir Volkoff, ani Sun Zi nie dają nam wiele nadziei na pełne rozwikłanie tej zagadki!
Inne tematy w dziale Polityka