Nie będę się spierał o liczby, ale wydaje się, że już marsz czerwcowy przerósł liczebnością największe warszawskie manifestacje roku 1981 i lat późniejszych. Najbliższa niedziela ma tylko szansę potwierdzić siłę uczuć.
Ostatnie dni kampanii wyborczej to czas na podsumowania. Można jeszcze żartować, oczekując na wydarzenia niedzielnego marszu, ale wyborcy i czytelnicy blogosfery po kilku tygodniach grepsów i prawdziwych perełek ironii i sarkazmu coraz bardziej będą oczekiwać poważnych podsumowań. Ze stand-upperem można spędzić upojny wieczór, ale trudno planować długie życie.
W kilku najbliższych notkach ja także postaram się "na poważnie".
Dzisiaj o wartościac , właściwie wartości podstawowej, która konstytuuje Koalicję.
Jak może być wartość, która łączy prof. Matczaka i Kołodziejczaka? Co wspólnego ma prof. Markowski i Agnieszka Pomaska?
Jak można z nimi powiązać Giertycha , Lisa i innych "silnych"?
Być może, niektórzy z nich mają podobne hobby lub gustują w podobnych książkach. Być może dla niektórych wspólnymi wartościami są prawo do aborcji ograniczanej tylko wskaźnikami sondaży wyborczych i ostateczne zredefiniowanie pojęcia rodziny.
Nie śledziłem na bieżąco bydgoskiego wiecu Donalda Tuska, ale z publikowanych fragmentów udało mi się zapamiętać dwa przemyślenia.
Pierwsze dotyczyło szykowanego majstersztyku organizacyjno-prawnego, który umożliwi natychmiastowe wymiecenie pisowskich złogów z mediów publicznych.
Drugi fragment wystąpienia, który mógł wycisnąć łzy wzruszenia z oczu zwolenników to kilka zdań o miłości.
Tym razem Donald Tusk ograniczył deklarację swoich uczuć raczej tylko do swoich zwolenników.
W efekcie odchodząc od deklaracji miłości powszechnej, które przebiła się do mediów z wystąpienia w Gdańsku sprzed kilku tygodni ( pisałem o tym tutaj link) lider Koalicji, z pewnością, znacznie zbliżył się do prawdy i oczekiwań własnego elektoratu.
Jednak pisząc "prosto z mostu": trzydzieści lat widocznej kariery publicznej Tuska nie daje żadnych podstaw do stwierdzenie, że sednem potencjalnego zwycięstwa ma być oparcie się na uczuciu pozytywnego zauroczenie przechodzącego w miłość.
Nie można zajrzeć w umysły i serca Matczaka, Kołodziejczaka i Lisa. Nie można wykluczyć potencjału ich ludzkich odruchów i zachowań, jednak za znacznie bardziej prawdopodobne należy uznać oparcie ich aktywności na uczuciach negatywnych.
Tak, bardziej prawdopodobne, że ich siłą napędową jest zwykła w formie, ale niezwykła w swojej intensywności nienawiść.
Nienawiść do Kaczyńskiego, pisowskiego aktywu, ale i wyborców tego ugrupowania.
Być może stanie się to kiedyś przedmiotem obszernych badań socjologów. Ile było w tym nienawiści "przejętej z mlekiem matki", ile wynikającej ze wstydu z własnego zachowania po tragedii smoleńskiej, a ile nienawiści troskliwie hodowanej na domniemanych ale i faktycznych działaniach i zaniechaniach pisowskich władz.
Być może zajmą się tym socjologowie. W przyszłości!
Dzisiaj najważniejsze jest, że żaden rodzaj nienawiści nie wyklucza!
SB-k pozbawiony preferencyjnej emerytury nie sprzeciwia się nienawiści byłego działacza opozycyjnego pozbawionego przez PIS wcześniejszych apanaży z lat 2007-2015.
Aborcjonista nie wyklucza, w swej nienawiści, zwolennika transpłciowości.
Potencjał nienawiści sumuje się i nawzajem umacnia.
Nie będę się spierał o liczby, ale wydaje się, że już marsz czerwcowy przerósł liczebnością największe warszawskie manifestacje roku 1981 i lat późniejszych. Najbliższa niedziela ma tylko szansę potwierdzić siłę uczuć.
Pytanie, czy ktoś nie zawaha się w chwili prawdziwej próby15 października?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo