Józefa Sawicz odsłania Pomnika Ofiar Grudnia 1970. Fot. PAP/Stefan Kraszewski
Józefa Sawicz odsłania Pomnika Ofiar Grudnia 1970. Fot. PAP/Stefan Kraszewski

Milicjant zamordował jej ojca. Po 50 latach nie doczekała sprawiedliwości

Redakcja Redakcja Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 40
Milicyjna kula pozbawiła życia 22-letniego Mariana Sawicza, zanim został mężem i ojcem. Jego córka wypowiedziała stronie Skarbu Państwa proces o odszkodowanie. Pozwani nie poczuwają się jednak do odpowiedzialności, tłumacząc, że sprawa dawno się przedawniła. Sąd Okręgowy w Elblągu właśnie wydał wyrok. 

Elbląg, 18 grudnia 1970 roku, godzina 16.45. 22-letni Marian Sawicz wychodzi z baru mlecznego „Słoneczny”. Przed chwilą zjadł swoją ulubioną zupę pomidorową, a teraz pędzi załatwiać sprawy związane z weselem. Za siedem dni ma zostać mężem Alicji Haufy. Jego ukochana jest w trzecim miesiącu ciąży i właśnie przymierza suknię ślubną w salonie krawieckim oddalonym o kilka przecznic od „Słonecznego”.

Polecamy:



Choć para zajęta jest przyjemnymi sprawami, na ulicach Elbląga trwają demonstracje. Ludzie protestują przeciw gigantycznym podwyżkom cen najważniejszych artykułów użytku codziennego wprowadzonym pięć dni wcześniej przez rząd Gomułki. Fale strajków zalały całe Wybrzeże, docierając również tu. W centrum miasta roi się od wojska i milicjantów, którzy wrzeszczą, pałują i aresztują mieszkańców. Podobno wielu z funkcjonariuszy jest pijanych. 

Nieświadomy zagrożenia przyszły mąż i ojciec schodzi po stopniach łączących drzwi baru z chodnikiem. W tym momencie nadjeżdża milicyjna nysa. Świadkowie zdarzenia zeznają później, że ten, który zabił, siedział na tylnym siedzeniu i strzelał na oślep przez otwarte drzwi. Że się śmiał i że nie dał kierowcy znaku do zatrzymania, gdy wystrzelony przez niego pocisk przeszył głowę młodego mężczyzny, uśmiercając go na miejscu. 

50 lat po tragedii 


Dziś córka Mariana ma 50 lat. Nie wygląda na swój wiek- jest bardzo drobna i niska. Przyczyną jej niewielkiego wzrostu jest zespół Turnera- choroba związana z brakiem jednego chromosomu, która objawia się m.in. zaburzeniami cech budowy ciała i dolegliwościami takimi jak obrzęk limfatyczny kończyn. Dlatego Wioletta nie może podjąć normalnej pracy- od dłuższego wysiłku bolą ją stawy, a dłonie i stopy powiększają się dwukrotnie. Wioletta mieszka razem z mamą - Alicją Haufą, niedoszłą żoną Mariana, której po tragedii (ze względu na nieformalny charakter związku) nie przysługiwało odszkodowanie. Renta Wioletty i emerytura Alicji dają razem niecałe trzy tysiące złotych. Tyle musi wystarczyć na utrzymanie mieszkania, jedzenie, opłacenie wizyt lekarskich i wykupienie stosu lekarstw dla Wioletty oraz zmagającej się z depresją Alicji. 

Pomnika Ofiar Grudnia 1970, Elbląg, Wioletta Sawicz, Józefa Sawicz, Marianna Fijewska, Salon24
Pomnika Ofiar Grudnia 1970 roku w Elblągu. Fot. Marianna Fijewska

- Od urodzenia jestem uwięziona w mieście, którego szczerze nienawidzę. Każda ulica przypomina mi o tragedii, która zabrała mi nie tylko ojca, ale w jakimś sensie również moją mamę - mówi Wioletta. - Elbląg nie jest miejscem, które oferowałoby choćby częściowe zatrudnienie dla takich osób, jak ja. Nie ma tu żadnych inicjatyw społecznych czy kulturalnych, które są dostosowane do potrzeb ludzi zmagających się z takimi chorobami. Przez jakiś czas byłam pod opieką warszawskiej fundacji, która zrzeszała kobiety z Turnerem, ale na dłuższą metę dalekie dojazdy okazały się niemożliwe. Chciałabym coś w życiu zmienić, ruszyć do przodu, wyrwać się stąd. To jest moje największe marzenie. 

Sporna kwestia odpowiedzialności 


Dwa lata temu Wioletta wytoczyła Skarbowi Państwa sprawę o zadośćuczynienie w wysokości 500 tys. zł. za krzywdy doznane w konsekwencji tragedii z dnia 18 grudnia 1970 roku. 

- Zostałam pozbawiona ojca, do tego wychowywałam się w rodzinie, która nigdy nie wyszła z żałoby. Myślę też, że moje problemy zdrowotne są konsekwencją tamtych wydarzeń. Moja mama dowiedziawszy się o śmierci ojca, dostała ataku histerii. Karetką zabrano ją do szpitala, gdzie otrzymała bardzo silne leki uspokajające, pomimo ciąży. Lekarz, który po wypisie mojej mamy ze szpitala dowiedział się o tych psychotropach, powiedział: „Niech pani to dziecko usunie, bo z niego nic nie będzie”- mówi Wioletta. 
Pierwsza rozprawa odbyła się w marcu 2020 roku w elbląskim sądzie. Wiolettę pro publico bono reprezentował mecenas Roman Nowosielski- znany prawnik, który w przeszłości współpracował m.in. z Pawłem Adamowiczem. Sprawą interesowały się ogólnopolskie media, a internauci kibicowali Wioletcie w dojściu sprawiedliwości. Mimo to przedstawiciele strony Skarbu Państwa zignorowali proces, nie stawiając się w sądzie. 

- Dla mnie dzień pierwszej rozprawy był przełomowy, a przedstawicielom państwa nawet nie chciało się przyjść. Dlaczego? Przecież to właśnie państwo ponosi odpowiedzialność za śmierć mojego ojca. 

Na to, że to funkcjonariusz państwowy pozbawił życia Mariana Sawicza, wskazują nie tylko zeznania świadków, ale również anonim, który w 2007 roku otrzymała rodzina zamordowanego. W anonimie podano dokładne imię i nazwisko mężczyzny, który w tamtym czasie piastował stanowisko elbląskiego milicjanta, a po przemianie systemu przeszedł do Służby Więziennej, gdzie pracował do samej emerytury. Co ciekawe, podany w anonimie mężczyzna jest ojcem policjanta, który jeszcze nieco ponad dekadę temu obejmował jedno z najwyższych stanowisk policyjnych w naszym kraju. 

Człowiek wskazany w liście do dziś żyje i mieszka w Elblągu. Wioletta nie chce jednak się z nim konfrontować. Mówi, że nie wie, co miałaby mu powiedzieć. 

Kontrowersyjny wyrok 


We wtorek, 3 sierpnia w Sąd Okręgowy w Elblągu wydał wyrok ws. zadośćuczynienia za śmierć Mariana Sawicza, oddalając powództwo jego córki. Sędzia Dorota Zientara w uzasadnieniu powołała się na przepis dotyczący przedawnienia. Zdaniem sędziny możliwość dochodzenia roszczeń z tytułu krzywd z okresu stalinowskiego i komunistycznego istniała od dawna i Wioletta Sawicz mogła ubiegać się o odszkodowanie znacznie wcześniej. 

- W latach 90-tych szukałam pomocy prawnej u różnych ludzi, kontaktowałam się m.in. z elbląskim oddziałem „Solidarności”, ale wtedy wszyscy powtarzali, że mam czekać na lepsze czasy - mówi Wioletta. - Później zwątpiłam w jakąkolwiek sprawiedliwość. Chyba nikt nie zdaje sobie sprawy, jakim ciężarem psychicznym było dla mnie ruszenie tego tematu - mówi Wioletta. - Do decyzji o rozpoczęciu postępowania dojrzewałam przez wiele, wiele lat. Musiałam znaleźć w sobie siłę i ludzi, takich jak pan mecenas Nowosielski, którzy będą mnie wspierać. O słuszności tej decyzję musiałam też przekonać mamę, dla której składanie zeznań i opowiadanie o tym tragicznym dniu było ogromną traumą. Wcześniej po prostu nie miałabym w sobie siły, żeby to zrobić.
Jak przyznaje aplikant adwokacki Anna Adamska-Łata, która na ostatnich terminach rozpraw była obecna jako pełnomocnik Wioletty z upoważnienia mecenasa Nowosielskiego, wyrok sądu był dla niej zaskoczeniem. 

- W naszej ocenie toczące się postępowanie, w tym zebrany materiał dowodowy, zmierzało do uwzględnienia roszczenia pani Wioletty Sawicz w całości - mówi. - Sąd, wydając wyrok, wskazywał, że roszczenie było uzasadnione co do zasady i znajdowało umocowanie w przepisach, jednakże ze względu na zarzut przedawnienia podniesiony przez stronę pozwaną i brak możliwości wykazania wielu okoliczności za pomocą dowodów, jak między innymi rodzaj leków przyjmowanych przez matkę pani Wioletty w czasie ciąży, nie było możliwe zastosowanie art. 5 kodeksu cywilnego mówiącego o niemożliwości czynienia ze swego prawa użytku, jeżeli byłoby to niezgodne z zasadami współżycia społecznego. W ocenie Sądu podnoszone przez stronę powodową argumenty nie stanowiły wystarczającej przeciwwagi dla zarzutu przedawnienia roszczenia. 

„Spóźnione” powództwo


Zdaniem Anny Adamskiej-Łaty kwestia przedawnienia jest kontrowersyjna. 

- W niniejszej sprawie Sąd Okręgowy w Elblągu dostrzegł, iż dochodzenie przez powódkę jakichkolwiek roszczeń w latach 70-tych i 80-tych było niemożliwe ze względu na jej wiek, ale również z uwagi na przemiany ustrojowe. Sąd w ustnym uzasadnieniu wskazywał, że termin ten powinien liczyć się od dnia 4 czerwca 1989 roku, co w naszej ocenie jest założeniem błędnym. Do tej pory bowiem nie ustalono, kto dokładnie popełnił tę zbrodnię, ponadto na przestrzeni lat toczyło się kilka postępowań, w tym postępowanie karne oraz postępowanie IPN, które stanowiły podstawę dla zawieszenia biegu przedawnienia. Nie można zatem zgodzić się z argumentacją Sądu, że powódka znacznie spóźniła się ze złożeniem powództwa, bowiem dopiero przeprowadzenie powyższych postępowań umożliwiało ustalenie właściwych statio fisci (jednostek- przyp. red.) Skarbu Państwa, zatem podmiotów odpowiedzialnych, jako następców prawnych organów państwowych działających w latach 70-tych - podsumowuje aplikant adwokacki.

Sama Wioletta, komentując wyrok, mówi przede wszystkim o swoim rozżaleniu i bezradności.

- Całe życie miałam poczucie ogromnej niesprawiedliwości i chciałam wreszcie doczekać się sprawiedliwego wyroku. To odszkodowanie mogłoby mi pomóc w rozpoczęciu choć trochę innego życia. Bo ojca nikt mi już nie zwróci - mówi córka zamordowanego Mariana Sawicza i zapowiada złożenie apelacji. 

Marianna Fijewska

Czytaj dalej:





Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka