Iryna Zemlyana postanowiła opuścić Warszawę na skutek zmasowanej krytyki po oblaniu farbą rosyjskiego ambasadora.
Iryna Zemlyana postanowiła opuścić Warszawę na skutek zmasowanej krytyki po oblaniu farbą rosyjskiego ambasadora.

Oblała ambasadora Rosji i uciekła z Warszawy. Ukrainka tłumaczy, dlaczego to zrobiła

Redakcja Redakcja Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 105
"Wylałam sok z buraka" - komentuje swój czyn Iryna Zemlyana, ukraińska aktywistka, która oblała czerwoną farbą, symbolizującą krew, Siergieja Andriejewa 9 maja w Warszawie. Dziennikarki nie ma już w stolicy. Opuściła ją - jak tłumaczy - z obawy przed prorosyjskimi trollami.

Od tygodnia trwa dyskusja nad zachowaniem Iryny Zemlyany i bierności policji a także przede wszystkim ochrony Siergieja Andriejewa, która pozwoliła na incydent w momencie, gdy ambasador Rosji składał kwiaty na Cmentarzu-Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie. Obrońcy wylania czerwonej farby na dyplomatę wskazują, że agresor zabija na Ukrainie niewinnych cywili i toczy pełnoskalową wojnę. Z kolei krytycy Zemlyany domagali się wszczęcia śledztwa i ukarania aktywistki, naruszającej nietykalność osobistą Andriejewa. 

Zobacz: Aktywistka, która oblała ambasadora ma związek z Kramkiem i fundacją Otwarty Dialog

Ukrainka opuściła Warszawę 

Rosjanie zemścili się za ten czyn - grupka trzech mężczyzn oblała czerwoną farbą budynek polskiej ambasady w Moskwie. Dziś Zemlyana oświadczyła, że musiała drugi raz w życiu uciekać - tym razem z Warszawy. - Dostaję tysiące wiadomości z pogróżkami. W życiu nie widziałam takiego masowego ataku. W pierwszych godzinach po akcji wszystkie moje dane, w tym numer paszportu, adres zamieszkania na Ukrainie, numer telefonu, e-mail, wszystkie konta w mediach społecznościowych, zostały wrzucone do rosyjskich kanałów Telegramu, wzywających do zniszczenia mnie. Zostałam też dodana do rosyjskiej bazy "zbrodniarzy wojennych", gdzie jest lista naszych wojskowych (właściwie to zaszczyt być z takimi bohaterami) - napisała Ukrainka na Facebooku. 

- Przychodzą wiadomości z pogróżkami zabicia mnie, okaleczenia, gwałtu itp. wraz z kilkoma obrazami. Na mój telefon co trzy minuty dzwoni nieznany numer, co minutę wysyłana jest wiadomość e-mail, cała poczta jest zasypana wiadomościami (nie rozumiem, jak to działa), nie da się korzystać z telefonu. Na Instagramie przez kilka lat podpisano 25 tys. botów itd. - tłumaczy Zemlyana.  

Krytyka pod adresem... Polaków

W dalszej części aktywistka podkreśla, że zgłosiła policji sprawę o nękanie. Musiała się też wyprowadzić z Warszawy. Według dziennikarki, część Polaków wierzy nadal w dobrą współpracę z Rosjanami, mimo wojny. - Przeczytałam o sobie wiele rzeczy, których nigdy dotąd nie wiedziałam - kto mnie sponsoruje, dla kogo mogę pracować, z jakimi organizacjami polonijnymi współpracuję, jakie mam poglądy itp. Po tym, jak wybuchła wojna na pełną skalę, a dzieci i kobiety zostały brutalnie zamordowane, stało się dla mnie jasne, że część polskiego społeczeństwa nadal wierzy, że można zachować dobre stosunki z Rosją i że wierzy w dobrych Rosjan - zaznaczyła Zemlyana.

- Nie mogę nie zastanawiać się nad tym, co przyniesie mi przyszłość. Nigdy nie myślałam, że będę uciekać dwa razy - podsumowała swój wpis. 

  

Czytaj: 

Zawieszenie broni w Mariupolu. Zgoda Rosji na ewakuację rannych, ale pod jednym warunkiem

Andrzej Duda kończy 50 lat. Jakie życzenia mają dla niego politycy?

"Przyszłam panu nawrzucać. Proszę mnie przeprosić"


GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka