Polscy przewoźnicy, którzy dostarczają pomoc humanitarną dla Ukrainy skarżą się na trudną sytuację na granicy. (fot. Twitter)
Polscy przewoźnicy, którzy dostarczają pomoc humanitarną dla Ukrainy skarżą się na trudną sytuację na granicy. (fot. Twitter)

Problemy na granicy z Ukrainą. Ogromne kolejki i bójki wśród kierowców

Redakcja Redakcja Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
Polscy przewoźnicy, dostarczający pomoc humanitarną dla Ukrainy skarżą się na liczne problemy na ukraińskiej granicy. Doświadczają oni ogromnych kolejek, są świadkami bójek między kierowcami oraz przetrzymywania pustych ciężarówek. Narzekają także na postawę polskich celników. Kierowcy domagają się od rządu rozwiązania tej sytuacji, w przeciwnym wypadku w grę w chodzi nawet całkowita blokada przejść granicznych.

Na początku tygodnia przewoźnicy z województwa lubelskiego i podkarpackiego spotkali się w Zamościu, w celu omówienia sytuacji na polsko-ukraińskiej granicy. Poruszono temat aktualnych wydarzeń, jakie dzieją się podczas powrotu do Polski. Na spotkaniu powołano Zamojski Komitet Protestacyjny. 

Problemy na granicy z Ukrainą

Jak podaje Onet.pl, portal dotarł do protokołu obrad, z którego wynika, że na granicy z Ukrainą mają miejsce spore problemy, m. n. 40-kilometrowe kolejki, długi czas oczekiwania na kontrolę sanitarną oraz nieodpowiednia praca służb celnych. Podkreślono także, że nie funkcjonuje umowa między Polską a Ukrainą mówiąca o przepuszczaniu pustych ciężarówek.

— Ta umowa ciągle obowiązuje, ale tylko z naszej strony. Z Polski do Ukrainy szybko wracają puste ciężarówki, które przewoziły zboże. Problem pojawił się po ukraińskiej stronie. Nasi wschodni sąsiedzi nie chcą przepuszczać polskich pojazdów. Na przejściu w Dorohusku rządzą ukraińscy kierowcy. To smutne, ale Ukraina ma gdzieś polskich przewoźników. Nasze samochody muszą czekać przez siedem dni w kolejce — poinformował w rozmowie z Onetem Robert Gradus, właściciel firmy transportowej z Chełma.

— W Dorohusku większe ciężarówki mogły jeździć pasem przeznaczonym dla aut osobowych. Odprawy trwały zazwyczaj kilkanaście minut. I działało to przez miesiąc, ale ukraińska strona zbuntowała się. Twierdzą, że Polacy nie pomagają im w odprawach fitosanitarnych i weterynaryjnych. Takich transportów jest odprawianych zbyt mało, ponieważ przejście graniczne z odpowiednimi służbami nie pracuje 24 godz. na dobę — wyjaśnia Jarosław Jabłoński z Zamojskiego Komitetu Protestacyjnego.

Przewoźnicy podkreślają, że gdy wszystko działało sprawnie, transport z Polski do Lwowa i z powrotem trwał około sześciu dni. Obecnie czas ten wydłużył się nawet do 12-13 dni.

Ukraińscy kierowcy się buntują

Jak opisują mężczyźni z Zamojskiego Komitetu Protestacyjnego, przepuszczanie polskich przewoźników nie jest na rękę Ukraińskim kierowcom. 

— Dzieją się tam dantejskie sceny. Ukraińcy demolują nasze samochody i wybijają szyby. Dziś w nocy też była taka sytuacja. Dochodzi też do rękoczynów i bójek między kierowcami. Strach tamtędy jechać. To jakaś masakra — przekazał Robert Gradus.

— Dość często zdarzały się sytuacje, że auta wracały zniszczone, a kierowcy pobici. I to dalej ma miejsce — dodaje Jabłoński.

W związku z problemami na granicy, przewoźnicy domagają się od rządu rozwiązania tej sytuacji. Zamojski Komitet Protestacyjny skierował do lubelskiego i podkarpackiego urzędu wojewódzkiego pisma zawierające postulaty firm transportowych.

— Chcemy pomagać Ukrainie – jest to zrozumiałe, ale my musimy także mieć możliwość przeprowadzenia przewozów transportowych, aby nasze firmy się rozwijały. W przeciwnym wypadku nie pozostanie nam nic innego, jak zamknięcie działalności i pozwolenie na zalanie naszego rynku firmami ze Wschodu — napisano w protokole ze spotkania polskich przewoźników. Komitet nie wyklucza też możliwości zorganizowania protestu.

— Apelujemy do polskich władz o rozwiązanie tej sytuacji. Chcemy załatwić sprawę ugodowo. W innym przypadku przystąpimy do bardziej drastycznych rozwiązań – całkowicie zablokujemy granicę. Jeżeli odetniemy Ukraińcom dopływ paliwa, to może w końcu ktoś się zainteresuje tą sprawą. Ale to ostateczność — mówi Robert Gradus.

Duża liczba odpraw na granicy

Rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Lublinie oznajmił, że kolejki w stronę Polski na przejściach w Dorohusku i Hrebennem mają związek z bardzo dużą liczbą odpraw transportów produktów rolno-spożywczych i zbóż.

— Liczba dojeżdżających do granicy pojazdów ciężarowych jest niewspółmiernie wysoka w porównaniu z możliwościami przepustowymi przejść – nawet jeśli, w związku ze wdrożonymi rozwiązaniami, zostały one zwiększone. Przykładowo, w Dorohusku optymalna przepustowość na kierunku przywozowym do Polski wynosi około 600 pojazdów ciężarowych odprawionych w ciągu doby. Tymczasem w czwartek 25 sierpnia po stronie ukraińskiej przed przejściem Dorohusk-Jagodzin czekało na wjazd do Polski około 1,8 tys. ciężarówek — przekazał Onetowi Michał Deruś, rzecznik prasowy IAS w Lublinie.

— Zgodnie z obowiązującymi przepisami, transporty muszą być skontrolowane przez odpowiednie służby, by nie było ryzyka wprowadzenia jakichś zagrożeń na teren Unii Europejskiej, np. chorób odzwierzęcych — dodał rzecznik.

Nowe ustalenia

Rzecznik odniósł się też do zarzutów związanych z opieszałością polskich służb. Zapewnił, że służba celno-skarbowa w Dorohusku posiada zabezpieczoną optymalną obsadę kadrową, która na każdej zmianie wykonuje działania związane z odprawą pojazdów ciężarowych i autokarów w ruchu osobowym.

— To, że jest kolejka, nie oznacza bynajmniej, że nasi funkcjonariusze pracują wolniej niż kilka miesięcy wcześniej, gdy liczba oczekujących na przekroczenia granicy pojazdów była znacznie niższa. Wręcz przeciwnie: obecnie tej pracy jest znacznie więcej — wyjaśnia Michał Deruś. — Liczba funkcjonariuszy wykonujących obowiązki na pasach odpraw w każdej chwili jest optymalna i uwzględnia możliwości wjazdowe pojazdów na teren przejścia granicznego celem dokonania odprawy. Pozwala to na efektywne wykorzystanie obsady obecnej na danej zmianie — dodaje.

Jeden z rozmówców Onetu z lubelskiej administracji skarbowej przekazał, że wprowadzono dokładniejsze kontrole przejeżdżających ciężarówek.

— Przyszły nowe wytyczne "z góry", by zaostrzyć kontrole. Po wybuchu wojny, w ramach pomocy Ukrainie poluzowano pewne przepisy. Niestety, nasi wschodni sąsiedzi zaczęli to wykorzystywać. W przewożonych transportach znajdowało się nie tylko to, co deklarowano w papierach. Dlatego też trzeba było ponownie wrócić do dokładniejszego sprawdzania towarów — przekazano.


RB

Polecamy:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka