Tomasz Lis wciąż musi się tłumaczyć z niestosownych zachowań wobec dziennikarzy "Newsweeka".
Tomasz Lis wciąż musi się tłumaczyć z niestosownych zachowań wobec dziennikarzy "Newsweeka".

Ujawniła praktyki Lisa w "Newsweeku". Teraz często słyszy, że jest "donosicielką"

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
Renata Kim była gościem XIV Kongresu Kobiet i opowiedziała o tym, przez co przeszła, gdy opisała styl zarządzania redakcją przez Tomasza Lisa. Dziennikarka zwierzyła się, że popadła w psychiczny dołek i nie chciało jej się żyć. Pamiętaj: jeśli jesteś w kryzysie, depresji, masz problemy, skontaktuj się z osobami, które mogą pomóc. Możesz to zrobić, dzwoniąc np. na bezpłatny numer 116 123 lub 112.

Aferą w "Newsweeku" do dziś żyje cała Polska, tym bardziej, że po kilkumiesięcznym okresie wykluczenia z mediów, Tomasz Lis wraca do audycji Jacka Żakowskiego w TOK FM. - W ocenie Wiesława Władyki i mojej rozmowa Tomasza Lisa z Agnieszką Wiśniewską stanowi to wyjaśnienie, które było potrzebne, by Tomasz Lis mógł wrócić do naszego poranka. Czas zawieszenia Tomasza Lisa w programie dobiega więc końca - przekazał kilka dni temu publicysta. 

Tomasz Lis wróci do TOK FM. Żakowski: Czas zawieszenia dobiega końca 

Trzęsienie ziemi w "Newsweeku" 

W tygodniku posadę redaktora naczelnego otrzymał Tomasz Sekielski. Lis utrzymuje, że być może był zbyt cierpki wobec współpracowników i stosował staroświeckie metody, ale artykuł Szymona Jadczaka o nim na portalu wp.pl to nic innego, jak zemsta - przekonywał w wywiadzie dla "Kultury Liberalnej".  

- Kategorycznie zaprzeczam. Żadne wyszydzanie wyglądu czy ubioru nie miało miejsca, bo - poza wszystkim - są to kwestie, które zupełnie mnie nie interesują. Równie kategorycznie zaprzeczam, by dochodziło do gnębienia, prześladowania czy zastraszania kogokolwiek. Nie jest prawdą, że "część pracowników informowała mnie, że była mobbingowana - oświadczył Lis po publikacji wp.pl. 

Wojna w NBP. Sprawa może trafić do prokuratury

Nikt nie chciał słuchać o standardach Lisa 

We Wrocławiu na Kongresie Kobiet o tym, co się wydarzyło już po opisaniu stylu zarządzania przez celebrytę, opowiedziała Renata Kim. Publicystka zwierzyła się, że o poniżaniu, seksistowskich żartach i mobbingu informowała przełożonych już w 2018 roku. -Mam poczucie, że popełniłam wszystkie możliwe błędy, próbując zawalczyć o szacunek w pracy. Od 2018 roku chodziłam do HRu, pytając, czy nie moglibyście mnie przenieść w inne miejsce w tej firmie, bo ja nie chcę pracować w tej redakcji - stwierdziła. 

Jak przyznała, na pytanie działu HR, czy zamierza zgłosić mobbing, odparła, że "nie", gdyż ciężko jest udowodnić komukolwiek w takich sytuacjach winę. Dodała też, że o chamskich zachowaniach w "Newsweeku" opowiadała wszędzie w pracy, ale nikt nie zamierzał reagować. 

- Mogłam tylko udowodnić totalny brak szacunku, okropne, chamskie odzywki, okropne, seksistowskie, rasistowskie żarty. Nie wiedziałam, czy jestem w stanie wygrać. Tym bardziej, że przez wszystkie lata rozmawiałam z zespołem, żeby zgłaszali, bo do HR-u poszła jedna osoba. Czułam potworne osamotnienie - podkreśliła. Bez reakcji pozostawał również list do "Solidarności", działającej przy RASP. Po napisaniu go i dostarczeniu związkowcom, Lis miał być jeszcze gorszy wobec Kim.  

Wybuchy we Lwowie, nie ma prądu, ludzie siedzą w schronach

Kim była w szoku na skutek reakcji czytelników 

- Miałam momenty, kiedy poważnie myślałam, że nie chcę żyć. To były myśli rezygnacyjne, pt. „nie mam wyjścia z tej matni, nikt mi nie pomaga, jestem sama, mam kredyt do spłacenia, szukam pracy innej, ale jej nie ma – i nie mam wyjścia, muszę w tym tkwić”. To jest tak potworna rozpacz i poczucie uwikłania, że trudno to opisać - stwierdziła. 

Kim podkreśliła, że to ona zgłaszała niestosowne reakcje Lisa. I spotkała ją za to kara w postaci oskarżeń i zaczepek na ulicy ze strony tych, którzy podziwiają byłego redaktora naczelnego "Newsweeka". Również na Twitterze nie brakowało czytelników, którzy mieli za złe dziennikarce to, że postanowiła nagłośnić mobbing.

- Szokiem było dla mnie, że tak się nie stało. Machina obrony sprawcy natychmiast ruszyła. Spotkałam kogoś na ulicy i on mówił do mnie „donosicielka”. Twitter szaleje od teorii, jak to mszczę się na Tomaszu Lisie, jak próbowałam przejąć jego stanowisko. Słowo „donosicielka” jest najczęstszym, jakie słyszę. Że powinnam się wstydzić, że powinnam być skończona w moim zawodzie - oceniła skutki publikacji wp.pl. 

- Czuję się bardzo samotna. Przez dwa miesiące wstydziłam się wychodzić z domu, wstydziłam się patrzeć ludziom w oczy - zwierzyła się Kim. Na spotkaniu z aktywistkami dziennikarka zaprzeczała, by wywierała presję na kimkolwiek z podwładnych w tygodniku. Powiedziała też, że z ofiary stała się z miejsca "mobberką" na skutek pojawiających się oskarżeń o to, że nie różni się od Lisa w kontaktach międzyludzkich w rekacji. 

GW


Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura