Korki od szampana wystrzeliły na Kremlu. Putin dopiął swego

Redakcja Redakcja Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 84
Według sondażu exit poll Władimir Putin zdobył 87 procent głosów. Trzydniowe wybory prezydenckie były "ustawką" reżimu na Kremlu. Z góry było wiadomo, że dotychczasowy prezydent utrzyma władzę. Dyktator urządził głosowanie nawet na nielegalnie okupowanych terenach Ukrainy.

Putin "wygrał" 

Prezydent Rosji jest wybierany na czteroletnią kadencję. Oprócz Władimira Putina, który ma 71 lat, w wyborach startowali: 76-letni Nikołaj Charitonow, 40-letni Władisław Dawankow i 56-letni Leonid Słucki. Według badania exit poll nie ma wątpliwości, że obecny prezydent został wybrany. Miał uzyskać 87 proc. wskazań. Według "The Independent" mógł liczyć na co najmniej 75 proc. poparcia. Wybory nie były jednak demokratyczne. Służby wyłapują z tłumów protestujących przeciwko reżimowi Putina, a w lokalach wyborczych mundurowi z bronią sprawdzali, jak głosują Rosjanie. 



Komunikat MSZ o wyborach w Rosji

"Głosowanie odbywało się w warunkach skrajnych represji wobec społeczeństwa, uniemożliwiających dokonanie swobodnego, demokratycznego wyboru" - podaje polskie MSZ w komunikacie. "Wbrew prawu międzynarodowemu "wybory" zorganizowano również na tymczasowo okupowanych terytoriach Ukrainy: Autonomicznej Republice Krymu i mieście Sewastopolu, jak również na terytoriach obwodów: donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego oraz chersońskiego. Głosowanie przeprowadzono także w mołdawskim Naddniestrzu oraz należących do Gruzji regionach Cchinwali/Osetia Południowa i Abchazja. Tak zorganizowane "wybory" nie mogą być uznane za legalne, wolne, ani uczciwe" - czytamy w oświadczeniu resortu polskiej dyplomacji. 

"Od początku inwazji na Ukrainę rosyjskie władze znacząco nasiliły represje wobec opozycji politycznej, społeczeństwa obywatelskiego, organizacji pozarządowych i niezależnych mediów oraz tych wszystkich obywateli, którzy mają odwagę krytykować działania rosyjskiego reżimu, w tym agresję przeciwko Ukrainie" - przypomina MSZ. 

"Szokująca śmierć opozycyjnego polityka, Aleksieja Nawalnego w kolonii karnej stanowiła tragiczną kulminację tych działań. Sukcesywne wprowadzanie represyjnego ustawodawstwa, ograniczającego swobody i prawa obywatelskie w tym również polityczne, cenzura wojenna, politycznie motywowane procesy karne oraz niedopuszczenie do udziału w wyborach kandydatów wyrażających antywojenne poglądy powoduje, że 'wybory' nie mogą być uznane za wolne ani za uczciwe" - kontynuuje resort spraw zagranicznych. 

"Na szczególne potępienie zasługuje nielegalna decyzja władz Kremla o organizacji wyborów na tymczasowo okupowanych ukraińskich terytoriach. Jest to ostentacyjne złamanie prawa międzynarodowego, w tym Karty Narodów Zjednoczonych, i nie może być traktowane inaczej, jak kolejna próba podważenia ukraińskiej niepodległości, suwerenności i integralności terytorialnej. Polska nie uznaje i nigdy nie uzna organizacji oraz rezultatów 'wyborów' na tych terytoriach. Rosja powinna zostać pociągnięta do odpowiedzialności za ich organizację i przeprowadzenie na ukraińskich terytoriach" - opisano.  


Protesty po śmierci Nawalnego

W ostatnim z trzech dni głosowania w rosyjskich wyborach prezydenckich władze starały się dotrzymać obietnicy, że rozprawią się z każdym, kto weźmie udział w południowych protestach zapowiedzianych przez zmarłego Aleksieja Nawalnego na dwa tygodnie przed jego śmiercią.

W Ufie na południu Rosji jeden z protestujących powiedział, że został zatrzymany za próbę wrzucenia zdjęcia Nawalnego do urny wyborczej. Władze zagroziły postawieniem mu zarzutów o utrudnianie pracy komisji wyborczej.

Sojusznicy Nawalnego transmitują na YouTube filmy przedstawiające kolejki ludzi ustawiających się w południe w różnych lokalach wyborczych w całej Rosji, którzy ich zdaniem przybyli tam, aby pokojowo protestować. 


Fot. Głosowanie w zajętym Doniecku przez siły rosyjskie/PAP/EPA 

GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka