Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
1490
BLOG

Granicę wieku wyborczego powinniśmy podwyższyć, a nie obniżać

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 58
Obniżenie granicy czynnego wieku wyborczego do 16 lat, co postuluje Szymon Hołownia, to groźny populizm i lansowanie pajdokracji. Argumenty na rzecz takiego rozwiązania są w całości fałszywe.

Zdesperowany spadającym poparciem Szymon Hołownia powtarza deklarację o obniżenia granicy czynnego wieku wyborczego do 16 lat. Nie wspomina, że musiałoby to oznaczać zmianę konstytucji, bo to tam w art. 62. zapisana jest granica wieku uprawniającego do oddawania głosu w wyborach oraz referendach. Podobnie zresztą jak granica biernego wieku wyborczego – jeszcze wyższa i wynosząca 21 lat dla Sejmu , 30 lat dla Senatu (art. 99.) oraz aż 35 lat dla prezydenta RP (art. 127.).

Wszystkie te granice są oczywiście arbitralnie ustalone, natomiast najsilniej zakorzeniona w innych prawnych regulacjach jest właśnie granica 18 lat jako moment osiągnięcia pełnoletności, czyli prawa do pełnego decydowania o sobie i pełnej zdolności do czynności prawnych. Czy nie jest to granica ustawiona zbyt nisko – to inna sprawa.

Wszelkie tego typu rozwiązania będą zawsze nosiły cechę arbitralności, ale są pewne względnie obiektywne przesłanki, na jakich można je oprzeć. Można sobie na przykład wyobrazić, że bierzemy pod uwagę średni wiek, w jakim ludzie zaczynają pracować i zarabiać. Albo w jakim uniezależniają się od rodziców, czyli wyprowadzają z domu. Wiek, w jakim zakładają rodziny, czyli zaczynają być odpowiedzialni za kogoś więcej niż za samego siebie, co bardzo zmienia optykę postrzegania rzeczywistości. Gdybyśmy wzięli ten właśnie czynnik pod uwagę, granicę wieku wyborczego należałoby znacząco podwyższyć, ponieważ średni wiek, w którym kobieta w Polsce rodziła dziecko w 2019 r. (wiem, to nie to samo, co założenie rodziny, ale skutek w sensie postrzegania rzeczywistości jest podobny) wynosił ponad 28 lat.

Wbrew twierdzeniom Hołowni i jego zwolenników, wiele wskazuje na to, że moment autentycznej życiowej dojrzałości Polaków nie przesuwa się w dół, ale przeciwnie – wyraźnie w górę. Hołownia twierdzi, że młodzi ludzie mają dużą świadomość polityczną, jednak nie popiera tego żadnymi danymi. Anegdotyczne obserwacje zdają się tej tezie zdecydowanie zaprzeczać, a rozpowszechnienie internetu i mediów społecznościowych, których główną funkcją jest ogłupianie ludzi (wystarczy spojrzeć do sekcji krótkich filmów na YT, Instagramie czy na Tik-Toka, który z nich się cały składa), wspiera tezę odwrotną niż stawia Hołownia. Przykro mi to mówić, bo sam znam wielu rozsądnych młodych ludzi w wieku lat około 20, ale z moich obserwacji wynika, że nastolatkowie są dzisiaj – mówiąc prostym językiem – wyraźnie głupsi niż powiedzmy 30 lat temu. „Głupsi” oznacza posiadający mniejszą wiedzę, znacznie słabiej łączący fakty, znacznie gorzej rozumiejący zależności między nimi. To zaś z kolei oznacza, że stają się znacznie podatniejsi na wszelkiego rodzaju populizmy, fanatyzmy i propagandę.

To, co Hołownia podaje jako główny argument na poparcie swoich planów – zaangażowanie jakiejś części młodzieży w sprawę klimatu – jest argumentem na rzecz tezy dokładnie przeciwnej. Młodociani klimatystyczni fanatycy, a nawet ci, którzy w ramach tego kursu w fanatyzm jeszcze nie popadli, niemal bez wyjątku powtarzają gotowe frazy, nie wykazując najmniejszego śladu refleksji nad skutkami żądań, jakie stawiają. Nie interesuje ich, ile to będzie kosztować i jak to wpłynie na sytuację polskich rodzin. Nie interesuje ich w dużej mierze właśnie dlatego, że nie wzięli na siebie jeszcze odpowiedzialności, która wiąże się z dorosłym życiem. Nie płacą rachunków, nie muszą utrzymać dziecka, nie kupują paliwa czy oleju opałowego do swojego segmentu. Ich doświadczenie życiowe jest znikome.

Właśnie kategoria doświadczenia życiowego ma tutaj ogromne znaczenie. Nie bez powodu w zawodach związanych z wyjątkowo dużą odpowiedzialnością – na przykład w zawodzie sędziego – jest to jedno z najważniejszych kryteriów. I dlatego sędzią – mimo niedoboru tychże – nie może zostać osoba w wieku 25 lat. 25-latek może mieć prawo karne czy cywilne w małym palcu – są przecież takie osoby – ale nie powinien decydować o życiu innych, bo brakuje mu właśnie wspomnianego doświadczenia życiowego. Mamy tu doskonałą analogię z tematem czynnego prawa wyborczego: nie ma znaczenia, że 16-latek może się autentycznie interesować polityką, znać nazwy partii czy odróżniać Radę Europy od Rady Europejskiej, a tę z kolei – od Rady Unii Europejskiej (czego nie potrafi, nawiasem mówiąc, wielu polityków z wieloletnim stażem), teoretyczna wiedza nie zastąpi bowiem wiedzy życiowej.

Dodajmy do tego obiektywnie istniejące czynniki, oddziałujące na osobę w wieku 16 lat: burza hormonalna, proces dojrzewania, związana z tymi kwestiami skłonność do bezmyślnego buntu i kontestacji wszystkiego, niestabilność emocjonalna. Nie są to jakieś zarzuty pod adresem nastolatków – tak po prostu jest w tym wieku i nic się na to nie poradzi. Z całą pewnością są to natomiast argumenty przeciwko umożliwianiu głosowania osobom w tym wieku.

Hołownia swoim populistycznym postulatem chce nas popchnąć w kierunku pajdokracji, czyli rządów ludzi niedojrzałych. Pajdokratyczne tendencje tymczasem rozpychają się i tak. Podczas różnego rodzaju konferencji, spotkań, kongresów celebrowani są młodociani (acz starsi niż 16 lat) aktywiści, klony Greci Thunberg, wprowadzający do dyskusji ten właśnie pajdokratyczny element. To naprawdę żenujące widowisko, gdy starsi, znacznie więcej rozumiejący z życia ludzie składają hołdy jakimś rozwydrzonym klimatystycznym aktywistom, których jedynym i fałszywym atutem jest wiek.

Zwolennicy argumentacji Hołowni wysuwają standardowo argument, że młodym ludziom trzeba umożliwić wcześniejsze głosowanie, żeby zrównoważyć głosy ludzi starszych. W dyskusji ze mną na Twitterze jeden z działaczy Polski 2050, zresztą z zawodu nauczyciel, nazwał takich wyborców „zramolałymi dziadami” (gratuluję Szymonowi Hołowni podejścia do potencjalnych wyborców). Pozornie jest w tym racja, bo społeczeństwo faktycznie się starzeje. Ale to tylko racja pozorna.

Pojawia się argument, że starsi wyborcy patrzą tylko przez pryzmat własnych potrzeb. Tyle że w ten sposób do wyborów podchodzi zapewne 95 proc. wyborców w ogóle. Czy młodzi wyborcy patrzą inaczej? Wznieść się ponad własny interes w momencie oddawania głosu potrafi bardzo niewielka grupa ludzi. I nie jest to polska specyfika.

Argumentacja zwolenników Hołowni w tym punkcie wskazuje na niezrozumienie istoty demokracji bez cenzusu: jeśli starszych ludzi jest w społeczeństwie więcej, to to właśnie musi mieć odbicie w wynikach głosowania. Przecież demokracja to rządy większości, a jeśli większość jest w starszym wieku, to właśnie ona ma decydujący głos. Chcecie, żeby było inaczej – zmieńcie demografię i płodźcie dzieci zamiast przesuwać granicę prawa do głosowania.

Po drugie – nie ma symetrii między młodymi a starymi wyborcami. Przy wszystkich potencjalnych wadach, jakie możemy przypisać motywacjom starszych wyborców – oni na swoje prawo głosu zapracowali i pojawiające się tu i tam pomysły, aby im je odbierać są nie tylko w oczywisty sposób niekonstytucyjne, ale też nielogiczne. Osoby w końcowym etapie życia nie można porównywać do tej na początkowym. Ta pierwsza ma ogromny bagaż życiowego doświadczenia, ta druga – zerowy. Ba, można by postawić tezę, że to właśnie ludzie u schyłku życia mają większą skłonność do wyborczego altruizmu: wiedzą, że ich czas na tym świecie dobiega końca, ale długo jeszcze będą na nim żyć ich dzieci czy wnuki. I to ich przyszłość bywa dla nich naczelną motywacją przy oddawaniu głosu. Młody człowiek nie ma natomiast perspektywy cudzej przyszłości – jedynie własnej. To zmienia się dopiero w momencie, gdy pojawiają się dzieci.

Wniosek z powyższych rozważań jest taki, że nie tylko nie powinniśmy granicy czynnego wieku wyborczego obniżać, ale wręcz przeciwnie: należałoby pomyśleć o jej podwyższeniu. Na przykład w taki sposób, aby zrównała się z granicą biernego wieku wyborczego do Sejmu.

Tu można by zacząć dyskusję o tym, kto w ogóle powinien mieć prawo głosu. Mnie bliskie są rozwiązania – oczywiście nie jako wzór do skopiowania jeden do jednego, ale jako baza do rozważań – przyjęte w Prawie o sejmikach, uchwalonym przez Sejm Wielki przed zatwierdzeniem Konstytucji 3 Maja. To dokument będący swego rodzaju załącznikiem do Ustawy Rządowej, acz bardzo rzadko wspominany przy okazji obchodów naszego narodowego święta – zapewne właśnie dlatego, że wprowadzał cenzus oparty, mówiąc w uproszczeniu, na stanie posiadania. Przy dzisiejszym populizmie politykom niewygodnie jest o tym wspominać, bo ciężko skrytykować twórców konstytucji, a jednocześnie nie sposób ich pochwalić za tak antypopulistyczne rozwiązanie.

Miejmy jednak świadomość, że jakikolwiek rodzaj cenzusu – czy to majątkowego, czy wykształcenia, czy jakiegokolwiek innego – nie jest dzisiaj w grze i debata o nim jest jedynie intelektualną zabawą. Miłą, ale czczą. Natomiast pomysły na zmianę granicy czynnego wieku wyborczego, jakkolwiek wymagające zmiany ustawy zasadniczej, są argumentem w debacie politycznej. Dlatego warto je analizować.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka