Tym razem piszę o przyczynkach do poprzednich tekstów dotyczących niezwykłych "sukcesów " Rosyjskiej Armii, która powinna nadal nazywać się "Czerwona", tylko obecnie ze wstydu...
Tradycyjnie "pożyczyłem " je od nieocenionej Julki Łatyninej, której pozostaję dozgonnym dłużnikiem, a które są tak smakowite, iż nie oparłem się chęci podzielenia się nimi z czytelnikami.
Gdy opisywałem heroiczny bój rosyjskich stoczniowców z własnym dokiem pływającym w Murmańsku, nie mogłem zrozumieć jednej rzeczy - dlaczego właściwie chcieli z powrotem zwodować ten pół lotniskowiec "Admirał Kuźniecow"? Przecież remont kapitalny z wymianą systemu napędowego był zaplanowany na półtora roku, zaczęli go pól roku temu, więc pozostał jeszcze rok pobytu w doku pływającym. Nawiasem mówiąc, aby ocenić wielkość wyczynu murmańskich dokerów trzeba wiedzieć, że dok PD-50 miał 330 m długości i 67 m szerokości, czyli zmieściło by sie na nim parę boisk piłkarskich !
Teraz wreszcie jestem oświecony, po prostu Admiralicja, zachęcona przez Kreml postanowiła kolejny raz "naprężyć muskuły ".
Parę miesięcy temu w Rosji odbyły się największe w jej dziejach ( po rozpadzie Sowieckiego Imperium ) manewry wojskowe "Wostok", w których oficjalnie wzięło udział 300 tys. żołnierzy z całym sprzętem, w efekcie których NATO, jak to kochają określać Rosjanie powinno "narobić w spodnie ". Jak się zresztą okazało, faktycznie w ćwiczeniach wzięło udział raptem 30 tys. ludzi, a tamtą imponującą liczbę osiągnięto prostym sposobem - po prostu podliczono łączną liczbę wszystkich żołnierzy , służących w 3 okręgach wojskowych, gdzie prowadzono manewry :-)
Być może w odpowiedzi, NATO pokazało swoje zęby i aktualnie toczą się największe od upadku ZSRR manewry morsko-lądowe w Norwegii z udziałem 50 tys. żołnierzy i marynarzy, dotyczące obrony kraju przed atakiem ze Wschodu. Bierze w nich udział również amerykański lotniskowiec atomowy ( zresztą, podobnie jak okręty podwodne, Amerykanie mają je tylko atomowe ) "Harry Truman" ze swoją grupą lotniskową.
Dlatego wojskowi geniusze na Kremlu postanowili zwodować "Kuźniecowa" i wysłać go w aktualnym stanie na morze, aby pokazać, że Rosjanie też mają swój lotniskowiec. Ponieważ jeszcze nie zaczęto demontować starego systemu napędowego, prawdopodobnie można go było uruchomić ponownie, a z Murmańska na morze przy Norwegii jest blisko. Czym się to skończyło, już wiemy...natomiast nową wiadomością jest, że uszkodzenia "Kuźniecowa" na skutek upadku wielkiego dźwigu portowego z doku na jego pokład są o wiele poważniejsze, niż początkowo mówiono, ten dźwig zresztą nadal leży na jego pokładzie startowym i w Murmańsku chyba nie ma możliwości go zdjąć. Co dalej z podkulawionym lotniskowcem i samym dokiem ( już nie ) pływającym zobaczymy później, w każdym razie wszelkie prace będą możliwe dopiero na wiosnę.
A teraz część tłumacząca tytuł notki.
Opisywałem wpadkę GRU, w czasie której wyciekła informacja o tym, jak to oficerowie "Razwiedki " masowo rejestrowali prywatne samochody pod adresem siedziby głównej GRU. Okazało się, że naliczono ich 305, natomiast cena sprzedaży w internecie utajnionej bazy danych, która dotyczyła tych samochodów, wynosiła 2 tys. rubli. Tak więc po przeliczeniu na europejską walutę koszt "spalenia" jednego agenta niegdyś potężnej i groźnej organizacji wywiadowczej wynosi AŻ 8 eurocentów ! Biedny Bond ( James Bond ) spalił by się z zawiści :-)
Co symptomatyczne, ostatnio Putin pojechał do Akademii GRU, gdzie jego wystąpienie można podsumować znanym zwrotem - nic się chłopcy nie stało, nic się nie stało! Obiecywał, że znów rosyjskie Służby staną się potężne , jak za danych lat, nic również nie słychać o rozliczeniu się z winnymi tej serii katastrof, szczególnie w dowództwie GRU. Wygląda na to, że polityka bezkarności "Siłowników ", jeśli tylko nie sprzeciwiają się Carkowi, będzie kontynuowana, mimo katastrofalnych efektów takiego postępowania, które właśnie oglądamy. W każdym razie należy sie wygodnie rozsiąść w fotelu, zapewnić zapas popcornu i czekać na bis :-)