kemir kemir
1374
BLOG

Udawany świat portali społecznościowych

kemir kemir Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 58

Tekst zainspirowany treściami z mediów społecznościowych, popularnych portali internetowych i Salonu 24.pl

Jedną z moich pasji jest fotografia. Niekiedy dla złapania oddechu, pogrążenia się w otchłani surrealistycznych marzeń, lub po prostu dla złapania dystansu do pędzącego świata, oglądam fotografie mistrzów "malowania światłem". Działa to podobnie jak nastrojowa muzyka, albo targająca emocjami literatura. Wyzwala identyczne, niesamowite emocje: od refleksyjnego przygnębienia, po entuzjastyczną euforię. Uwielbiam fotograficzne portrety ludzi znanych i tych zupełnie anonimowych, twarze stare i młode, twarze, w których czytać można jak w książkach i w które - chociaż są one nieme - można się wsłuchać jak w doskonałą muzykę. W fotografiach mistrzów, a zwłaszcza w fotografiach królowej portretu, Annie Leibovitz, portretowani ludzie, chociaż mówią o sobie wszystko,  mają neutralny wyraz twarzy. Neutralny nie znaczy nijaki, ale ja - jako odbiorca - a nie wiem czy oni byli szczęśliwi czy smutni w momencie robienia zdjęcia. Nie grają żadnej wyuczonej roli, nie udają nikogo kim nie są - są naturalni i neutralni. Są prawdziwi, tak jak świat który jest tłem opowieści, którą  daje się wyczytać ze zdjęcia.


Gdybym miał czytać świat np. z Facebooka, który jest właściwie książką z obrazkami, to uznałbym, że żyję na planecie powszechnej szczęśliwości. Gdzie nie spojrzeć, widać zdjęcia uśmiechniętych ludzi, prezentujących rozradowane twarze na tle gór, morza, zielonej łąki albo luksusowego jachtu. Mam wrażenie, że ktoś im wręcz nakazał wstawić te uśmiechnięte gębki, opatrzył je z tagiem "#szczęście”, bo tego wymaga społeczny "przymus" i "obowiązek". Nie można wstawiać zdjęć, na których jesteśmy smutni. Nawet nie wypada nam robić takich zdjęć. Nie wypada pokazywać osobistego smutku. Nie wolno dopuścić do sytuacji w której, ktoś mógłby pomyśleć, że czasem jesteśmy słabi, że nie wszystko sprawia nam zadowolenie, a nawet że przeżywamy traumatyczne dramaty.


Oczywiście porównywanie zdjęć Annie Leibovitz z tymi na "fejsie" nie ma sensu. Ale gdzieś w głowie rodzi się pytanie: który świat jest prawdziwy? Albo inaczej: czy świat Facebooka nie jest przypadkiem światem udawanym, ułudą, iluzją, która zwodzi jak fatamorgana spragnionego wędrowca? A przecież Facebook i cała urozmaicona gama podobnych mediów społecznościowych, to tak naprawdę świat w pigułce, ekstrakt zglobalizowanego świata, w którym codziennie miliony ludzi przegląda się jak w zwierciadle. "U stóp Horebu zrobili cielca, i pokłon oddawali bożkowi odlanemu ze złota. I zamienili swą Chwałę na podobiznę cielca jedzącego siano. Zapomnieli Boga, który ich ocalił, który wielkich rzeczy dokonał w Egipcie…" I jak w szklanej kuli maga, widzą  ów świat taki, jaki jest im prezentowany. Świat fałszywy. Z udawanym szczęściem. Absolutny miraż. Fantazmat.


Znana z psychologii społecznej, reguła "społecznego dowodu słuszności” mówi o tym, że uznajemy za właściwe to, co robią i myślą inni. Jeżeli "inni" uznają, że Kubuś Puchatek wcale nie opychał się miodkiem, ale wcinał schabowe, to prędzej czy później uznamy, że tak - "oni" mają rację. Nasze uznanie tego oczywistego kłamstwa, wcale nie wynika z naszego przekonania, po prostu zdecydujemy, że tak jest właściwie. Bo przecież nie chcemy znaleźć się poza grupą "innych" i musimy się do nich dostosować. W niektórych restauracjach pracownicy tej restauracji o określonej godzinie przebierają się w codzienne stroje i zasiadają przy stolikach udając klientów. Dlaczego tak robią? Korzystają z "dowodu tłumu”. Widząc ludzi w restauracji zakładamy, że skoro wybrali to miejsce, to na pewno jest tu dobre jedzenie, miła obsługa, atmosfera i … warto też tu wejść i zjeść coś dobrego. Na ruchliwej i zatłoczonej stacji metra w Nowym Jorku zatrudnieni specjalnie asystenci liczyli, ilu pasażerów korzystających z metra rzuca pieniądze ulicznym muzykom. Efekt był mierny. Po pewnym czasie zdecydowano się na eksperyment:  zanim nieświadomy niczego przechodzień zbliżył się do muzyka, podstawiona osoba wrzucała kilka monet do kapelusza grajka tak, aby nadchodzący to widział. W rezultacie liczba przechodniów, którzy zdecydowali się wspomóc muzyka, wzrosła ośmiokrotnie.


Ten eksperyment trwa i nie ma końca. Wszyscy w nim uczestniczymy i nawet o tym nie wiemy. Wrzucamy monety do kapeluszy grajków i burzymy jednocześnie ostatnie granice niekompetencji, wstydu i żenady. Zacierają się zupełnie granice między mirażem, a światem realnym. Pisanie o świecie widzianym przez "innych" na opak, stało się wobec nich agresją. Coraz trudniej wykazać, że to, co jest publicznie deklarowane, jest dokładnym zaprzeczeniem tego, co realizowane. "Inni" zaprzeczą i wyrzucą śmiałka w głębiny ostracyzmu -  w najlepszym razie z etykietą głupca. W gorszym - z łatką ksenofoba, faszysty, bolszewika albo płaskoziemca. "Inni" dokonali nie lada sztuki - sprawili, że ludzie zupełnie stracili rozeznanie co się dzieje w świecie, a ci, co jeszcze próbują się odnaleźć, przypominają podróżnika błądzącego w dżungli. Bez kompasu i maczety.


Seneka zwracał uwagę, że życie większości ludzi jest zakłamane i obliczone na poklask uznania. Dostrzegał on w tym źródło troski i niepokoju, jeśli postępuje  się z taką obłudą,  że nikomu nie odsłania się szczerze prawdziwego oblicza.  "Jakąż udrękę musi sprawiać wieczne czuwanie nad sobą i nieustanna obawa,  żeby się nie dać przypadkiem zaskoczyć w innej  roli, niż jaką z reguły odgrywamy! (...), jaką przyjemność i spokój mogą mieć ludzie, którzy swe życie wiecznie prowadzą pod maską?”


Kto nas zmusił, że pracujemy bez ustanku nad tym, żeby upiększyć i zachować nasze istnienie urojone, a zaniedbujemy prawdziwe? Udajemy prawie wszyscy - od udawania na "fejsie" szczęśliwych, po udawanie zapracowanych, mądrych, bogatych czy oczytanych. Mężczyźni udają niekiedy dobrych mężów, kobiety udają orgazmy, dzieci udają, że się uczą. Politycy udają zatroskanych , rządy udają, że są zaangażowane w czynieniu dobra dla rządzonych, dziennikarze udają rzetelnych, piosenkarze, że umieją śpiewać, lekarze, że leczą, piłkarze, że potrafią kopnąć piłkę. Nawet niektórzy duchowni udają, że wierzą w Boga. Udawanie rozprzestrzeniło się w świecie szybciej, niż jakakolwiek epidemia. Dziwne, bo przecież krzesło, które widzimy codziennie, jest dla nas rzeczywiście krzesłem a nie dziwną geometryczną figurą. Dzieje się tak dzięki uwarunkowaniom kulturowym i historycznym, w jakich się wychowaliśmy. Dlaczego zatem rozmawiamy o mirażach, nie dostrzegając świata takim, jakim jest rzeczywiście? Tylko wtedy, kiedy nasz mózg stara się nadać sens temu, co widzimy na podstawie fałszywych informacji, powstają złudzenia, czyli iluzje. Wniosek? Najbardziej prosty z możliwych - ufajmy temu, co widzimy. Porzućmy złotego cielca. Brońmy się przed projekcją ze szklanej kuli. Tylko tyle.


Inaczej z "prawdziwości" pozostaną nam tylko zdjęcia Annie Leibovitz. Problem tylko w tym, że nie każdy będzie umieć je przeczytać.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo