Zdjęcie ilustracyjne: budynek Sądu w Johannesburgu, wrzesień 2016 r. Zdjęcie własne
Zdjęcie ilustracyjne: budynek Sądu w Johannesburgu, wrzesień 2016 r. Zdjęcie własne
Aleksandra Aleksandra
3582
BLOG

RPA: kara czy zemsta? Czyli o "incydencie z trumną" i sprawie Walusia

Aleksandra Aleksandra Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 46

W przygotowaniu mam (kolejny już) tekst o podwójnych standardach. Uwzględniłam tam nowy przypadek karania więzieniem za użycie rasistowskiego określenia wobec osoby czarnoskórej, ale z uwagi na nowe elementy w sprawie, o której pisałam, przygotowany wpis postanowiłam odłożyć na później. Dzisiejszy temat też w zasadzie pasuje do tematu podwójnych standardów, ale nie o nich będę pisać.

Piszę o dwóch sprawach, formalnie ze sobą nie związanych, ale związanych z tytułowym pytaniem, na które odpowiedź zostawiam Czytelnikom. W pierwszej sprawie są elementy nowe, w drugiej nic nowego się nie

Sprawa Oosthuyzena i Jacksona czyli incydent z trumną

Stali Czytelnicy pamiętają pewnie opisywany przeze mnie tzw. coffin assault, czy coffin incident co przetłumaczyłam, jako "incydent z trumną":

https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/818301,rpa-incydent-z-trumna-oraz-czarny-poniedzialek

https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/960411,zabity-z-powodu-slonecznikow-czy-rzeczywiscie,3

https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/1009039,republika-poludniowej-afryki-tym-razem-sa-tez-dobre-wiadomosci,2

Jeśli jednak ktoś nie czytał lub nie pamięta, a nie chce lub nie może sięgnąć do linków wyjaśniam krótko (zaznaczam na zielono, by ktoś, kto zna sprawę mógł opuścić ten fragment):

Willem Oosthuyzen (częściej, ale błędnie nazwisko pisane, jako Oosthuizen)  i Theo Jackson pracowali na farmie. W 2016 r. przyłapali na kradzieży miedzianego kabla Victora Mlotshtwę. Taka przynajmniej była ich wersja wydarzeń, bo Victor Mlotshtwa twierdzi, że jedynie przebywał na farmie czekając na autostop. Dalszy przebieg wydarzeń też nie jest do końca jasny, pewne jest jedynie to, że Oosthuyzen i Jackson postanowili zniechęcić intruza do wchodzenia na teren pilnowanej przez nich farmy oraz (co jest bardzo prawdopodobne) kradzieży. W tym celu kazali Mlotshtwie wejść do trumny, a następnie straszyli go, że do trumny włożą węża oraz, że trumnę podpalą. Ten fragment udokumentowali na nagraniu, które następnie umieścili na youtube. Groźby z wężem i podpaleniem nie wykonali, nie jest jednak jasne czy sami wypuścili pokrzywdzonego, czy też pokrzywdzony uciekł. Victor Mlotshtwa udał się na policję dopiero gdy zobaczył video (po ok. 3 miesiącach). Twierdził, że oprócz bycia porwanym i zastraszanym został jeszcze pobity. Ślady miały się do tego czasu zagoić, ale wersję o pobiciu uprawdopodobnił inny świadek, który też miał zostać pobity (też nie przedstawił obdukcji).

Sąd jednak uwierzył we wszystko co Victor Mlotshtwa  i Delton Sithole (tak nazywał się świadek) zeznali, poza jedną kwestią: rzekomego posiadania przez Willema Oosthuyzena broni, którą miał grozić. Od tego jednego zarzutu oskarżonego uniewinniono. Do zarzutu zastraszania, porwania i pobicia oskarżenie dodało jeszcze zarzut usiłowania zabójstwa. I ten zarzut sąd uznał za udowodniony, jakkolwiek miało być to absurdalne. Willem Oosthuyzen skazany został na 16 lat więzienia , w tym 5 w zawieszeniu (tego typu wyroki - część "do odsiadki" część "w zawiasach" są dość często praktykowane w RPA - czego np. polskie prawo nie stosuje), a Theo Jackson na 19 lat więzienia, w tym 5 również w zawieszeniu. Tak więc wyroki bezwzględnego więzienia wynosiły 11 i 14 lat. Wyższy wyrok dla Jacksona wiązał się z tym, że oprócz wymienionych zarzutów uznano go też winnym zniszczenia dowodu przestępstwa (trumny). Drugiego grudnia 2019 roku sąd apelacyjny częściowo uwzględnił wnioski obrony i skrócił oba wyroki do pięciu lat, odrzucając zarzuty pobicia i usiłowania zabójstwa.

Oskarżeniu spędzili już w więzieniu dwa i pół roku, co daje im prawo do ubiegania się o zwolnienie warunkowe. Zwolnienie takie uzyskali w lutym 2020 roku. Happy end? Niestety nie. 3 marca 2020 r. Ministerstwo Sprawiedliwości i Więziennictwa zadecydował o anulowaniu decyzji Rady ds. Zwolnień Warunkowych, a nawet posunęło się do zapowiedzi wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do członków Rady https://www.power987.co.za/news/justice-ministry-revokes-coffin-assault-convicts-parole/.

Jeden ze skazanych (Theo Jackson) zdążył wyjść już na wolność, będzie więc musiał wrócić do więzienia. Drugi z oskarżonych przebywał jeszcze w więzieniu, więc ma tam pozostać. Decyzja ministerstwa wywołała wielkie rozgoryczenie w społeczności Afrykanerów. Na facebookowej stronie Patriot vir Minderhede pojawiła się informacja na ten temat, łącznie z numerem konta, na które można wpłacać na pomoc prawną dla skazanych. Na pewno będzie odwołanie do sądu. Sprawa jest bezprecedensowa, gdyż minister odwołuje już podjętą i wykonaną decyzję. Minister ustami swego rzecznika zapowiedział zresztą, iż nie jest to jedyna decyzja o zwolnieniu warunkowy, która została odwołana. W innych przypadkach decyzje o odwołaniu zwolnienia warunkowego mogą być bardziej zrozumiałe (w przypadkach sprawców gwałtów czy zabójstw, o ile prawdopodobieństwo recydywy jest duże), ale i tak z czysto prawnego punktu widzenia niedopuszczalne, tak jak np. niedopuszczalne jest odwołanie decyzji o ułaskawieniu, nawet jeśli nie było ono uzasadnione.

Niepokój budzi uzasadnienie odwołania decyzji o zwolnieniu warunkowym. Zdaniem ministerstwa zwolnienie zawierało błąd formalny, polegający na tym, że nie było konsultacji z ofiarą. Mlotshtwa był bowiem z decyzji o zwolnienie niezadowolony. Uzależnianie losów skazanego od postawy pokrzywdzonego na pozór może wydawać się słuszne, ale jest niezgodne z poczuciem sprawiedliwości, którą wymierza sąd.  Jeśli to ofiara ma decydować o karze to tylko jeden krok dzieli nas o samosądów, kiedy to ofiara decyduje również o winie. Przy wymierzaniu kary istotna powinna być postawa sprawcy, szkoda jaką wyrządził, a przy decyzji o zwolnieniu warunkowym przede wszystkim ryzyko ponownego popełnienia przestępstwa. Pozostawianie decyzji w rękach ofiary to popieranie ludzi zawziętych, nie umiejących przebaczać, pełnych nienawiści, czasem też kompleksów, ludzi którym satysfakcję przynosi cierpienie drugiego człowieka. Również ostrożnym trzeba być w drugą stronę - jeśli ofiara przebacza i godzi się na warunkowe zwolnienie, a przestępca nie został zresocjalizowany i jest duże prawdopodobieństwo, że skrzywdzi jeszcze kogoś innego - to byłabym ostrożna.

Sprawa Walusia

Niestety wygląda na to, że władze RPA jeszcze w większym stopniu niż do tej pory uwzględniać będą postawę ofiary, w przypadku gdy chodzi o zwolnienie warunkowe. Źle to rokuje w sprawie Janusza Jakuba Walusia - Polaka przebywającego od niemal 27 lat (minie 10 kwietnia 2020) w południowoafrykańskim więzieniu.
O sprawie pisałam wiele razy, więc może dam jedynie trzy linki, w których są odwołania do innych:

ostatni: https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/1008426,granice-absurdu-czyli-znow-o-sprawie-walusia

ten, gdzie wykładam argumenty na rzecz starań o jego zwolnienie: https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/931868,do-przyjaciol-i-wrogow-janusza-walusia

oraz recenzję książki Cezarego Łazarewicza na temat sprawy Walusia https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/997698,cezary-lazarewicz-o-januszu-walusiu .

Znów w skrócie: Janusz Waluś przyjechał do RPA w 1981 r. 10 kwietnia 1993 r. zabił Sekretarza Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej (SACP) Chrisa Haniego, wierząc, że w ten sposób nie dopuści do przejęcia władzy przez Afrykański Kongres Narodowy (ANC) i właśnie sojuszniczą SACP.  Za swój czyn skazany został na karę śmierci, niemniej jednak już wtedy obowiązywało moratorium, a później karę tę zniesiono, więc wyrok zamieniono na dożywocie. Początkowo w przypadku skazania na dożywocie można było starać się o warunkowe zwolnienie po 15 latach, później po 20. Po paru odrzuconych prośbach, w marcu 2016 r.  Waluś otrzymał warunkowe zwolnienie decyzją sądu. Decyzję jednak zaskarżył Minister Sprawiedliwości Michael Masutha. Od tego czasu sprawa trafia na przemian do sądu, który każe ministrowi uzasadnić decyzję, a następnie do ministra. Przez cały ten czas Janusz Waluś pozostaje w więzieniu. 

Uzasadnienia odmowy bywają rozmaite, często kuriozalne, ale często pojawia w nich jako argument negatywne stanowisko rodziny zabitego, a ściślej wdowy - Limpho Hani, bo stanowisko córki Lindiwe już tak jednoznaczne nie jest. Limpho Hani jest jednak nieprzejednana. Oficjalnie mówi, że zależy jej na tym by podał wspólników zbrodni, ale jedynym wspólnikiem Walusia był skazany wraz z nim Clive Derby-Lewis, obecnie nieżyjący. To on był "mózgiem" zamachu, jeśli były jakieś inne osoby (różne są na ten temat spekulacje) to znał je Derby Lewis, ale wiedzę swą zabrał do grobu. Zasady konspiracji zabraniają informowania bezpośredniego wykonawcy o innych osobach stojących za zleceniem jakiegoś czynu zabronionego. Czy Limpho Hani o tym nie wie? Trudno w to uwierzyć, gdyż jako żona działacza nielegalnej wówczas partii musiała tego typu zasady znać. Jej córka Lindiwe, w rozmowie z Łazarewiczem powiedziała: „Nie sądzę, żeby moja mama na to [zwolnienie Walusia] pozwoliła. Jeśli będzie to od niej zależało, on nigdy nie opuści więzienia”.  W świetle decyzji nowego już ministra, którym został Ronald Lamola, nadzieja, że zwolnienie nie będzie zależało od pani Hani jest słaba. Nie znaczy to jednak, że w ogóle nie ma nadziei. Pozostaje ona w decyzji sądu, który w końcu może zdobyć się na odwagę i odrzucić stanowisko ministra. Precedensowe mogą tu okazać się wyroki sądów rozpatrujących odwołania od anulowania decyzji o zwolnieniach warunkowych innych osób. Sprawa jest świeża, więc wyroków takich jeszcze nie ma.

Z moich obliczeń wynika, że Janusz Waluś jest obecnie najdłużej przebywającym w więzieniu człowiekiem w RPA,  przynajmniej jeśli chodzi o sprawców przestępstw o charakterze politycznym. W przeszłości dłużej w więzieniu przebywał Nelson Mandela - uwięziony 5 sierpnia 1962 r., zwolniony 2 lutego 1990 r., a więc 27 lat i niemal 6 miesięcy. Jednakże jeśli wziąć pod uwagę, że od grudnia 1988 r. Mandela przebywał w więzieniu Victor Verster Paarl, gdzie mieszkał w domu przeznaczonym normalnie dla personelu i wyposażonym w basen, ponadto od czasu do czasu odbywał krótkie wycieczki w towarzystwie strażników, to może ten ostatni rok należałoby odliczyć i okaże się, że Waluś przebywa w więzieniu dłużej... Najdłużej w południowoafrykańskim więzieniu przebywał Dimitri Tsafendas. W 1966 r. zabił on prezydenta Hendrika Verwoerda. W tym czasie obowiązywała kara śmierci, ale Tsafendas uznany został za niepoczytalnego. Został jednak umieszczony nie w zakładzie dla psychicznie chorych, lecz w więzieniu. Dopiero w 1994 r. został przeniesiony do zakładu dla psychicznie chorych, gdzie w 1999 r. zmarł. Obecnie pojawiają się próby pośmiertnej rehabilitacji Tsafendasa, jako człowieka, który zabił architekta apartheidu (https://www.dailymaverick.co.za/opinionista/2018-12-06-why-dimitri-tsafendas-should-be-seen-as-a-national-hero/).

Prawdopodobnie Janusz Waluś jest też jednym z najdłużej przebywających w zagranicznych więzieniach obywateli polskich (w tym momencie jest już wyłącznie polskim obywatelem, gdyż zrzekł się obywatelstwa RPA). Polskie władze mają obowiązek troszczyć się o swoich obywateli, nawet tych, którzy kiedyś złamali prawo. Prawdą jest, że nie mogą wpływać na postanowienia sądów. Mogą jednak zwracać się do organów władzy wykonawczej, a więc właściwego ministra o to by nie blokował postanowień sądów i wyraził zgodę na warunkowe zwolnienie, ewentualnie do prezydenta by ułaskawił skazanego. Tego rodzaju przypadki w różnych krajach nie są może praktyką rutynową, ale, przy odpowiednich  zabiegach dyplomatycznych są możliwe. Przykładem może być ułaskawienie Michała Paulego - Polaka skazanego w Tajlandii na dożywocie (początkowo na śmierć) za handel narkotykami. Polak wyszedł z ciężkiego więzienia po 10 latach. Oczywiście, handel narkotykami to nie to samo co zabójstwo, a warunki w tajlandzkim więzieniu są dużo gorsze niż w więzieniach RPA, choć w tych ostatnich też daleko do standardów UE. Istota sprawy pozostaje jednak taka sama - prawne możliwości władze polskie mają, stwierdzenie więc, że nic się nie da zrobić jest więc nieprawdziwe.

Pozostaje jednak pytanie czy władze naszego kraju chcą cokolwiek robić, a jeśli nie chcą - to czy przyczyną jest wewnętrzne przekonanie, że Janusz Waluś "jest mordercą, a mordercy nie należy pomagać" czy też obawa przed narracją ze strony opozycji w rodzaju "władze RP broni <>", co może przełożyć się na spadek poparcia w kolejnych wyborach.  Jeśli chodzi o pierwszą sprawę to chodzi o kwestie humanitarne. Dotyczą one nie tylko samego Janusza Walusia, ale też jego rodziny - córki, która ostatni raz widziała ojca, gdy była nastolatką i wnuczki, która dziadka nie widziała wcale, a także dalszej rodziny. Jeśli więc władze mają opory przed wstawianiem się za "mordercą" nie powinny mieć oporów przed czynieniem starań na rzecz sprowadzenia go do kraju, chociażby nawet celem odbywania kary w Polsce, co z punktu widzenia dyplomacji jest łatwiejsze (poprzedni minister Borys Budka takie rutynowe działania rozpoczął na prośbę skazanego). W kwestii drugiej - mogę jedynie zaapelować o więcej odwagi i wiary w swój elektorat. Można zresztą kwestię Walusia połączyć ze sprawami sprowadzenia do kraju innych skazanych zagranicą, jeśli oczywiście wyrażą taką chęć. W zasadzie można przedstawić na forum  Unii Europejskiej projekt skoordynowania działań mających na celu sprowadzenie do kraju wszystkich obywateli UE przebywających w więzieniach poza granicami UE, zwłaszcza w krajach, gdzie standardy więziennictwa odbiegają od unijnych. Przedstawiona w tak szerokim kontekście walka o sprowadzenie do Polski Janusza Walusia straci piętno (niesprawiedliwe, ale obecne) "obrony mordercy".

Na koniec tradycyjny już apel do Władz Państwowych by nie bały się działać, uwierzyły, że sukces jest możliwy oraz okazały empatię, jeśli nie samemu skazanemu to jego Rodzinie. Jeśli jednak (zakładam też i taką możliwość, choć uważam za dalece mniej prawdopodobną) władze podejmują jednak jakieś działania, tyle że (dla dobra sprawy) ich nie nagłaśniają to życzę by skończyły się one sukcesem i z góry przepraszam za niesprawiedliwą ocenę.

Oczywiście tradycyjny też już apel do Pana Janusza Walusia: mimo raczej pesymistycznego tonu mojego wpisu - proszę nie tracić nadziei. Stosunkowo często się bowiem zdarza, że korzystne rozwiązanie przychodzi nie wtedy, gdy wszyscy się go spodziewają, ale gdy właśnie wiara w szczęśliwe zakończenie słabnie.

Z ostatniej chwili:

już mając zamiar opublikować ten tekst natrafiłam na taką oto "perełkę" https://bydgoszcz.wyborcza.pl/bydgoszcz/7,48722,25748657,posel-pawel-olszewski-zada-wyrzucenia-z-pis-radnego-mickusia.html. Chodzi o to, że poseł PO chce by Jarosław Kaczyński wyrzucił z PiS, Jerzego Mickusia, gdyż ten w Dniu Żołnierzy Wyklętych szedł w marszu, gdzie był transparent określający tym mianem Janusza Walusia. W oskarżeniach ze strony Olszewskiego pada szczególnie krzywdzące wobec Walusie określenie "neonazistowski morderca". Stryjek Janusza Walusia był więźniem nazistowskich niemieckich obozów koncentracyjnych. Janusz Waluś nie jest i nigdy nie był neonazistą. Za takie określenie Paweł Olszewski mógłby mieć sprawę o pomówienie. Immunitet poselski nie uniemożliwia założenia sprawy cywilnej. Fakt, że Janusz Waluś nie mógłby stawiać się na rozprawy też nie jest przeszkodą, bo reprezentowałby go adwokat. Oczywiście adwokat kosztuje, a nie mając nieograniczonych zasobów finansowych lepiej przeznaczyć pieniądze na walkę o uwolnienie niż o to by gdzieś małymi literkami pojawiły się przeprosiny i na to zapewne osoby używające sformułowania "neonazista" liczą. Proszę by Państwo napisali czy chcą bym w następnym wpisie zajęła się "rozbiórką na czynniki pierwsze" tego tekstu, czy też nie ma to większego sensu.

Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka