Na sobotni lub niedzielny obiad wystarczy jedna kaczka; jeśli zaprosiliśmy gości – kupujemy dwie (dla ośmiu biesiadników. Jeśli ma być ich więcej, zwiększamy odpowiednio liczbę kaczek). Ptaki kupujemy w całości (chyba, że ktoś jest milionerem, ale wtedy ma służbę i nie czyta moich notek o gotowaniu). Z odcięciem skrzydeł, piersi i udek poradzi sobie każdy (no – początkujący poświęci na to odpowiednio więcej czasu), ale to NAPRAWDĘ nie jest żadna sztuka tajemna. Korpus, szyję i skrzydła składamy w ofierze garowi rosołowemu, dorzucając obraną włoszczyznę, cebulę, kilka ząbków czosnku, kawałek liścia lubczyku i ze dwa suszone grzyby (jeśli mamy dobrej jakości suszoną włoszczyznę, to bez wahania rzucamy ją rosołowi na pożarcie). Łyżeczka soli, doprowadzamy do wrzenia, przykrywamy szczelnie pokrywką i gotujemy tak ze 3-4 godziny.

Natomiast piersi i uda myjemy, osuszamy i układamy w brytfannie z dodatkiem następujących ingrediencji: majeranek, tymianek, plastry cebuli i czosnku, sól, pieprz, kilka pigw pokrojonych na ósemki i pozbawionych gniazd nasiennych.

(Chodzi mi o pigwy – owoce wielkości i kształtu gruszki lub jabłka – nie zaś o owoce pigwowca).

Brytfannę wstawiamy do piekarnika – 180 stopni, 2,5-2,45 godz.

Zostawiamy w zamkniętym piekarniku jeszcze co najmniej na godzinę i delektujemy się przepysznym, rozpadającym się, soczystym mięsem!