Muszę przyznać, że hierarchowie KK nie przestają mnie zaskakiwać. Nawet nie wiedziałem, że do tej pory KK nie wie na której nodze ma stać, jeśli chodzi o rozwody. Przy czym KK polski jawi sie jako wyjątkowo zapyziały, dogmatyczny i niemoralny. Niemoralny, potepiając ludzi, którzy żadnej krzywdy nikomu nie wyrządzili, jedynie z różnych względów wystąpili przeciwko pewnej, na zewnątrz, a i dość mocno wewnątrz KK kwestionowanej wykładni niejasnych słów z którejś z księg kościelnych.
Nie mają problemów z rozwodami żydzi, którzy bądź co bądź mają niezaprzeczalne pierwszeństwo w kwestiach biblijnych, nie mają muzułmanie, mimo że ich stosunek do małżeństwa jest dość anachroniczny, nie mają wreszcie inne główne denominacje chrześcijańskie. Zresztą, podobny bezrozumny i niezrozumiały upór wykazuje KK i w niektórych innych kwestiach, jak gdyby idąc wbrew woli boskiej. Ot chociażby taki celibat księży katolickich, obwarowany setkami usprawiedliwień i czarodziejskich zaklęć, tyle tylko, że dość późny i bezpodstawny religijnie.
W ciągu ostatniego bodaj półwiecza dokonała się na świecie, a ostatnio coraz silniej i w Polsce swego rodzaju protestantyzacja katolików, którego to procesu hierarchia polskiego KK usilnie nie zauważa, szczelnie zamykając oczy. Protestantyzacja polegająca między innymi na tym, że wierni rezygnują z pośrednictwa kleru, proboszcza w interpretacji zawartych w Ewangeliach, Biblii a i Katechizmie wskazówek moralnych stosując własne czytanie i rozumienie. Dotyczy to zwłaszcza spraw moralności seksualnej. Odrzucanie rygoryzmu dogmatycznego na rzecz moralności wyrozumowanej, tak jak to napisałem w pierwszym akapicie - skoro nikomu nie wyrządzam krzywdy, to czyn mój jest moralnie obojętny, skoro zaś krzywdę wyrządzam, to nawet jeśli w zgodzie z dogmatami - moralnie obojetny nie jest.