Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
6305
BLOG

PiS już przegrał

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 170

Ponieważ zebrała się już ponad setka komentarzy, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć, a wielu z komentatorów nie zrozumiało sedna sprawy bolduję, by nikomu nie umknęło:

Każdy niekorzystny dla Birgfellnera wyrok będzie podważony. Prawnicy nie będą mieli problemów z udowodnieniem, że ich klient nie mógł liczyć na sprawiedliwy proces. Na poparcie będą mieli oficjalne wypowiedzi najważniejszych polskich polityków, z premierem Morawieckim na czele, które były oczywistymi naciskami władz politycznych na niezawisłość wymiaru sprawiedliwości. Po spotkaniu Jarsoława Kaczyńskiego z Prokuratorem Generalnym oraz przeciekach z prokuratury dla prorządowych mediów żadne dementi nie wystarczą. 

Nie chodzi jednak o nadchodzące wybory jedne i drugie, tylko o sprawę znacznie poważniejszą.

Zgodnie z tradycją polskich przegranych powstań najpierw damy się sprowokować do walki na terenie wybranym przez przeciwnika a następnie dostaniemy honorowe bęcki, i jeszcze raz, i jeszcze raz, aż krew pójdzie z nosa, a my przełykając łzy wściekłości zmieszane z łazami bólu będziemy odgrażać się po porażce z daleka i puszyć honorowym zwycięstwem, gdy publiczność dawno rozejdzie się do domów.

Wcale do tego nie musiało dojść, była możliwość negocjacji i targów, jak to czasami w biznesach bywa. Prezes i doradcy wybrali wyjście najgorsze z możliwych, spławili partnera w interesach, zostawiając go z niespłaconymi rachunkami za zamówione prace i dyszącego żądzą zemsty za wystawienie do wiatru i potraktowanie jak pętaka.

Sprawa - przecież sam Jarosław Kaczyński mówił o tym, jest to nagrane - wymagała maksymalnej dyskrecji, bo dotykała mniej interesów a bardziej delikatnej sfery polityki. Prezes mówił też, w napadzie niespotykanej u niego szczerości, odsłaniając swoje bezbronne podbrzusze, że nie może dostać sie do prasy, że kiedykolwiek niekierowana przez niego spółka, niemająca do tego żadnych związków z kierowaną przez niego partią, planowała budowę dwóch wieżowców. Do tego na działce o nieustalonych prawach własności i bez pozwolenia na zabudowę o projektowanych gabarytach.

Nastepnie, świadomy tego wszystkiego, Jarosław Kaczyński prowokuje Geralda Birgfellnera do podjęcia właśnie tych kroków. Birgfellner nie widzi innej możliwości, by wygrać, a obawa prezesa wskazuje mu najskuteczniejszą drogę postępowania - jak największy publiczny rozgłos i jawność. Widzi swoją szansę w tym, w czym prezes widzi największe zagrożenie - w pełnej otwartości.

Nawet w tym momencie, gdy pierwsze materiały trafiają do Gazety Wyborczej, istnieje dla PiS możliwość ograniczenia skutków spowodowanej przez prezesa i doradców z zarządu spółki Srebrna katastrofy. Ale do tego potrzeba było dwóch składników - analizy skutków wybranych strategii postępowania i przekonania Jarosława Kaczyńskiego, że konfrontacja przy odsłonietej kurtynie, co ja mówię kurtynie, kulisy też są odsłonięte, wszystko odbywa się na widoku.

Wybrano więc konfrontację i atak propagandowy. Owszem, zdyscyplinowane szeregi partjnych propagandzistów - płatnych i ochotniczego ORMO - zdołaly przekonać najwierniejszych z wiernych - ale niewielu poza nimi.

A potem było juz tylko gorzej. Pierwsza porada prawnika do klienta w takiej sytuacji brzmi - morda w kubeł. Ani słowa. Mówi tylko prawnik. Tak właśnie postepują prawnicy Geralda Birgfellnera. Odcięli swojego klienta od kontaktów z prasą, by nie chlapnął czegoś niepotrzebnego. Tymczasem zardzewiała machina propagandowa PiS miażdży wszystko na swej drodze. Tylko że miażdży własne pozycje obronne, jedną po drugiej.

W tej chwili wygląda, że sprawa Srebrnej jest już rozstrzygnięta, nim pojawiła się w sądzie. Najważniejsze błędy zostały już przez PiS popełnione. Co nie znaczy, że nie ma już materii do popełnienia nowych. Po zapoznaniu się z dotychczasowymi wyczynami amatorskiej ekipy mozna się spodziewać kolejnych fajerwerków niekompetencji, potykania sie o własne stopy, wypowiedzi, których skutków nikt nie przewidział, chociaż powinien był.

Z wypowiedzi prawników Birgfellnera wynika, że właściwie odpuścili sobeie postępowanie przed polskimi sądami, traktując je jedynie jako uwerturę przed skierowaniem sprawy do rozstrzygnięcia przed trybunałem ponadnarodowym. Skrzętnie notują wszystkie wystąpienia obrońców nieskazitelnej uczciwości Jarosława Kaczyńskiego (swoją drogą infantylny jest ten wbijany przekaz partyjny o braku osobistego majątku, skromnym życiu czy nieprzeklinaniu w trakcie negocjacji). A powodem tego jest całą wiązanka zaszłości, które wskazują, według nich, że Birgfellner nie może liczyć na sprawiedliwy wyrok w sądzie zależnym od nacisków politycznych. Popatrzmy co tu mamy: słowa premiera Morawieckiego stanowiące pośrednia wskazówkę dla sądu jak ma postepować (na korzyść uczciwego prezesa, oczywiście), zapewnienia rzeczniczki partii i całego korowodu funkcjonariuszy partyjnych jako dowód na brak jakichkolwiek związków spółki Srebrna z partią PiS. I znowu - te wszystkie partyjne apologie i zapewnienia to są wyraźne naciski polityczne na sąd. Wreszcie wczorajsza tajna narada Jarosława Kaczyńskiego z ministrem sprawiedliwości i jednocześnie Prokuratorem Generalnym, Zbigniewem Ziobrą i następujący po niej, i być może skutkiem jej, przeciek z prokuratury do mediów sojuszniczych mający skompromitować wiarygodność Birgfellnera. Przypomnijmy taki drobiazg, że to nie Birgfellner jest podejrzany o popełnienie przestępstwa. Zaprzeczenia Ziobry, poniewczasie, wydaja sie mało wiarygodne, nacisk na prokrator prowadzącą sprawę ze strony nadzoru Prokuratury Generalnej wysoce prawdopodobny. 

Z tego wszystkiego najbardziej nie rozumiem postępowania Jarosława Kaczyńskiego między złożeniem zawiadomienia o przestępstwie w piatek a informacją o plkanowanej publikacji Gazety Wyborczej. Miał całe dwie doby na podjęcie stosownych kroków w celu zduszenia tlącego sie pożaru. Nie uczynił nic. Nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji? Wydawało mu się, że zapobieże katastrofie masywną akcją dywersyjną i rozpylaniem sztucznej mgły? Stawiał na skompromitowanie swego niedawnego partnera biznesowego metodami opracowanymi przez partyjne massmedia i inne przekaźniki? Wierzył w swoją moc perswazyjną i erystykę (ale ona robi najwieksze wrażenie na wiernych wyznawcach)? A mże zwyczajnie i po ludzku żal mu się zrobiło dużego wydatku i straconych pieniędzy? Jest w całej sytuacji coś z bezradności PZPR w ostatnich akordach PRLu, partia była całkowicie odklejona od rzeczywistości, bez kontaktu z nastrojami społecznymi i jej funcjonariusze, przekonani, że wygraja z amatorami bez doświadczenia.

Przegrali

Jarosław Kaczyński też już przegrał. W tej właśnie sprawie. Czy lawina nia wywołana ruszy pełnym pędem, czy się rozproszy tego nikt jeszcze nie wie. Ale to przypomina rozległą katastrofę typu smoleńskiego. Wszystki sygnały ostrzegawcze wyją PULL UP, PULL UP, jest jeszcze czas na ratunek, ale załoga bezsilnie wpatrzona w deskę przyrządową nie potrafi podjąć słusznych decyzji. Zderzenie wydaje się nieuchronne.

PS. Czy zanotowaliście, że oba komplety oryginalnych dokumentów zostały przekazane do spółki Srebrna? Oba. Oryginałów. To wielka pokusa, by coś się z nimi nieprzyjemnego wydarzyło. Ale jeśli choć jeden papierek się zawieruszył...


Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka