Napaści na ratowników to objaw zdziczenia. Fot. PAP
Napaści na ratowników to objaw zdziczenia. Fot. PAP

Skandaliczne napaści na ratowników medycznych. „Objaw zdziczenia”

Redakcja Redakcja Służba zdrowia Obserwuj temat Obserwuj notkę 41
Fizyczne ataki na ratowników medycznych to codzienność. A okres wakacyjny, obfitujący w okazje do picia alkoholu, sprzyja takim zachowaniom.

W Polsce w systemie opieki zdrowotnej jest blisko 22,5 tys. ratowników medycznych, prawie tysiąc pracuje w Straży Pożarnej, około 500 w Policji, a kolejnych 100 w innych służbach.

Napaści na ratowników to objaw zdziczenia

– Bez nich opieka nad pacjentem nie byłaby możliwa. Mówię to jako lekarz z długoletnim stażem pracy, także w pogotowiu ratunkowym – przekonuje dr Janusz Marek, lekarz rodzinny i medycyny pracy. – Napaści na ratowników, lekarzy, pielęgniarki i wszystkich, którzy niosą pomoc ludziom chorym i w potrzebie to objaw zdziczenia. Przecież nawet na wojnie czerwony krzyż symbolizujący ratowanie zdrowia i życie jest szanowany. A tak właśnie działają ratownicy.


Od początku tygodnia doszło do co najmniej kliku spektakularnych ataków na ratowników. W Garwolinie 23-latek, który trafił na SOR z urazem głowy, zaatakował ratownika, groził mu i opluł go. W Zawierciu pijany 57-latek na ulicy znieważył dwoje udzielających mu pomocy ratowników medycznych, dodatkowo uderzył ratowniczkę w twarz i kierował wobec niej groźby karalne. W podszczecińskim Przecławiu 42-latek „zdenerwował się', że medycy nie chcą poczekać z transportem do szpitala, aż zapali papierosa. Pijany rzucił się na załogę pogotowia, jeden z ratowników trafił do szpitala z urazami nóg.


Takich przypadków było dużo więcej. "To tylko czubek góry lodowej"

– Proszę mi wierzyć, że takich przypadków było dużo więcej. To tylko czubek góry lodowej – mówi Ireneusz Szafraniec, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych. – Jako ratownik medyczny z 35-letnim stażem mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że takich przypadków było w tym czasie więcej. Tyle, że część kolegów zapewne machnęła ręką mówiąc: "a co prawda trochę mnie tam pacjent poszarpał, ale nic mi nie jest, a po sądach włóczyć mi się nie chce" – opowiada Szafraniec. – Jest też tak, że policjanci wezwani przez ratowników często lekceważą sprawę. Sam ostatnio byłem świadkiem takiego przypadku. Koledze mąż kobiety, której udzielano pomocy, rozwalił nos. A policjanci nawet nie zabrali agresora na komisariat

Ireneusz Szafraniec zwraca uwagę, że rosnąca liczba ataków wcale nie wiąże się z brakiem szacunku dla pracy ratowników. W rankingach społecznego zaufania Polacy plasują ich tuż za strażakami. Przyczyny ataku według prezesa PTRM są dwie. Pierwsza to słaba kondycja służby zdrowia, która powoduje frustracje tych, którzy odbili się od drzwi lekarza rodzinnego i nie zostali przyjęci przez lekarza na SOR. - Dla nich jesteśmy pierwszymi przedstawicielami służby zdrowia, na których mogą tę frustrację wylać - opowiada Ireneusz Szafraniec. Pamiętam, że jak spotkałem się w sądzie z mężczyzną, który na mnie napadł podczas pracy. Widziałem, że szczerze żałuje swojego zachowania w stresującej chwili.

Drugi powód to brak świadomości, że atak na ratownika wykonującego swoje zadania jest traktowany tak, jak atak na funkcjonariusza publicznego. – Gdy pijana i agresywna osoba widzi radiowóz i mundur policyjny, od razu mięknie, agresja paruje. A na ratowników reaguje dokładnie odwrotnie – tłumaczy Ireneusz Szafraniec. – Trzeba społeczeństwu przypominać, że za atak na ratownika medycznego grożą trzy lata za kratami.


Ataki na ratowników medycznych - dane napastników należy publikować

Jego zdaniem wizerunki i dane osób, które dopuściły się ataków mogłyby być, przynajmniej w niektórych przypadkach, decyzją sądu, podawane do wiadomości publicznej. To mogłoby mieć działanie prewencyjne. Wyjaśnia też, że ratownicy, zwłaszcza ci z dłuższym doświadczeniem mają swoje sposoby, by radzić sobie z agresją. – Staramy się wyczuwać, kiedy trzeba milczeć i ignorować zaczepki, a kiedy trochę huknąć na takiego typa – mówi. – Czasami wiadomo, że to nie podziała. Trzeba po prostu udać, że idzie się do samochodu po sprzęt, odjechać na bezpieczną odległość i czekać na policję.

Zdaniem prezesa PRTM medykom przydałyby się szkolenia nie tyle z fizycznej obrony, co psychologiczne, z negocjacji, ze sposobów rozładowywania agresji, bo przeciwko komuś z urazem głowy chwytów judo czy paralizatora nikt przy zdrowych zmysłach nie użyje. – W czasie pandemii liczba ataków na ratowników zmalała, ale po jej zakończeniu, zwłaszcza w okresie wakacji, gdy jest dużo okazji do picia alkoholu, towarzyskich spotkań, a letnia pogoda nastraja do przygód i liczba ataków znów rośnie. Blisko 90 proc. z nich dokonywanych jest pod wpływem alkoholu. Dlatego chciałbym zaapelować do mediów, by nagłaśniały sprawę, uświadamiały ludziom bezsens i konsekwencje takiego zachowania – dodaje Ireneusz Szafraniec.

Tomasz Wypych

Źródło zdjęcia: Napaści na ratowników to objaw zdziczenia. Fot. PAP

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo