Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Były urzędnik NATO chwali polski rząd. "Polska przejęła rolę lidera"

Redakcja Redakcja Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 24
Ogromne inwestycje w polską zbrojeniówkę widać gołym okiem. Zauważa to również były wieloletni wysokiej rangi urzędnik Kwatery Głównej NATO Jamie Shea. – Jeśli Polska zrealizuje swoje plany, to będzie miała więcej czołgów niż Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania razem wzięte – twierdzi ekspert.

Polska ostro inwestuje w zbrojeniówkę 

Państwa członkowskie NATO uzgodniły w 2006 r. docelowy poziom wydatków na obronność w wysokości 2 proc. PKB, przy czym 20 proc. tego budżetu musi być przeznaczone na sprzęt wojskowy. Docelowo, poziom ten zostanie osiągnięty w przyszłym roku. Polska nie tylko zwiększyła finansowanie z nieco ponad 2 proc. PKB w roku 2022 do niemal 4 proc., ale przeznacza ponad połowę tych środków na nowoczesny sprzęt wojskowy. W obu kategoriach jesteśmy obecnie liderami. Zauważa to również Jamie Shea, były wieloletni wysokiej rangi urzędnik Kwatery Głównej NATO, a obecnie ekspert związany z kilkoma instytucjami naukowymi, m.in. z Uniwersytetem w Exeter i think-tankiem Chatham House.

"Polski rząd doskonale zdaje sobie sprawę z zagrożeń na jakie kraj jest narażony zarówno ze strony Rosji, jak i Białorusi, i wychodzi z założenia, że członkostwo w NATO, bez względu na to, jak pożyteczne, nie może zastąpić zdecydowanych działań na rzecz obrony na poziomie narodowym. Biorąc pod uwagę rozległe, stosunkowo płaskie terytorium, które - jak pokazuje historia - może zostać szybko i z katastrofalnymi skutkami zaatakowane przez obce armie, nie dziwi fakt, że Polska kładzie nacisk na konwencjonalną obronę lądową i powietrzną" - podkreśla Shea, który był m.in. rzecznikiem NATO w czasie interwencji w Kosowie (1999r.) oraz Zastępcą Asystenta Sekretarza Generalnego Sojuszu ds. nowych wyzwań związanych z bezpieczeństwem (2010-2018).

"Oznacza to, że aspekt obrony morskiej na Bałtyku będzie musiał w większym stopniu należeć do NATO i być współdzielony ze Szwecją, Danią, Niemcami oraz USA i Wielką Brytanią. Obrona przed niekonwencjonalnymi zagrożeniami, takimi jak cyberataki lub sabotaż infrastruktury krytycznej, a także bezpieczeństwo energetyczne i odporność społeczna będą również wymagały wysokiego stopnia współpracy z UE i transatlantyckimi partnerami Polski" - analizuje ekspert.


Więcej czołgów niż Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania razem wzięte

Jak zaznacza, "Polska z pewnością przejęła rolę lidera w zakresie obrony konwencjonalnej w NATO i jeśli jej plany zakupowe zostaną zrealizowane, będzie miała więcej czołgów niż Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania razem wzięte".

"Kwestią otwartą pozostaje pytanie, czy Polska może poprawić swoje relacje z Niemcami i zachęcić Berlin do budowania przyszłej konwencjonalnej obrony NATO wokół wspólnych polsko-niemieckich ciężkich dywizji pancernych oraz zintegrowanej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej" - zastanawia się Jamie Shea.

Przypomina, że jeśli nasz kraj osiągnie wyznaczony sobie cel, jakim jest wydawanie 4 proc. PKB na obronność, to będzie to dwukrotność celu wyznaczonego przez NATO, co jest unikalne w Europie. Zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę trudności, jakie mają inne europejskie państwa - Niemcy, Francja, Włochy - w osiągnięciu tego celu.

"Wzmocni to przywództwo Polski i znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej w Sojuszu" - przewiduje Shea.

"W przeszłości szybki wzrost gospodarczy pozwolił Prawu i Sprawiedliwości zapewnić wyborcom jednocześnie wydatki obronne, jak i socjalne. Ta równowaga finansowa i budżetowa może być trudniejsza do utrzymania w przyszłości, jeśli tempo wzrostu gospodarczego w Polsce spadnie, a wydatki na obronność znacznie wzrosną" - ostrzega.

Wydatki na obronność powinny przynosić korzyści polskiej gospodarce

Wyjściem z tej potencjalnej sytuacji byłoby zapewnienie, by inwestycje obronne przynosiły realne korzyści polskiej gospodarce, uważa ekspert.

"Rząd powinien zadbać o to, żeby wydatki na obronność przynosiły korzyści polskiej gospodarce pod względem produkcji krajowej, transferu technologii, bezpośrednich inwestycji zagranicznych w ramach offsetu za duże kontrakty obronne. Powinny one sprzyjać tworzeniu miejsc pracy dla wysoko wykwalifikowanych specjalistów w przemyśle wytwórczym i technologicznym w Polsce. W ten sposób rząd będzie mógł argumentować, że +broń i masło+ nie wykluczają się wzajemnie" - konkluduje Jamie Shea.

MP

Fot. PAP/Radek Pietruszka

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo