A więc wojna. Hejterzy z opcji, hejterom przeciwnej opcji zarzucają hejtowanie a razem od hejtu się odżegnują i z hejtem czyli z sobą walkę zapowiadają. Ja tam w to nie wierzę i piszę swoje. Jedynie przepłaciłem za dzisiejszą prasówkę i abonament. W sieci to wszystko dzieje się za darmo.
Chciałem napisać coś optymistycznego na piątek, na sobotę i na niedzielę. Może także na poniedziałek. W tym celu zakupiłem tygodniki papierowe i dzienniki, normalne w kiosku, jak kiedyś. Co prawda, także za ery papieru mówiło się, że „papier wszystko przyjmie” i zachęcano do dystansu w przyjmowaniu treści, ale dziś całym złem ogłoszono pisarstwo internetowe i szkło naścienne, czyli telewizor. Pisarstwo społecznościowe w sieci internetowej, jest jak wiadomo, bez papierowe, bezprzewodowe i w swej masie na ogół bezsensowne a telewizor to najczęściej także telefon i domofon. Jedynie czytelny, jaki można zaryzykować to podział na papier i nie-papier, oraz na telewizję instytucjonalną oraz inny obraz.
Ostrzeżony przez autorytety, że sieć jest specjalnie predysponowana do deprawowania, odłączyłem się bohatersko i zasiadłem do papieru. Czytam, kawę piję, co ciekawszy kawałek kotu streszczę, znowu czytam i zauważam, że to jest ten sam sposób mówienia o świecie, co w internetowej sieci. Tak samo wojują i szczują dopuszczeni do druku autorzy, jak ich siostry i bracia uwięzieni w portalach społecznościowych. Większych różnic nie zauważam, z pominięciem korekty.
Wręcz – i kot z tą obserwacją się zgadza, oraz uzupełnia – bywa tak, że myśl wydrukowana, internetem była zainspirowana. Przy czym, w internecie była hejtem a teraz jest akapitem szacownego autora. Ustalamy więc z kotem, że tu jakieś oszustwo się odbywa. Papierowi, czyli publikujący na papierze, zarzucają łajdactwo, elektronicznym autorom a ostatecznie sami hejt uprawiają, szczują, nawołują, odezwy ogłaszają, bez-obiektywnie i namolnie. Dlaczego?
Bo papierowi walczą z elektronicznymi o wpływy a dalej o honoraria – mówi kot, a kot to wie, bo kumpluje się z kotami tych od papieru. Gdyby sieć przejęła narrację, papier i instytucjonalna telewizja, byliby zbyteczni. – O nic więcej tu nie idzie, mruczy. Napisz to, opublikuj elektronicznie na blogu i idź na spacer. Zaczadzieć można, także od gazet papierowych, równie mocno, jak od tekstów czytanych na ekranie.
Podobne obserwacje dotyczą, wieczornych seansów nienawiści z szkła naściennego czyli z telewizorów. Tu także walka, idzie na noże. A co tam, na noże i samoloty? Tu w zasadzie trwa front wojenny. Kamerowe odziały szturmowe, przy wsparciu wywiadowców, polują na plączące się w wypowiedziach ofiary i sytuacje. Każdy operator kamery, ma w sobie coś ze strzelca wyborowego a dziennikarz z sapera. Operator nawet mruży oko celując obiektywem a dziennikarz, jak saper może się pomylić tylko raz. Jedno głupie pytanie, a nawet brak pytania i bum – mina odpaliła, wnętrzności latają pod sufitem, trzeba szukać roboty. Na takiej wojnie, nawet protesty w EUP nie pomagają. To je bitwa a nie je bajka.
Instytucjonalne redaktorstwo siejące sygnał koncesyjne, walczy z internetowym wolnym rynkiem o wpływy i o swoje przetrwanie. Dlatego z uporem we wszystkich telewizorach z taką samą zaciekłością podkreślają, że hejt wylewa się z sieci. A równocześnie usta mają hejtem wypełnione, aż im się z pod powiek wylewa. Kot obserwuje w tym jedynie walkę o kasę. Bez złudzeń.
Ostatecznie można by rzec, że hejterzy z opcji, hejterom przeciwnej opcji zarzucają hejtowanie a razem od hejtu się odżegnują i z hejtem czyli z sobą walkę zapowiadają. Ja tam w to nie wierzę i piszę swoje. Jedynie przepłaciłem za dzisiejszą prasówkę i abonament. W sieci to wszystko dzieje się za darmo.
JB
Jarosław Banaś, dziennikarz radiowy, autor słuchowisk, nowel, opowiadań, librett, felietonów, podcastów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura