Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
799
BLOG

Antynazistowska jazda bez trzymanki

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

„Afera nazistowska” trwa już od kilku dni, angażuje w debatę coraz to szersze kręgi polityków i publicystów. I choć jest idealną okazją do prowadzenia niezwykle interesujących obserwacji dotyczących bieżącej polityki, nie wiem, co o tym wszystkim sądzić.

Dla Joachima Brudzińskiego była to idealna okazja do „zrobienia dobrego początku”. Jako twardy polityk ma niewątpliwie większą szansę na pokazanie oblicza szeryfa niż miękki Mariusz Błaszczak, który do tego wizerunku by nie pasował.

Otóż obecny szef MSWiA wygłosił wobec Sejmu znakomite przemówienie. Wyraźnie pokazał, że nie ma jego zgody na nazistowskie ekscesy, że będzie twardo je eliminował. Z wielkimi emocjami – tu całkowicie zrozumiałymi – odwołując się do milionów polskich ofiar niemieckich obozów śmierci i wskazując ofiary bliskie jego obozowi politycznemu wyzywał neonazistów od idiotów kryjących się po krzakach, wygrażał, że nie będzie ich tolerował.

Naprawdę dobrze się tego słuchało. I przez moment udało się Brudzińskiemu skutecznie przesłonić „miękkie” opinie Błaszczaka o skrajnych narodowcach. Do czasu. Nie wiedzieć dlaczego, bardzo szybko zaczął schodzić na manowce antyopozycyjnej paplaniny. Nie wiedzieć dlaczego ekscesy neonazistów zestawił z demonstracjami Obywateli RP i atakami na biura poselskie PiS.

Oczywiście, jak to w pisowskiej narracji bywa, dostało się rządom PO-PSL, bo to „za ich czasów” zarejestrowano stowarzyszenie Duma i Nowoczesność, bo to „za ich czasów” DiN dostała status organizacji pożytku publicznego. Oczywiście nikt normalny nie będzie przypisywał PO tolerowania nazizmu w Polsce, ale minister Brudziński miał wyraźną ochotę przyłożyć PO.

Czym goręcej atakował opozycję, tym głośniej robiło się w sejmowych ławach. Ci z PO i .Nowoczesnej krzyczeli, ci z PiS bili brawa. Czar nawoływania – jeszcze przed chwilą – do wspólnego frontu antynazistowskiego przez niego samego został zmarnowany. Opozycja długo nie czekała i podobnym wdziękiem próbowała odmachnąć się Brudzińskiemu. I jak zwykle zapanował chaos.

Smutnym efektem całej tej awantury – jednym z wielu zapewne – były … niemieckie apele o szczegóły neonazistowskich wariactw, co już samo w sobie jest kuriozalne.

I rząd, i opozycja straciły bezpowrotnie szansę na pokazanie, że są sprawy – o co wielokrotnie apelują obie strony – które wymagają ponadpartyjnego współdziałania. Nie o wyjaśnienie afery nazistowskiej, ani o wspólny antybrunatny front tu chodziło. Po prostu i jedni, i drudzy wykorzystali tę sprawę do czynienia wielkiej awantury, do walenia swoich przeciwników po głowach licząc, że ich elektoraty to docenią.

Najbardziej zadziwiła mnie widoczna chęć ministra Brudzińskiego do tego, by poujeżdżać sobie na opozycji, choć skupiając się tylko na sprawie mógł wygrać znacznie więcej. Widać było, że czym ostrzejsze były jego zarzuty pod adresem opozycji, tym ostrzejsze były opozycyjne odpowiedzi pod jego adresem, ale i jeszcze ostrzej atakował minister Brudziński. Po co?

Możliwe są dwie odpowiedzi. Jedna, że PiS tak ma, że wszędzie, gdzie źle się dzieje, widzi winę PO i ich compadres. Druga zaś brzmi dla opozycji znacznie gorzej: PiS kompletnie się z opozycją nie liczy i atakując ją obnaża jej słabość, a minister Brudziński chciał ją po prostu upokorzyć.

Nawet mu się to udało, bo któryś z polityków opozycji mówiący, że nie spodziewał się, że może być ktoś gorszy od ministra Błaszczaka w tym fotelu, tak naprawdę pokazał słabość takiej narracji: nowy szef MSWiA nic jeszcze nie zrobił, a opozycja już wie, że jest gorszy od poprzednika. Tak nie  buduje się poważnego przekazu politycznego.

Walka totalna władzy totalnej z totalną opozycją rządzi się swoimi – totalnymi – prawami. Dla kogoś, kto obserwuje to z boku jest to niezrozumiałe albo jest nie do zaakceptowania. Dla mnie jest niezrozumiałe.

Żałuję, że sprawa „afery neonazistowskiej” nie była okazją dla rządu i opozycji, by skupić się na problemie, że nie udało się pokazać światu, że polska pamięć o zbrodniach nazizmu jest wciąż żywa i co ważne – nieakceptowana. Bo jeśli nawet „wafelkowy nazizm” wygląda cokolwiek kuriozalnie, to nie ma co ukrywać – problem radykalizowania się postaw ideowych jest faktem. Heilujący ONR-owcy na ulicach polskich miast bardzo wyraźnie to udowadniają.

Politycy zamiast poważnego odniesienia się do problemu zrobili kolejną szopkę, skupili się na sobie. Dla uciechy swoich liderów i swojego elektoratu. Tylko Polska gdzieś daleko z tyłu znów została…


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka