Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
8331
BLOG

Czy musimy być prymusami?

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 302
Pomysł konfiskaty „rosyjskich majątków” w Polsce, gdyby miał się opierać na kryterium narodowości czy obywatelstwa, przywodzi na myśl najgorsze praktyki znane w historii

Trudno znaleźć w wypowiedziach rządzących w ostatnim czasie coś niebrzmiącego niepokojąco. Niemal wszystko jest niepokojące, tyle że jedne deklaracje trochę mniej, inne bardziej. Na pierwszym miejscu spraw niepokojących pozostaje niezmiennie „zbrojna misja pokojowa NATO na Ukrainie”. Przy czym, gdy wsłuchać się w deklaracje Amerykanów przed wizytą Joe Bidena w Polsce, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z powtórką ze sprawy MiG-ów 29. Rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki oznajmiła mianowicie, że sprawa będzie omawiana, natomiast USA nie planują wysłania swoich wojsk na Ukrainę. Tłumacząc z dyplomatycznego na nasze: „Jeśli chcecie, Polacy, wejść na Ukrainę na własną rękę, to jak najbardziej możemy was poprzeć politycznie, ale zrobicie to sami lub z tymi, których uda się wam na to szaleństwo namówić; na pewno bez nas”.

Stany Zjednoczone robią cały czas to, co jest paradygmatem anglosaskiej polityki zagranicznej od wieków: starają się walczyć ze swoim przeciwnikiem cudzymi rękami. Tej umiejętności powinniśmy się od nich uczyć. I wydawałoby się, że przecież to właśnie się dzieje, więc udzielajmy Ukrainie pomocy wojskowej, wsparcia moralnego – ale absolutnie nie angażujmy się w tę wojnę czynnie, bo nie jesteśmy na to ani trochę gotowi. Tymczasem okazuje się, że pokłady wzmożenia są w narodzie głębokie i duża część elity najchętniej natychmiast poszłaby na Kaliningrad, a może w ogóle od razu na Moskwę. To znaczy – nie tyle może oni by poszli, co spowodowaliby, że pójdą inni, bo oni w tym czasie siedzieliby w studiach telewizyjnych, być może już za granicą, i zachęcali zwykłych Polaków do wzmożonego wojennego wysiłku.

Miejmy nadzieję, że kolejny zimny prysznic ze strony USA ostatecznie pogrzebie takie pomysły. Choć wnioskując z relacji uczestników spotkania w Kancelarii Premiera, nic nie jest pewne. Zagadką pozostaje motywacja Jarosława Kaczyńskiego, a to może być kluczowe. Widać jasno, że prezes PiS postanowił z Polski zrobić najbardziej ofensywne państwo antyrosyjskiej koalicji, choć co konkretnie mamy na tym ugrać poza artykułami zachwyconych publicystów w zachodniej prasie – na razie nie wiadomo. Przypominam, że to PiS zawsze kpiło z PO (słusznie) jako z ugrupowania goniącego za czczymi pochwałami. Dziś sprawia wrażenie działającego w identyczny sposób.

Czy natomiast kieruje Naczelnikiem jednak nadzieja na jakiś przyszły zysk – ale jaki? – czy może chęć popchnięcia Zachodu do bardziej zdecydowanego gospodarczego odcięcia Rosji, czy czysto osobista ambicja, która staje się u niektórych polityków u schyłku kariery główną siłą napędową, czy też wspomnienie o Smoleńsku, czy jakaś kombinacja pozwalająca mieć nadzieję na skuteczny konflikt prewencyjny poza granicami Polski (w mojej opinii jeśli w ogóle możliwa, to skrajnie karkołomna) – nie wiadomo. Jedno wiadomo na pewno: jest to polityka coraz bardziej ryzykowna.

Na drugie miejsce na liście spraw niepokojących wysunęły się mgliście na razie zarysowane propozycje zmian w konstytucji. Propozycje, które – mam nadzieję – nie zostaną ostatecznie uchwalone. A przypomnę, że do zmiany ustawy zasadniczej potrzeba dwóch trzecich głosów w Sejmie (oraz większości bezwzględnej w Senacie), czyli 307 posłów. Bez współpracy z opozycją to się oczywiście nie uda.

W planach są dwa punkty. Po pierwsze – wyjęcie spod konstytucyjnych progów długu wydatków na armię. To bardzo groźne posunięcie. Już teraz PiS powyciągał wiele wydatków państwa do funduszy celowych. Gdyby skumulować zadłużenie, które tam tkwi, prawdopodobnie przekroczylibyśmy już zapisany w konstytucji próg trzech piątych PKB.

To właściwie wyłącznie dziedzictwo polityki gospodarczej i społecznej PiS. Teraz rządzący chcą, aby ogromne wydatki na wojsko, rzędu 3 proc. PKB, zostały wyłączone z ochrony konstytucyjnej. W praktyce oznacza to otwartą zgodę na generowanie pustego pieniądza. Dzieje się to, co można było podejrzewać: zaczyna się szantażowanie innych sytuacją wojenną. Powtarzać się teraz będzie twierdzenie, że niezwykłe okoliczności usprawiedliwiają wszystko – również zniesienie rygorów finansowych, a także – to już nieco inny wątek – wystawienie na odstrzał dowolnego sektora polskich firm, jak to się teraz dzieje z firmami transportowymi, które woziły towary na wschód. Niekoniecznie do Rosji czy na Białoruś, ale często przez Rosję do krajów położonych dalej, takich jak Kazachstan. W atmosferze bezrozumnego wzmożenia nikt nie zainteresował się skutkami sytuacji na granicy dla sektora TLS, który do niedawna był polską potęgą. Ale po wejściu w życie unijnych regulacji i następnie po rozpoczęciu wojny to już tylko wspomnienie.

Wydatki na wojsko nie powinny być z reguły konstytucyjnej wyłączone. Jeśli PiS chce mieć pieniądze na wojsko, powinien zadbać o lepsze zbalansowanie budżetu, zmniejszenie wydatków i – wreszcie – pieniądze z zagranicy w związku z naszymi wydatkami na przyjęcie uchodźców. Wydatki te są szacowane na 24 mld zł na rok w przypadku przyjęcia w Polsce 2 milionów osób. Polska z obiecanych z różnych stron funduszy nie otrzymała jak dotąd nic.

Tymczasem specustawa przyznała uchodźcom uprawnienia socjalne identyczne z tymi, jakimi cieszą się polscy obywatele, co ma wynikać z dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady UE z 2011, której art. 29. mówi: „Państwa członkowskie zapewniają, aby beneficjenci ochrony międzynarodowej otrzymali w państwie członkowskim, które im udzieliło takiej ochrony, niezbędną pomoc społeczną, równoważną pomocy zapewnianej obywatelom tego państwa członkowskiego”.

Jednak już ustęp drugi mówi: „W drodze odstępstwa od zasady ogólnej określonej w ust. 1 państwa członkowskie mogą ograniczyć pomoc socjalną przyznawaną osobom korzystającym z ochrony uzupełniającej do podstawowych świadczeń, które w takim przypadku są przyznawane na takim samym poziomie i na podstawie takich samych kryteriów kwalifikujących, co własnym obywatelom”.

Zwróćmy uwagę, że dyrektywa bynajmniej nie wymaga – nawet w ustępie 1. – objęcia uchodźców wszystkimi możliwymi świadczeniami społecznymi, jak to zrobiła Polska. Jest tam bowiem mowa o „niezbędnej pomocy społecznej”. Można się zastanawiać, czy np. 500 Plus jest pomocą niezbędną.

Skoro już jednak zdecydowano się na tak szeroki zakres, trzeba też rozumieć, że szerokość tego zakresu dla Polaków determinuje wydatki na uchodźców. Gdybyśmy ograniczyli nasze wydatki socjalne, spadną też wydatki na uchodźców.

Wreszcie najbardziej chyba niepokojącym punktem są rozważania o zmianach w konstytucji, które miałyby pozwolić na zajęcie „rosyjskich majątków”. Wypowiedzi rządzących są tutaj niejasne. Oczywiste jest, że w Polsce swoich majątków nie ulokowali rosyjscy oligarchowie. Nie mają tu swoich jachtów, ale też raczej nie mają pałaców. Przyznając to, premier Morawiecki mówił o „nieruchomościach” należących do Rosjan i wyjaśniał we „Wprost”: „Na spotkaniu z opozycją chcielibyśmy poruszyć kwestię, w jaki sposób Polska mogłaby przeprowadzić zamrożenie i konfiskatę majątków rosyjskich, które znajdują się w naszym kraju”.

Jeśli przeczyta się te słowa ze zrozumieniem, dreszcz przechodzi po plecach. Gdy zamrożenia majątków odbywają się na Zachodzie, dotyczą one osób, które zostały objęte unijnymi sankcjami. Premier o tym nie wspomina. Mówi o majątkach Rosjan w ogóle. To oznacza, że – jeśli potraktować te słowa poważnie – szef polskiego rządu chciałby rozwiązania konstytucyjnego, którego ze swej natury musi być przecież ogólne, a nie wymierzone jedynie w obywateli jednego państwa, a które pozwoli na podstawie kryterium narodowości albo poglądów odbierać ludziom legalnie posiadaną własność. Do takiego wniosku musi prowadzić wzięcie pod uwagę, że przecież jeśli mówimy o majątkach pochodzących z działalności przestępczej, w polskim prawie istnieją już odpowiednie rozwiązania, więc tutaj żadne zmiany w konstytucji nie byłyby potrzebne. Musi zatem chodzić o coś więcej – chyba że mamy do czynienia z dość bezmyślnym piarem.

Mamy tu również mnóstwo praktycznych problemów prawnych. Jeśli zakres konfiskat miałby wykraczać poza unijne sankcje, to jak go opiszemy? Jak zdefiniujemy „oligarchę”? Czy zagrożony ma się czuć każdy obywatel danej narodowości, niezależnie od swojej osobistej historii? Tego typu rozwiązania przypominają karty historii tak ciemne, że nie będę ich tutaj nazywał – i tak każdy wie. A może kryterium mają być poglądy? Jak to ująć prawnie? To byłoby już wejście na ścieżkę skrajnie groźną, bo raz zastosowane takie rozwiązanie można będzie w przyszłości stosować wobec tych, których zapatrywania władzy nie pasują z całkiem innych powodów. Ten scenariusz wydaje się coraz bardziej prawdopodobny w miarę jak zaostrza się retoryka i walka ze wszystkimi, którzy ośmielają się rządową linię w sprawie konfliktu kwestionować. Jeśli lądują oni z automatu w zbiorze „ruskich onuc”, to dlaczego właściwie nie mieliby – w imię zapobiegania „defetyzmowi”, jak w II RP – zostać poddani konkretnym szykanom?

Czy wreszcie ktokolwiek zastanowił się nad konsekwencjami dla Polaków oraz polskich firm, które mają wciąż majątki w Rosji? Retorsja jest niemal stuprocentowo pewna. Tego typu „dywanowy nalot” jest też dla Rosji doskonałym pretekstem do skupienia się na Polsce.

Pojawiła się na dodatek zapowiedź – całkowicie sprzeczna z konstytucją w obecnej postaci – jakiegoś uznaniowego domiaru dla firm nadal działających w Rosji. Czy miałoby to także dotyczyć polskich firm, które inwestowały w Rosji przez lata i teraz tych inwestycji nie są w stanie zlikwidować w ciągu paru tygodni?

Rząd z Jarosławem Kaczyńskim na czele ewidentnie wybrał taktykę stałego wysuwania się na czoło antyrosyjskiego frontu. Ta taktyka niesie z sobą mnóstwo zagrożeń, wewnętrznych i zewnętrznych, a można też zasadnie podejrzewać, że jej główne uzasadnienie jest nie zewnętrzne, ale wyłącznie wewnątrzpolityczne. Na razie trudno dostrzec jakiekolwiek konkretne korzyści, jakie by przyniosła lub miała przynieść.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka