zdjęcie z archiwum Joli; przygotowania w domu Sadowskiego do wyjścia do Harendy
zdjęcie z archiwum Joli; przygotowania w domu Sadowskiego do wyjścia do Harendy
manitooo manitooo
36219
BLOG

Afera pedofilska Sadowskiego: „Sztuka Kochania” według „Dziadzi”

manitooo manitooo Pedofilia Obserwuj temat Obserwuj notkę 102

Poszłam do niego do pokoju na słynne nocne lekcje. Wyszedł do łazienki, wrócił w szlafroku. Gdy zaprotestowałam, powiedział, że idę w złym kierunku i wręczył mi książkę „Sztuka kochania” Michaliny Wisłockiej – opowiada Jola, której wróżono dużą karierę. Wcześniej, gdy miała 14 lat, Sadowski zażądał urodzinowego prezentu: piersi. „Co będzie pan z nią robił?” - zapytała Jola. Odpowiedział: „Będę ją całował i pieścił, będzie moja na zawsze”. Jola poprosiła kolegów muzyków, żeby „coś zrobili”. W 1998 r. na koncercie finałowym warsztatów w Puławach w „Domu Chemika” wielu muzyków wstało z miejsc i krzyknęło: „Zostaw dzieci!!!”. To nie był pojedynczy głos z sali! Jakim cudem ukryto ten fakt medialnie i prawnie, i pozwolono działać bezkarnie pedofilowi jeszcze przez 20 lat? Jakim cudem przyjeżdżał on potem na te same warsztaty i nikt nie reagował? Jakim cudem występował na uroczystościach dla sędziów i prokuratorów? Jakim cudem ściskał dłoń prezydentów Polski?


Mówimy o człowieku, który był wieloletnim prezesem Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, współtwórcą programów telewizyjnych, zasiadał w jury wielu festiwali muzycznych, był niezwykle wpływowym przyjacielem artystów, reżyserów, polityków, biznesmenów, sędziów...
W każdym normalnym kraju po wybuchu afery tej rangi i skali prokuratura błyskawicznie zabezpieczyłaby dowody i przeprowadziła skuteczne śledztwo, organizacje feministyczne objęłyby postępowanie specjalnym nadzorem, wsparły skrzywdzone kobiety i dziennikarzy dążących do prawdy, politycy żądaliby rozliczeń, a media informowały non stop o postępach śledztwa i o nowych doniesieniach na czerwonych paskach. Skutkowałoby to ruchem takim jak #meeto, bo Sadowski nie jest jedynym artystą o lepkich łapach.
W Polsce jest jak zwykle – inaczej, niestety. Media informują dość wstrzemięźliwie, oskarżany przez wiele miesięcy nie został nawet przesłuchany (!), a większość czeka, aż w końcu wszelkie brudy skutecznie zostaną zamiecione pod dywan jak w przypadku słynnej, ale kompletnie wygaszonej afery Dworca Centralnego. No i kiedy w końcu pozwą tego głupiego dziennikarza, który ujawnił aferę!
Jedni w duchu liczą, że „dziadek” uwodził tylko nastolatki, a wtedy w ogóle nie ma problemu (na zasadzie: same sobie winne, skoro chciały robić karierę).
Inni wciąż oszukują się, że nawet jeśli były młodsze, to może tylko je sobie „macał” („Niech sobie Krzysio pomaca te swoje dziewczynki” padło rzekomo z ust znanego autorytetu). W końcu to nic złego? Czego tu się w ogóle czepiać? Co najwyżej można pożartować (w środowisku chodził taki obrzydliwy żart o tym jazzmanie, że jego największym przebojem jest piosenka o tytule: „Chodź maleńka, chodź do dziadzi, dziadzia cię na konia wsadzi”).
Znajomi Sadowskiego oczywiście udają, że nic nie wiedzieli (niektórzy słyszeli jedynie i widzieli „coś tam”, nie myśleli, „że to aż tak”), całą sprawą się brzydzą, uważają za ohydną, nieliczni przejmują się i współczują, no ale w ogóle to porozmawiajmy o klimacie i globalnym ociepleniu.

Cóż, suche fakty są następujące:

  • - Krzysztof Sadowski od wczesnych lat 70-tych molestował i „rozdziewiczał” nastolatki;
  • - potem w latach 80-tych molestował co najmniej dwóch chłopców (Piotra i Marka, w wieku około 12 lat);
  • - przez cztery lata gwałcił Justynę, którą znalazł w domu dziecka (miała 14 lat, gdy zaczął);
  • - w latach 90. molestował niemal oficjalnie nawet 10-latki (co najmniej 2 relacje takich dziewczynek, mówią że wielu dzieciom wkładał rękę pod bluzkę i w majtki; to rzekomo była norma zachowań na wycieczkach i wakacyjnych wyjazdach oraz warsztatach);
  • - także w latach 90. gwałcił co najmniej 5 dziewczynek w wieku od 11 do 14 lat;
  • - w 2017 r. (mając 81 lat) molestował 20-letnią Jagodę (córkę przyjaciółki), skutecznie zniechęcając ją do muzyki i „macał po pupie” 15-letnią Izę (córkę znanego jazzmana, innego wykładowcy z Puław);


Kilka lat wcześniej doprowadził „czymś” do płaczu po sesji w pokoju inną piętnastolatkę (efekt: dziewczyna zrezygnowała z muzyki, dziś jest poza środowiskiem).
Doniesień o tym, że coś próbował, sugerował, proponował, zachęcał, kładł rękę na kolano, przychodził w nocy i głaskał lub „straszył”, żeby włożyć łapę pod kołdrę, doprowadzał dzieci do płaczu tym swoim „macaniem”, trzeba mu było dać po łapach, zachowywał się niestosownie... trudno zliczyć.
W głowie się nie mieści, że tyle osób o tym wiedziało, a nawet było tego świadkiem i prawie nikt skutecznie nie reagował!
Nie oszczędzał przy tym rodziny i dzieci znajomych. Wśród poszkodowanych są znane osoby oraz bliscy. Jednym z molestowanych jest chrześniak, z którym pan Sadowski utrzymywał niezwykle zażyłe kontakty i który uważał go niemal za ojca. Jest córka osoby bliskiej panu Sadowskiemu, której ten proponował seks za pieniądze, gdy miała 13-14 lat (on miał ponad 60.). Jest ktoś równie bliski, którego relacji jeszcze nie ujawniłem (namawiam tę osobę do zgody na publikację). Czy naprawdę powinienem pisząc o tym wszystkim używać słów „rzekomo”, „jak twierdzą”, „domniemane”? Czy te wszystkie osoby mogły to zmyślić, się zmówić, żeby wrobić biednego „Krzysia”, o którego upodobaniach szeptało od dawna całe środowisko muzyczne? Którego zachowania na warsztatach i w klubach budziły powszechne zażenowanie i czasem groteskowo-przerażające sytuacje, ale nikt za bardzo nie wiedział, co z tym dalej zrobić (poza kilkoma groźbami obicia po pysku)?
Żadna z oskarżających osób nie chce od sprawcy grosza. Chcą tylko zdania: „to prawda, skrzywdziłem was, przepraszam”. Pan Krzysztof jednak wciąż utrzymuje, że to pomówienia „jednej chorej psychicznie osoby”.

Pożądana niewinność

Jola pracuje dziś w wielkiej korporacji. Przed laty wróżono jej dużą karierę muzyczną, wysoko oceniano na konkursach, wygrywała wiele festiwali muzycznych. Na jednym z nich poznała szefa Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego.

- Miałam dwanaście lat. Wygrałam festiwal, w jury siedział Krzysztof Sadowski i był dla mnie guru, musiałam go poznać, byłam zafascynowana jego córką. Spotkaliśmy się za kulisami, on mi powiedział: twoje śpiewanie jest wyjątkowe i zaprosił do współpracy. Tak to się zaczęło - opowiada Jola.

Przez prawie dwa lata pan Krzysztof przygotowywał Jolę do tego, co miało nadejść. Zyskiwał jej zaufanie i przyjaźń. Nagradzał, dawał prezenty, płyty, stwarzał atmosferę, w której czuła się wyjątkowo doceniana, obiecywał karierę, wprowadzał w świat mediów (występy w „Co jest grane” w Polsacie i „Ziarnie” w TVP), skomponował dla niej piosenkę i nagrał z nią teledysk. Jola przyjeżdżała ze swojego miasta do domu Sadowskiego, nocowała tam, uczyła się, stawała częścią wielkiej artystycznej rodziny. Zachęcała też do przyjazdu inne dziewczynki ze szkoły muzycznej, w której się uczyła.

- Efekt był taki, że całe autobusy dzieci jeździły do Warszawy. Początkowo niczego złego nie dostrzegałam, nie miałam żadnych ostrzeżeń, że coś może być nie tak. Dopiero dużo później natrafiłam na sytuację, że jedna z dziewczynek wyszła z płaczem z pokoju pana Krzysztofa, ale on tłumaczył, że to z powodu tego, że na nią nakrzyczał za błędy w śpiewaniu. Poprosił, bym jej więcej nie przywoziła ze sobą. Spałam często w domu na Raniuszka, w tym w słynnej piwnicy. Liliana zamykała nas tam na klucz, było to może dziwne, ale się tym nie przejmowałam. Piwnica była zamieniona na studio, było tam dużo ciekawych rzeczy, więc mi się to podobało, fascynowało mnie. Można było poszperać po zakamarkach, znaleźć zdjęcia i oryginalne kasety Milesa Davisa, a także intymne listy, m.in. od wspaniałego człowieka, Jurka Czuraja, do Marysi. To wszystko było jak z baśni pełnej tajemnic. Czułam się na Raniuszka dobrze, bardzo im wszystkim ufałam, choć nienawidziłam pokoju pana Krzysztofa, bo kazał mi się tam kłaść na łóżko, a ja nie rozumiałam, po co. Mówił: „Posłuchamy muzyki”, a ja pytałam: „A pan też będzie leżał?” Odpowiadał: „Nie, ja posiedzę.” Ale nic mi nie robił. Pewnego dnia zaproponował, że chce być jak mój tata, a ja odparłam: „Ale ja mam tatę”  - mówi Jola.


Uważa, że już wtedy próbował dojścia do niej, jednak postępował z dużym wyczuciem i ostrożnością, wówczas tych działań tak nie interpretowała, nie rozumiała ich. Sadowski powoli zdobywał zaufanie. Wydzwaniał do dziewczynki, prowadził z nią długie rozmowy. Przyjeżdżał do jej domu, nocował tam.

- Próbował być ze mną sam na sam, zapraszał na spacery, ale wtedy moja mama się wtrącała i zawsze chciała nam towarzyszyć. Nadal byłam małą dziewczynką i mama mnie pilnowała, nie miał dostępu i myślę, że to mnie uratowało. Moja mama bardzo dużo ze mną rozmawiała, tłumaczyła, przez co byłam ostrożna, a dodatkowo pyskata. Gdy już miałam pierwsze symptomy, że coś może jest nie tak i miałam przyjechać do domu na Raniuszka, pytałam pana Krzysztofa, czy będzie Marysia, bo wtedy czułam się w tym domu bezpiecznie, wiedziałam, że przy niej nic mi się nie może stać. A jak nie było Marysi, to bardzo mocno trzymałam się z panią Ireną, która tam była gosposią i mam wrażenie, że ona mnie ostrzegała, starała się pilnować przed panem Krzysztofem – relacjonuje moja rozmówczyni. Inna kobieta, której proponował seks za pieniądze powiedziała mi, że pani Irena też ją chroniła, sugerowała, że nie powinna być z Krzysztofem sam na sam.

Bezcenna pierś


Po dwóch latach znajomości Krzysztof Sadowski uznał, że nadszedł czas na rewanż.

- Latem 1996 r. powiedział do mnie: „Znamy się tak długo i jak przyjdzie grudzień, to chciałbym dostać od ciebie na urodziny coś wyjątkowego”. Zapytałam, co to ma być. Odparł: „Chciałbym, żebyś podarowała mi swoją pierś”. „A co pan będzie robił z moją piersią?” - zapytałam. „Będę ją całował, pieścił, będzie moja na zawsze” - usłyszałam. Miałam 14 lat. Nigdy mojej piersi nie dostał. Ale ja wtedy zaczęłam rozumieć, o co chodzi, że coś niedobrego się dzieje i zaczęłam się temu przyglądać uważnie – opowiada Jola.


Nie było jej łatwo się z tym oswoić, bo prawda oznaczała koniec marzeń i szans na muzyczną karierę. Gdyby powiedziała o zachowaniu pana Krzysztofa mamie, ta z pewnością zabroniłaby jej przyjeżdżać do Warszawy.

- To była trudna sytuacja, bo ja tych ludzi kochałam, nie chciałam ich stracić, czułam jednocześnie, że jeśli nie dam mu tej nagrody, to coś mi ucieknie, coś się zamknie, bardzo się tego bałam. Przyszedł któregoś razu jak spałam w domu, wszedł i powiedział: „pamiętaj, nadchodzi grudzień, pierś jest moja”. To było straszne – mówi kobieta.



Grudzień minął, piersi nie dostał, Jola nauczyła się unikać sytuacji, w których mogłaby być zagrożona, pan Krzysztof nie naciskał, miał wiele innych ofiar. Tymczasem rezolutna nastolatka zaczęła wręcz prowadzić swoje prywatne śledztwo, przyglądając się działaniom Sadowskiego wobec innych dziewczynek.

- On cały czas mi mówił, że jestem wyjątkowa, wspaniała, a ja pewnego dnia w jego pokoju w bursie, który był obok naszego pokoju, znalazłam album ze zdjęciami wielu dziewczynek. Nie było zdjęć zdrożnych. Ale było mnóstwo zdjęć dziewczynek leżących w jego pokoju na łóżku i to mnie mocno wtedy uderzyło. Mam wrażenie, że jego kręciła ta niewinność i to, że nad nimi panuje i coś im daje. Zaczęłam przyglądać się innym dziewczynkom przyjeżdżającym do domu i na warsztaty do grupy keyboardzistów, jedynej nieletniej na warsztatach w Puławach. Wniosek był taki, że wszystkie dziewczyny były bardzo ładne, a pan Krzysztof zaprasza je na nocne lekcje, o których już krążyły legendy tak samo jak o tym, że w pokoju pana Krzysztofa sypiają dziewczynki. Była wśród uczennic na przykład miss nastolatek i była taka piękna dziewczyna – Basia. I ta Basia nocowała z panem Krzysztofem w pokoju. Pamiętam, że próbowałam ją stamtąd wyciągnąć. Mówiłam: „Chodź do nas do pokoju, my robimy śmieszne rzeczy, zobaczysz, że u nas jest fajnie. Co ty robisz u tego starego pryka”. Ona jednak była od niego uzależniona. Przez takie działania on mnie miał za wywrotowca, który buntuje przeciwko niemu całą grupę. A o tym, że dziewczynki śpią u niego w pokoju, że udziela nocnych lekcji, wiedzieli dosłownie wszyscy. Pewnego dnia postanowiłam spróbować, co on robi w nocy z tymi dziewczynkami. I powiedziałam, że chcę przyjść do niego w nocy na lekcję. „Ty?” – odpowiedział – „przecież ty tu pijesz piwo, latasz za chłopakami, naprawdę chcesz?” Odparłam: „Tak, bardzo chcę zobaczyć, jak wyglądają u pana lekcje.” No i idę na tę nocną lekcję, on mnie zostawia, rusza do łazienki, wychodzi w szlafroku. A ja sobie myślę: „no to ładnie, wszystko jasne”. Mówię: „Panie Krzysztofie, co pan wyprawia? Traktuję pana jako bliską mi osobę, jest pan dla mnie ważny, a pan robi takie rzeczy?” A on na to wyjął książkę „Sztuka kochania” Michaliny Wisłockiej i powiedział: „Tę książkę czytały już różne dziewczyny i zmądrzały, a ty widzę idziesz w złym kierunku. Weź tę książkę, przeczytaj i jak będziesz gotowa, przyjdź do mnie, to może docenisz na jakim poziomie może być nasza relacja” - opowiada Jola.



To był 1997 rok. Jola miała 15 lat, jeszcze rok utrzymywała relacje z Sadowskim, choć wiele osób ją ostrzegało i prosiło, żeby się uwolniła z tego domu, bo jest toksyczny. W 1998 r. namawia muzyków na akcję „zostaw dzieci”.

- Miałam już szesnaście lat, rozmawiałam otwarcie z wieloma muzykami o tym, co się dzieje u Sadowskiego. Dziś są to bardzo znane osoby. Ostrzegałam też dziewczynki przed Sadowskim. W końcu poprosiłam młodych muzyków, żeby coś z tym zrobili. Wcześniej jeden z wykładowców o mało nie pobił Sadowskiego publicznie. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że z powodu córki (Sadowski ją obmacywał pod kołdrą – przypis MZ), ale ja z tym muzykiem też rozmawiałam, mówiłam mu, co Sadowski wyprawia. Podczas koncertu finałowego grupa kilkunastu mężczyzn wstała i skandowała do Sadowskiego: „zostaw dzieci”. Pan Krzysztof milczał, zszedł ze sceny. Podszedł potem do mnie i powiedział, że nie mam czego szukać u niego. Ja już nie chciałam tam być. Wtedy przyjechał po mnie brat i zabrał mnie z warsztatów. Opowiedziałam o wszystkim rodzicom, oddałam im też tę „Sztukę kochania”. Mama zadzwoniła do Sadowskiego, który zaczął się bronić, że ja tam się źle zachowywałam, że piłam piwo, brałam narkotyki, co było kompletną bzdurą. Ale o tych narkotykach opowiadał też moim nauczycielkom w szkole. Sekował mnie tak, że zrezygnowałam z kariery muzycznej, zostałam prawniczką. Śpiewać nie przestałam, muzyka pozostała moją pasją – mówi Jola.



Wielu muzyków potwierdza, że na sali w Puławach padło „zostaw dzieci”, ale większość mówi, że w tym czasie byli gdzieś za kulisami, nie słyszeli tego dokładnie lub słyszeli z opowiadań innych, nie widzieli, znają tylko z relacji...

Mama Joli miała przez wiele lat wyrzuty sumienia, czy czasem nie przeszkodziła córce w karierze. Dziś widzi, jak niewiele brakowało, by Jola padła ofiarą i była jedną z wielu kobiet, których życie „skończyło się, gdy przekroczyły próg domu na Raniuszka”.

- Gdybym nie miała ogromnego wsparcia rodziców, przydarzyłoby mi się dużo więcej –  kończy Jola.


Wiele potwierdzających się doniesień


Wszystko to brzmi nieprawdopodobnie, dziwnie? Problem w tym, że działania pana Sadowskiego układają się w pewien schemat i powielają. Przykładowo mam relację z Iławy, że tam też zaprosił jedną dziewczynkę (córkę lokalnego polityka) do pokoju na nocną lekcję, a potem poszedł do łazienki i wyszedł w szlafroku. Nigdy wcześniej o tym nie napisałem, więc Jola nie mogła tego nigdzie przeczytać. Według mojego informatora (bardzo znanego muzyka) dziewczynka z Iławy przerażona uciekła przez okno, a jej tata zabronił zapraszać Sadowskiego do Iławy. Z kolei sytuację z przekazaniem „szczególnej” książki opowiedziała mi osoba bardzo bliska rodzinie Sadowskiego, córka brata męża jego rodzonej siostry.

- Dał mi „Pamiętniki Fanny Hill, mówiąc, że dowiem się, jak to jest być kobietą, a potem możemy o tym porozmawiać. Miałam 13 lat – opowiadała.



To zdarzenie miało miejsce na początku lat 70. Spowodowało rodzinną awanturę i zerwanie kontaktów rodziców dziewczynki z Sadowskim i jego żoną Lilianą Urbańską.

Mam też wiele doniesień z Margonina i Chodzieży, że tam też Sadowski zachowywał się wobec dzieci nieodpowiednio. W Margoninie wręcz traktowano go jak wampira, ostrzegając dzieci, że nie wolno im być sam na sam z Sadowskim, pilnując ich w sposób ostentacyjny. Przyjazd szefa PSJ „wizytującego” warsztaty muzyczne wywoływał popłoch wśród kadry.

- To przypominało jakąś komedię. Chodził za nim krok w krok wyznaczony w tym celu strażak i pilnował, żeby nic nie zrobił dzieciom, bo na jednej z lekcji złapał rzekomo dziewczynkę za pierś – opowiada jeden z najlepszych polskich muzyków.


Całkowicie niezrozumiały jest fakt, że mimo takich zdarzeń, skandali, wiedzy o sypianiu dziewczynek w pokoju Sadowskiego, doniesienia na policję, wyrzucania go z warsztatów, akcji „zostaw dzieci”, anonimów, ten człowiek miał takie wsparcie autorytetów, bywał u wielu niezwykle wpływowych osób, w tym u prezydentów Polski, występował przed sędziami i mógł ponownie przyjeżdżać na te same imprezy, na których wiedziano o jego „upodobaniach” i niestosownych zachowaniach. Jest to wręcz niewyobrażalne i powinno zostać teraz bardzo szczegółowo wyjaśnione.

Wciąż dostaję nowe doniesienia od świadków i ofiar. Bardzo ciekawy mail nadszedł od kobiety dziś mieszkającej za oceanem.

„Prowadziłam fanklub gwiazd Tęczowego Music Boksu. Spędziłam wiele czasu w domu Sadowskich. Sadowski miał tam swoją kanciapę/takie swoje studio. Dziewczyny w wieku szkoły podstawowej siedziały mu na kolanach, on je po plecach masował. Liliana (żona) cały czas w domu była, na pewno wiedziała, co on robił. Tak, miał takiego vana czerwonego z kanapą z tylu. Kiedyś mnie i koleżankę zabrał na przejażdżkę i zatrzymał się gdzieś w małej ulicy i nas do tylu wziął i chciał łaskotać i pokazywał jakieś zdjęcia z music boxu. Pamiętam też na kolanach u siebie mnie posadził. Do niczego nie doszło poza łaskotaniem, ale myślę że dziewczyny z biednych domów albo z pokaleczonych rodzin to na pewno były wykorzystywane. Kiedyś przyjechał po mnie do domu, żeby mnie na lody zabrać. Mam teraz 39 lat, wtedy miałam około 14-15, wiec dużo nie pamiętam, ale ja kiedyś na wp wstawiłam komentarz (z 15 lat temu) pod artykułem o Sadowskim, że to zbok i pedofil, ale komentarz został usunięty wtedy. Wtedy inne czasy niestety. Te dziewczyny, które on tam głaskał, macał, na kolana brał pewnie nie kojarzyły jego zamiarów, wtedy to inne czasy były. Dzieciaki chciały się pokazać, że znają Marysię i Sadowskiego i tam innych w TVP. Życzę powodzenia z tą sprawa i jak ma pan jakieś minimal wątpliwości co do prawdomówności tych ofiar to ja potwierdzam, że one mówią prawdę.Sadowski raczej polował na takie dziewczynki, które chciały być bliżej Marysi, bliżej bycia w telewizji, bliżej znanych osób no i dziewczynki, których rodzice ufali Sadowskiemu, że je odwiezie /przywiezie. Ja pamiętam jak kilkanaście razy towarzyszyłam Sadowskiemu i Marysi na nagraniach music boxu i pamiętam całodzienne siedzenie w stacji TVP , gdzie miałam okazję poznać wiele znanych osób. Na tamte czasy dla dzieciaka bycie w Teleranku czy Music Box to była frajda. Moi rodzice nie mieli samochodu wiec Sadowski zawsze proponował, że nas zabierze, i zawsze jak nas odwoził to tego busa zatrzymywał w jakiejś czarnej uliczce. Wtedy nic sobie z tego nie robiłam, ale teraz to aż mi ciarki przechodzą, jak myślę o tym busie z kanapą, poduszkami i zasłonkami! U Sadowskich zawsze było mnóstwo dzieciaków w domu. Sadowski wystarczyłoby ze zaprosił ze dwie czy trzy dziewczynki do tego swojego studia i one od razu haczyk połknęły, bo je nagrywał i chwalił za talent, zawsze mu jakaś dziewczyna na kolanach siedziała.”



Z maila usunąłem dane osób. Wszystkie imiona ofiar w tekście są zmienione, znam ich prawdziwe imiona i nazwiska, nie podaję ich jednak publicznie.

Doniesień jest bardzo dużo. Inna kobieta pisze:

„Gdzieś koło roku 2000 pracowałam jako wolontariusz w magazynie instrumentów w czasie warsztatów jazzowych w Puławach. Pewnego dnia Sadowski przyszedł się przywitać, wyginając mi palec wskazujący przed oczami spytał, czy chcę zobaczyć jego „robaczka”, po czym podał mi rękę i nie chciał puścić dopóki nie dam mu „buzi”. Na szczęście tam cały czas ktoś się kręcił i zaraz mnie puścił i na tym moje kontakty z Sadowskim się skończyły. Wtedy, kiedy opowiadałam o tym na warsztatach, wydawało się, że to tylko sprośne żarty starszego pana. Pamiętam też, że przez kilka lat z rzędu przyjeżdżała wokalistka, którą Sadowski otaczał szczególną „opieką”, ona miała tiki nerwowe i my głupi nastolatkowie wymyślaliśmy wokół niej i Sadowskiego różne teorie. Teraz mrozi krew w żyłach myśl, że to mogła być jego ofiara...”


Dzięki aferze Sadowskiego, otrzymałem bardzo dużo doniesień o innych sprawach. Postaram się wszystkimi zająć. Wkrótce ujawnię nowe sprawy, w tym dotyczące bardzo znanych osób. Całość traktuję jako zbieranie dokumentacji do filmu o prawdziwym obliczu pedofilii w Polsce, o jej kryciu w różnych środowiskach. Moim zdaniem mam już bardzo wstrząsający materiał, który – mam nadzieję – doprowadzi do zmian w prawie, zniesienia przedawnienia takich przestępstw, wdrożenia narzędzi pomocy ofiarom i zmian w procedurach postępowania ze sprawcami i ze zbieraniem dowodów w takich sprawach. Jeśli chcecie wspomóc realizację filmu, prowadzę zbiórkę tutaj:

https://zrzutka.pl/pkw6ys

Możesz też wpłacać dobrowolne darowizny bezpośrednio na moje konto. Wszystko wykorzystam do zrobienia dobrego, niezależnego i bezkompromisowego dziennikarstwa:
Mariusz Zielke
84 1240 1024 1111 0000 0252 2171

Lub na zbiórce na PayPal:
https://paypal.me/pools/c/8hVeZEbuME


Na koniec przeczytajcie jeszcze tego maila, uważam, że jest bardzo mądry i pouczający, więc publikuję go w całości, bez komentarza. Napisała go piosenkarka:

„Nie jestem pewna, czy mój mail będzie przydatny, jednak nie potrafię zostać obojętna na nagłaśnianą przez Pana sprawę. W moim wypadku, całe szczęście, nie doszło do nadużyć fizycznych, ale być może mój głos w tej sprawie okaże się jakkolwiek użyteczny.W 2003 roku wybrałam się na swoje pierwsze warsztaty jazzowe, miałam wtedy 15 lat. Wcześniej przez lata śpiewałam w zespołach dziecięcych, chodziłam do szkoły muzycznej. Wydarzenie to miało dla mnie spore znaczenie. Warsztaty „Od pop music do jazzu” odbywały się w Młodzieżowym Domu Kultury „Centrum” w Chorzowie (dzisiaj cała instytucja przeniosła się w inne miejsce). Krzysztof Sadowski pojawił się w ostatnim dniu, kiedy to prowadził koncert galowy zwieńczający warsztaty. Nie mogę wypowiadać się w imieniu wszystkich ich uczestników, ale czuło się większe niż dotąd podenerwowanie i podekscytowanie z uwagi na to, że to właśnie ówczesny prezes PSJ-u miał nas usłyszeć. Należy dodać, że większość uczestników, poza chyba dwoma czy trzema chłopakami, stanowiły dziewczyny, w większości w wieku szkolnym.Już przed wejściem na scenę byłam zdenerwowana, drepcząc w miejscu, powtarzałam tekst utworu. Wtedy podszedł do mnie Sadowski, rzucając jakimś żartem, najprawdopodobniej mającym na celu rozładowanie tremy. Po moim zejściu ze sceny poprosił, abym zaczekała na niego za kulisami. Ze sceny zapowiedział kolejną wokalistkę i wrócił do mnie. Wychwalał mój talent muzyczny. Porównywał mój głos do Billie Holiday, wyciągnął ze swojej teczki jej płytę i mi ją wręczył. Rzucił też, że „Billie była prostytutką, ale nie w tym rzecz”. Tę uwagę pamiętam dokładnie, bo wydała mi się nie na miejscu, ale uznałam, że przy całym jego słowotoku może rzucił coś nieprzemyślanie. Poprosił o numer telefonu i adres, powiedział, że pomoże mi w karierze, że mam ogromny talent… Oczywiście, że czułam się dowartościowana, a rodzice pękali z dumy.Kilka tygodni później zadzwonił do mnie do domu. Odebrała moja mama, ale Sadowski chciał rozmawiać ze mną. Pamiętam tę rozmowę bardzo dobrze, bo wyczekiwałam jej z niecierpliwością. Najpierw zapytał, czy to ja jestem tą Cyganeczką z ciemniejszymi włosami. Nie wiedziałam, o czym mówi, ale przeszło mi przez myśl, że mógł wziąć numer telefonu nie tylko ode mnie. Następnie zapytał, czy mam chłopaka. Trochę się zdziwiłam, ale uznałam to za „wujkowy żart”. Miałam tylko 15 lat i nie rozumiałam, jaka mogła być intencja jego pytania. Odparłam, że nie, więc zaprosił mnie na Międzynarodowe Spotkania Wokalistów Jazzowych w Zamościu. Uznałam to za ogromną szansę.  Zgodziłam się ze sporym entuzjazmem. Później przeszedł do wypytywania, czy miałabym przyjechać z rodzicami. Wiedziałam, że rodzice nie będą chcieli puścić mnie samej, dlatego odpowiedziałam z całą pewnością, że przyjadą ze mną. Pamiętam, że pytanie padło kilka razy. Nie rozumiałam, co może być dla niego problemem, a Sadowski zaczął się wycofywać. Powiedział, że potrzebne mi demo. Rzucił, że wyśle mi zgłoszenie, które będę musiała wypełnić i odesłać razem z płytą. Nagrałam demo trzy dni później, oczywiście zgłoszenia nie otrzymałam. Miałam poczucie, że gdzieś coś w tej rozmowie zepsułam i tym samym zaprzepaściłam tak wielką szansę.Po latach, a dokładniej chyba cztery czy pięć lat temu przypomniała mi się ta historia. Opowiedziałam ją znajomym muzykom i usłyszałam, że przecież wszyscy wiedzą, że Sadowski to pedofil. Zmroziło mnie. Węszyłam więc, pytając o Sadowskiego znajomych muzyków z innych miast, wszyscy to potwierdzili. Wtedy zrozumiałam, co się stało, a w zasadzie czego cudem udało mi się uniknąć. Powiedziałam o tym swoim rodzicom rok temu. Moja mama przyznała, że podczas nagrywania demo realizator przestrzegł ją, żeby nie zostawiała mnie nigdy sam na sam z Sadowskim. Był jedyną osobą, która chciała nas ostrzec.  Nie jestem w stanie opisać rozgoryczenia i wściekłości na to, że ta kanalia piastowała stanowisko prezesa PSJ-u przez tyle lat, tym samym jeżdżąc na warsztaty i szukając ofiar. Nie mogę zrozumieć, dlaczego NIKT nie był w stanie zareagować, przez co ja i tysiące i dziewczyn byłyśmy narażone na nadużycia i gwałty. Świadczy to o totalnej deprawacji, kolesiostwie i obrzydliwym przyzwoleniu na najgorsze. Warsztaty, w których brałam udział, odbywały się w 2003 roku, Sadowski miał więc wtedy 68 lat, mógł dopuszczać się gwałtów od dekad i nikt nic z tym nie zrobił. Nie potrafię doszukać się informacji ile lat był na stanowisku prezesa PSJ poza notatką biograficzną na jego stronie oraz jedną wzmianką na stronie Onetu o tym, że w 2009 roku został wybrany ponownie. Nie jest przecież możliwe, aby nikt ze ścisłych współpracowników nie wiedział, czego dopuszcza się Sadowski.Oburzają mnie również komentarze muzyków, którzy naśmiewają się z sytuacji. Pytania, czy mają teraz grać z rękami w kieszeniach, żarty o tęczy w nazwie programu, koncentrowanie się na pomyłce w nazwie Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, a nie na samych wydarzeniach, to wszystko jest oburzające i oddające poziom znieczulicy, zobojętnienia i zepsucia obecnego w tym środowisku. Przerażające jest to, że wśród nich są osoby, które były i są nauczycielami i które nadal mają styczność z młodzieżą, a wykazują się potężną ignorancją i bagatelizowaniem problemu, który istniał i przypuszczam, że istnieć będzie nadal, a dotyczy ich uczniów. Nie wiem kim trzeba być, aby przymykać na to oko. Z wielu doświadczeń moich oraz moich koleżanek, wynika, że w towarzystwie generalnie panuje seksizm, uprzedmiotawianie kobiet, nadużycia. Istnieje niemal pełne przyzwolenie na obrzydliwe zachowania, których ze względów prawnych nie można nazwać pedofilią. To uniemożliwia i zniechęca do dalszego rozwijania się i spełniania w tym środowisku. Znacznie zawęża to też grono kobiet, które zdołały się przebić do takich, które godziły się/ godzą się na takie traktowanie, bądź są protegowanymi, mają wsparcie w postaci członków rodzin istniejących w tym światku. Wiele dziewczyn o ogromnym talencie, wykazując się kręgosłupem moralnym w przykrych sytuacjach, zrezygnowało ze swoich muzycznych karier.”


Krzysztof Sadowski nie chce rozmawiać z mediami, nie broni się publicznie, wydał tylko oświadczenie. Publikuję je poniżej.


OŚWIADCZENIE KRZYSZTOFA SADOWSKIEGO

„W związku z pojawiającymi się w mediach nieprawdziwymi informacjami dotyczącymi moich relacji z uczestniczkami programów telewizyjnych „Tęczowy Music Box” i „co jest grane?” oraz podopiecznymi fundacji „Tęcza”, stanowczo zaprzeczam stawianym mi zarzutom. Wszystkie pojawiające się na mój temat „rewelacje” oparte są na pomówieniach jednej osoby, której personaliów nie ujawnię, nie chcąc jej zaszkodzić. Jest to osoba znana mi i mojej rodzinie od przeszło 20 lat i przez większość tego czasu pozostająca z nami w bliskich stosunkach. Niestety, w ubiegłym roku osoba ta poprosiła mnie o przekazanie jej dużej kwoty pieniędzy, które miały posłużyć jej ułożeniu sobie życia. Nie będąc w stanie spełnić tej prośby, ale też mając poczucie nadużycia naszej przyjaźni –odmówiłem. Wówczas, było to w czerwcu ubiegłego roku, zerwała kontakty z nami i skierowała przeciwko mnie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dokładna treść zarzucanych mi czynów nie jest mi znana, gdyż –choć postępowanie toczy się już rok –nie zostałem w nim przesłuchany ani jako świadek, ani tym bardziej jako podejrzany. O toczącym się postępowaniu wiem tylko dlatego, że została w nim przesłuchana w maju br. moja była żona. Chciałbym też wyraźnie podkreślić, że przed publikacją dotyczących mnie materiałów nikt nie podjął próby kontaktu ze mną w celu dowiedzenia się jak wygląda cała historia z mojego punktu widzenia. Jestem osobą w podeszłym wieku i złym stanie zdrowia. Kierowane wobec mnie publicznie oszczerstwa dodatkowo ten stan pogarszają, podważając mój dorobek zawodowy i artystyczny oraz godząc w moje dobre imię. Przede wszystkim jednak sprawa ta odbija się fatalnie na mojej rodzinie, krzywdząc moją żonę i córkę. Staliśmy się obiektem bezpośrednich ataków ze strony obcych nam osób, godzących w naszą prywatność i poczucie bezpieczeństwa. Zachowanie mediów w tej sprawie oceniam jako skandaliczne i nieodpowiedzialne. W poszukiwaniu sensacji posunęły się one nie tylko do ataku na mnie, ale doprowadziły do ataku na całą moją rodzinę. Dlatego też proszę i kieruję tę prośbę zarówno do mediów, które już rzuciły się na mnie, jak i do takich, które dopiero planują dołączyć do tej watahy, o powstrzymanie się od dalszego szkalowania mnie i umożliwienie mi podjęcia obrony w przewidzianej do tego procedurze karnej. Nigdy nie uchylałem się przed współpracą z organami ścigania i jestem gotów –w miarę moich możliwości –pomagać w wyjaśnieniu całej sprawy. Jednocześnie oświadczam, że wobec mediów i osób mnie oczerniających podejmę kroki prawne w celu oczyszczenia swojego imienia i dorobku.”



manitooo
O mnie manitooo

Nazywam się Mariusz Zielke. Byłem dziennikarzem Pulsu Biznesu, wcześniej mniejszych gazetek, pisałem na różne tematy, potem robiłem śledztwa dziennikarskie. Obecnie piszę powieści, głównie na faktach, kryminały, sensacyjne, obyczajowe.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo