Tomasz Grodzki czuje się ofiarą politycznego nagonki. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Tomasz Grodzki czuje się ofiarą politycznego nagonki. Fot. PAP/Darek Delmanowicz

Nowy świadek oskarża Grodzkiego o korupcję. "To ataki polityczne albo efekt szantażu"

Redakcja Redakcja Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 148

Kolejna osoba zgłosiła się do Radia Szczecin, by opowiedzieć historię związaną z lekarską praktyką prof. Tomasza Grodzkiego. Tym razem kobieta miała podarować lekarzowi 2 tys. złotych w kopercie za podjęcie leczenia matki.  

Pani Dorota w 2009 roku spotkała Tomasza Grodzkiego w szczecińskim szpitalu. Lekarz wykonywał zabieg chirurgiczny jej matce - wycinał fragment płuca w związku z nowotworem.

- Czekałyśmy na wynik po badaniach, po usunięciu tego płuca. I wynik miał świadczyć o tym, czy dalsze leczenie będzie opierało się na tym, że będzie podawana chemia, czy też naświetlania. No i tu chodziło dokładnie o to, żeby doktor Grodzki wypisał takie zaświadczenie, sprawdził wyniki i wypisał zaświadczenie, że tak kieruje teraz mamę na badania - mówiła w Radiu Szczecin. 

Z relacji kobiety wynika, że pacjentka Grodzkiego była zrozpaczona i przekazała chirurgowi ostatnie oszczędności. - Matka się rozpłakała i powiedziała w ten sposób: ja mu dałam moje ostatnie oszczędności, dałam mu 2 tysiące złotych w kopercie, a on mnie dzisiaj tak traktuje? Zrobiło mi się bardzo przykro, żal i złość jakaś zapanowała taka nade mną. Nie zastanawiając się wiele weszłam do gabinetu do doktora Grodzkiego, bez pukania, bez niczego i powiedziałam: panie doktorze, chyba możemy teraz porozmawiać. On powiedział, że nie, że mam wyjść, że dzisiaj tej sprawy nie załatwimy, że jakim prawem weszłam do gabinetu, on jest bardzo zajęty. Był bardzo nieprzyjemnym człowiekiem. Powiedziałam mu tylko wprost: panie doktorze, chyba wystarczająco pan dostał on mojej matki pieniędzy - przekazała pani Dorota. 

CBA apeluje do pacjentów, którzy wręczali łapówki

Ostatecznie Grodzki wypisał zaświadczenie. Prokuratura Regionalna w Szczecinie, prowadząca śledztwo ws. korupcji w szpitalu w Zdunowie, poinformowała o sprawdzaniu aż 10 zdarzeń za czasów dyrektora placówki, a obecnie marszałka Senatu. Grodzki uważa, że padł ofiarą nagonki mediów publicznych, ponieważ PiS nie ma przewagi w Senacie. Zastanawia się też, czy osoby pomawiające go zostały zmuszone szantażem czy kolejne doniesienia są efektem zaplanowanej gry politycznej. 

- Nie komentuję działań niezależnej prokuratury, wierząc, że zgodnie z prawem polskim i rzymskim prokurator szuka nie tylko dowodów winy, ale i dowodów niewinności. A autora tych fałszywych doniesień podałem już do sądu za wcześniejsze oszczerstwa - przekazał Grodzki Onetowi. 

- Czy państwo naprawdę nie rozumiecie, że te ataki są czysto polityczne i łatwo przewidywalne? Zawsze następują chwilę po jakimś udanym wydarzeniu z moim udziałem lub po niekorzystnym dla PiS sondażu. Zastanawiam się tylko, czy dana osoba oczernia mnie, będąc przekupiona, zaszantażowana, czy z pobudek ideologicznych i niezrozumiałej nienawiści do mojej osoby coś sobie rzekomo przypomina po latach - rozważał marszałek Senatu. 

Do publicznych mediów lokalnych co jakiś czas zgłaszają się byli pacjenci Grodzkiego, którzy przypominają o wręczaniu łapówek na oddziale profesora. - Osobiście wręczyłem 400 złotych panu Grodzkiemu. Wszedłem, doktor siedział przy biurku, wręczyłem mu 400 złotych, on włożył to do szuflady. To było wszystko - opowiedział jeden ze świadków. Wszystko zaczęło się od wspomnień prof. Agnieszki Popieli z Uniwersytetu Szczecińskiego, która poinformowała o przekazaniu 500 dolarów Grodzkiemu 20 lat temu. Za łapówkę chirurg miał wykonać operację jej matki. Wykładowczyni opowiedziała o tym tuż po wyborze polityka na marszałka Senatu. Potem doprecyzowała, że "czuła presję psychiczną" i dlatego przekazała pieniądze w szpitalu. 

Prof. Popiela wycofuje się z oskarżeń Grodzkiego o korupcję. "Czułam presję psychiczną"


GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka