Fot.: PAP/Waldemar Deska
Fot.: PAP/Waldemar Deska

Jacek Jaworek poszukiwany już dwa miesiące. Nowe fakty w sprawie

Redakcja Redakcja Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 10
Jacek Jaworek, podejrzany o potrójne zabójstwo członków swojej rodziny: brata, jego żony i ich nastoletniego syna, nadal pozostaje nieuchwytny. Wyszły jednak nowe fakty w sprawie, które rzucają na całą historie zupełnie inne światło.

Jacek Jaworek wciąż nieuchwytny

Poszukiwany mężczyzna podejrzany o potrójne zabójstwo swojej rodziny. Mieszkańcy Borowców koło Częstochowy do tej pory nie mogą spać spokojnie, wiedząc, że Jacek Jaworek wciąż przebywa na wolności.

Całą historię opisywaliśmy wcześniej:

To, że mężczyzna w dalszym ciągu pozostaje nieuchwytny nie oznacza wcale, że policja jest w tej sprawie bezczynna. Przed domem rodziny, w którym doszło do makabry od tygodni stoi policyjny radiowóz, czasem nieoznakowany.

Dzięki temu mieszkańcy Borowców mogą poczuć się odrobinę bezpieczniej, często bowiem powtarzają, że żyją w strachu, że Jacek wróci, żeby się zemścić. Krążą nawet legendy, że Jaworek obieca, że wystrzela wszystkich.

Przebieg zbrodni

Tak jak pisaliśmy we wcześniejszych artykułach, śledczym udało się odtworzyć przebieg zbrodni, do której doszło w nocy z 9 na 10 lipca w miejscowości Borowce w gminie Dąbrowa Zielona w powiecie częstochowskim.

Według informacji policji funkcjonariusze przyjechali do domu Jaworków kilkanaście minut po tym, kiedy wezwano ich w związku z awanturą domowników. Było jednak za późno. Policjanci zastali trzy ciała: brata Jacka Jaworka - Janusza, jego żony - Justyny i ich 17-letniego syna - Kuby. Najmłodszy syn Jaworków - 13-letni Gianni zdołał schować się przed napastnikiem.

Sam  52-letni Jacek Jaworek uciekł zanim przyjechała policja i od dwóch miesięcy pozostaje nieuchwytny.

Nieznane fakty

Dziennikarzom Onetu udało się jednak dotrzeć do nieznanych wcześniej faktów, które rzucają na tragedię nowe światło. Poznali informacje przekazywane przez osoby znające kulisy sprawy.

Jak dokładnie wyglądała ta tragiczna, lipcowa noc?

Wieczorem, zanim doszło do tragedii Jacek Jaworek spotkał się z trójką kolegów. Urządzili sobie ognisko w lesie. Podczas spotkania pili alkohol. Mężczyźni przyjechali na miejsce z różnych miejscowości. Rozeszli się do domów około północy różnymi drogami. Telefon Jacka Jaworka padł, ponieważ używał latarki w urządzeniu.

Kiedy 52-latek wrócił do domu rozpoczęła się awantura. To wtedy mężczyzna wyciągnął broń i zaczął strzelać do domowników. Pierwszym jego celem był rodzony brat - jego ciało znaleziono tuż przy wejściu do mieszkania. Następnie mężczyzna zastrzelił bratową i bratanka, który najprawdopodobniej chciał stanąć w obronie matki.

Kobiecie udało się jednak na chwilę przed śmiercią zadzwonić po pomoc. Nagranie z tego połączenia na numer alarmowy urywa się po kilkunastu sekundach. Na policję dzwonili również sąsiedzi, którzy usłyszeli tej nocy strzały.

13-letni Gianni, który urodził się we Włoszech, gdzie rodzina przez pewien czas mieszkała, nie spał w czasie awantury, ponieważ rozmawiał wtedy ze swoją koleżanką w sieci. Kiedy usłyszał awanturę i strzały schował się. Dopiero kiedy uznał, że jest bezpiecznie, uciekł do rodziny.

Broń

Wszystkie trzy osoby zginęły w wyniku ran postrzałowych oddanych we wrażliwe życiowo rejony ciała. Jaworek oddał kilkanaście strzałów. Dziesięć z nich było celnych.

Podczas sekscji zwłok potwierdzono, że napastnik używał broni zasilanej amunicją kalibru 7,65 mm, która była popularna w latach 70. W magazynku mieści się 7-8 naboi, co oznacza, że podczas tragedii sprawca musiał uzupełnić magazynek.

Po dokonaniu zbrodni, morderca wyszedł z domu, jednak nie skorzystał z samochodu małżeństwa, który był zaparkowany pod domem. Nie wiadomo, w którą stronę ruszył Jaworek, pewne jest jednak, że mężczyzna znał tamtejsze lasy jak własną kieszeń - w tamtych rejonach spędził całe życie.

Interwencja

Zgodnie z informacjami, które zostały oficjalnie przekazane, policjanci dotarli na miejsce między 1 a 2 w nocy. Dojechali też ratownicy medyczni.

W tym czasie w gotowości byli też strażacy ochotnicy z Dąbrowy Zielonej. Zostali jednak odwołani przez dyspozytora, kiedy potwierdziło się, że doszło do strzelaniny. Państwowa straż z jednostki w Koniecpolu znalazła się na miejscu dopiero nad ranem.

Śledczy od początku rozważali kilka hipotez: ucieczka za granicę, ukrycie się (możliwe, ze ktoś mógł mu w tym pomagać) lub samobójstwo.

Kilka niezależnych źródeł przekazało, że psy podjęły trop na podwórku i doprowadziły przewodników w miejsce ogniska, gdzie Jaworek przebywał kilka godzin wcześniej - tam zapach był najmocniejszy. Niestety w tym miejscu trop się również urywa - możliwe, że tam wsiadł w samochód i odjechał.

Poszukiwania

Poszukiwania na dużą skalę zaczęły się dopiero kilka godzin od momentu, gdy zbrodnia została ujawniona. To dało Jaworkowi sporo czasu, by uciec. Ktoś mógł go również podwieźć.

Telefon, który wcześniej i tak się rozładował, do tej pory nie zalogował się do żadnej innej lokalizacji.

Mężczyzna mógł również udać się pieszo do Koniecpola (do którego jest zaledwie godzina drogi) i stamtąd złapać pociąg.

Policja nie wzięła jednak takiego scenariusza pod uwagę. Skupiono się na przeczesywaniu terenu wokół wsi, ponieważ założono, że napastnik ucieka pieszo lub odebrał sobie życie i nie zablokowano dróg.

Motyw

Zdaniem prokuratury możliwym motywem zbrodni był konflikt rodzinny wokół pieniędzy, podziału ojcowizny. Mimo że mężczyzna jest zameldowany w Częstochowie, od kilku miesięcy przebywał w Borowcach, mieszkając kątem u swojego brata.

Przed pandemią pracował za granicą, głównie w Niemczech. Po wprowadzeniu obostrzeń przestał jednak wyjeżdżać.

Mężczyzna ma również trójkę dzieci z poprzedniego związku. Dwa miesiące spędził za kratami w związku z niepłaceniem alimentów.

Mieszkańcy opisują mężczyznę jako pewnego siebie i porywczego. Kiedy wypił potrafił chwalić się znajomym, że ma broń.

– Pistolet nosił przy sobie, to była ruska broń – twierdzi jeden z sąsiadów. – Justyna opowiadała, że jak kładł się spać, to pistolet odkładał na krzesło, chwalił się nim, groził. To jest zły człowiek – dodaje.

Na kilka dni przed morderstwem małżeństwo zgłosiło się na policję. Skarżyli się na groźby i agresywne zachowanie niechcianego lokatora. Nie wspomnieli jednak o tym, że mężczyzna ma nielegalną broń.

– Było to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Jacka Jaworka na ich szkodę, a miało polegać na kierowaniu wobec nich gróźb karalnych. Chodziło o groźby werbalne. To zawiadomienie jest dość zwięzłe w treści. Nie było mowy o żadnej broni – mówił prokurator Krzysztof Budzik z częstochowskiej prokuratury.

Dziennikarze Onetu ustalili również, że rodzina zbierała dowody, mające pogrążyć Jacka Jaworka. Zamordowana kobieta dysponowała zdjęciami, które zdążyła wywołać przed śmiercią, na których widać broń należącą do 52-latka.

Na miejscu zbrodni nie znaleziono broni, co może sugerować, że Jacek Jaworek cały czas znajduje się w jej posiadaniu.

WP

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo