Nad Wisłą pokutuje przesąd, że Polska zbuduje swoją potęgę w strefie wpływów Rosji. Łukasz Gadzała z Klubu Jagiellońskiego słusznie zauważa, że dewastacja Ukrainy - pod pretekstem zachowania jej integralności terytorialnej - osłabia Polskę.
- Przed wojną można było przeczytać, że konflikt na Wschodzie mógłby być korzystny dla Polski, ponieważ potwierdziłby słuszność polskich intuicji co do prawdziwej natury państwa rosyjskiego, a ponadto wreszcie zapewniłby nam silną obecność wojsk amerykańskich w Polsce. – pisze analityk.
"Dziesiątki tysięcy ofiar, miliony uchodźców, zniszczona duża część wielkiego kraju sąsiadującego z Polską, załamanie stabilności w naszej części Europy, groźby nuklearne, niepewność gospodarcza, marginalizacja całej Europy jako poważnego aktora politycznego, a także coraz większa militaryzacja polityki międzynarodowej powinny skłonić do szczątkowej choćby refleksji, czy aby na pewno państwu średniemu o umiarkowanym potencjale wojskowym – czyli takiemu jak Polska – wojna w Europie może się opłacić."
Grzęznąc w błocie na Wschodzie Warszawa może nie zdążyć wsiąść do pociągu, który zmierza w kierunku multipolarnego ładu.
Chiny przeszły do ofensywy dyplomatycznej. Czy chodzi im o sprawowanie dominacji w świecie? Raczej nie. Inicjatywa Pekinu, naprzeciw której wychodzi Scholz i Orban, jest wyrazem przeobrażenia ładu światowego, którego nie chcą dostrzec i zrozumieć proatlantyckie elity.
Zachodzą zmiany, które nie byłyby do pomyślenia dekadę temu. Linia demarkacyjna zarysowuje się między ubożejącym i spanikowanym Zachodem a światową większością to jest krajami BRICS, w stale poszerzającym się składzie. Jeżeli dołączy do nich Indonezja i Argentyna przewaga populacyjna nad kulejącym demograficznie Zachodem będzie spektakularna.
Wtrącanie się Ameryki w stosunki wewnętrzne w niemal każdym zakątku świata, jej patologiczna potrzeba kontrolowania i wywoływania konfliktów, dochodzenie do dominacji przez złamanie reguł prawa międzynarodowego wykreowało wizerunek hegemona nieprzewidywalnego i skoncentrowanego wyłącznie na sobie, nie przebierającego w środkach, a jednocześnie dziwnie przy tym słabego. Władcza retoryka Ameryki nie wywiera wrażenia na byłych koloniach francuskich czy angielskich, które jednoczą się wokół Chin i Rosji, wychodzą poza łupieżczy amerykański schemat monetarny, zacieśniają między sobą współpracę i szanse dostrzegają w wielobiegunowej wzajemności.
Chiny umiejętnie i konsekwentnie tkają kontynentalną sieć wymiany handlowej, tańszą i alternatywną dla morskiego bogactwa korporacyjno-amerykańskiego.
System bezpieczeństwa międzynarodowego również wymyka się spod kontroli Waszyngtonu. Żeby gdzieś zapanował pokój najpierw wyrzuca się jankesów albo przynajmniej dyplomatycznie ich ignoruje.
Turcja, Iran i Rosja mimo dzielących te kraje różnic wypracowały - ostro sabotowane przez USA - porozumienie pokojowe w Syrii, które przetrwało próbę czasu.
Dziś Chiny udają się po kooperację pokojową do pozasorosowskiego jasnego punktu Europy. W Budapeszcie ich minister spraw zagranicznych, druga osoba w państwie planuje ominięcie hegemonii atlantyckiej. Orban już się nie boi - nie jest sam. Dzielnie nie dawał się zwariować zasiewanej przez premiera Morawieckiego panice moralnej .
Społeczeństwa wpadną w pętlę wielopokoleniowego długu. W ten kierunek reagowania włączył sie nasz rząd. Polskę zaleją fale bankructw i upadłości, podwyżek energii a Węgry zapobiegliwie zastępują skorumpowane KPO pożyczką z Chin. Skąd różnica? Orban odrobił doktrynalną lekcję u wielkich strategów jak Clausewitz, dla którego pokój jest celem wojny i jest ona częścią polityki.
Morawiecki za program polskiej polityki zagranicznej obrał fatalizm (jesteśmy skazani na konfrontację z Rosją), odklejenie od rzeczywistości i totalny chaos teoretyczny, najlepsze podglebie fanatycznej praktyki. Nie wiemy dokąd zmierzamy i po co. Wiedzą to za nas zagraniczni suwereni, którzy przy okrągłym stole wdrukowali w polski genom polityczny wasalizm. Mieli ku temu przesłanki historyczne i dysponowali odpowiednimi narzędziami. Pisze o tym Paweł Zyzak w świetnym opracowaniu "Efekt domina. Czy Ameryka obaliła komunizm w Polsce?". Książkę równie dobrze można by zatytułować "Rockefeller rozdaje karty".
Pozostaje zagadką dlaczego z taką gorliwością i służalczością do tego samego modelu poddaństwa polscy politycy nakłaniają Niemców i Węgrów, dzieląc się z nimi histerycznymi obawami o bezpieczeństwo - o tyle iluzorycznymi, o ile są one odwrotnością geopolitycznego rozkładu sił i rozbieżności interesów w stosunkach międzynarodowych: Ameryka usuwa Europę, zadłuża ją, demilitaryzuje i militaryzuje jednocześnie. Przecież ani my, ani nasi sąsiedzi zza Odry nie jesteśmy państwem buforowym i Rosja nie musi blokować naszego wstąpienia do wrogiego sojuszu. Warszawa jednak za wszelką cenę chce takim państwem - zderzakiem zostać. Życzyć powodzenia Morawieckiemu czy stwórcom nowego świata?
W Chinach namalowali plan pokojowy rozwiązania konfliktu na Ukrainie w 12 punktach. Przedstawiciele Ministerstwa Spraw Zagranicznych Chin opowiedzieli o szczegółach planu.
"Wszystkie strony muszą zachować racjonalność i powściągliwość, unikać podsycania płomieni i zaostrzania napięć oraz zapobiegać eskalacji lub nawet wymknięciu się kryzysu spod kontroli. Wszystkie strony powinny wspierać Rosję i Ukrainę w pracy w tym samym kierunku i jak najszybszym wznowieniu bezpośredniego dialogu, aby stopniowo deeskalować sytuację i ostatecznie osiągnąć kompleksowe zawieszenie broni" - czytamy w trzecim akapicie planu, opublikowanym na oficjalnej stronie internetowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych Chin.
Ponadto Ministerstwo Spraw Zagranicznych kraju zaproponowało poszanowanie suwerenności wszystkich krajów, porzucenie pragnienia własnego bezpieczeństwa kosztem bezpieczeństwa innych i wznowienie negocjacji pokojowych między stronami konfliktu. W planie stwierdza się również, że konieczne jest zachęcanie i wspieranie wszelkich środków, które przyczyniają się do złagodzenia kryzysu humanitarnego, w celu ochrony ludności cywilnej przed atakami. Akapity siódmy i ósmy odnoszą się do znaczenia zapewnienia bezpieczeństwa elektrowni jądrowych i ignorowania rozwiązania konfliktu za pomocą broni jądrowej.
Może ten dość ogólnikowy ton chińskiego MSZ jest głosem normalności.
Komentarze